niedziela, 8 września 2013

Chapter 6

*** Natasha ***

      Rozejrzałam się szukając wzrokiem naszej księżniczki, lecz nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Jakoś mnie to nie ruszyło. Weszłam w głąb sali w której za chwilę miały odbyć się lekcje. Stanęłam obok okna, obserwując jak strużki wody spływają po szybie. Na dworze strasznie padał deszcz, lubiłam taką pogodę - jak nie musiałam biegać w tym błocie. Przypomniała mi się sytuacja w łazience. Nie było mi ani trochę szkoda tej małej suki. Zasłużyła sobie na to. Mogła mnie zapytać jak się ma ubrać na te cholerne lekcje, nie wiem czy bym jej powiedziała, no ale mogła chociaż spróbować. A tak ucierpiała cała grupa. Pan Fortman nigdy nie był miły, nigdy nawet nie próbował. Odkąd tu jestem, zawsze nas gnoił jak psy. Jak pierwszy raz się spóźniłam na zajęcia, też inaczej byłam ubrana. Ale ja to co innego. Poradziłam sobie z nim i nie dostałam żadnej głupiej kary. Ja jestem sprytna w porównaniu do tej małej dziwki. Do tego będzie musiała pracować z naszym kolegą Malikiem. Nasze gołąbeczki oni coś kombinują. Nie wiem jeszcze co, ale mam zamiar się dowiedzieć i wykorzystać to przeciw niej.
Podwinęłam rękawy swojego cienkiego sweterka, bo było mi już trochę ciepło. Miałam na sobie czarne legginsy, białą bokserkę i na to narzucony szary, cienki sweterek. Na moich nadgarstkach znajdowały się jeszcze bandaże, po ostatnim razie gdy w ręce trzymałam żyletkę.
Założyłam jeden kosmyk włosów za ucho, gdy nagle poczułam czyjeś silne ręce oplatające moją talię.
- Witaj piękna - powiedział po czym zaczął całować moją szyję, odchyliłam głowę dając mu lepszy dostęp do niej.
- Gdzie byłeś? - zapytałam.
- W twoim pokoju, ale ciebie już tam nie było - zaczął - była za to twoja mała koleżaneczka - powiedział na co odsunęłam się od niego, chłopak zdezorientowany spojrzał na mnie.
- Gadałeś z nią? - zapytałam.
- Tak, a co? - odpowiedział mi, chowając dłonie do kieszeni jeansów.
Jak zwykle wyglądał seksownie. Koszula odpięta do połowy ukazująca jego tatuaże, za którymi tak szaleję, spodnie ciasno opinające jego nogi, a na głowie miał zawiązaną bandanę, co czyniło go jeszcze bardziej seksownym o ile jeszcze to było możliwe.
- O czym gadaliście? - zapytałam, może Ivy powiedziała coś Harremu o naszym małym incydencie w toalecie, naprawdę mam to gdzieś, ale wolę jednak wiedzieć.
- Kurde Nat, o niczym ważnym. Co cie to tak interesuje? - zapytał z politowaniem.
- Tak szczerze to mam to w dupie. – warknęłam wymijając go - Nie chcesz, nie mów. Nie mój popieprzony interes. - podeszłam do drzwi w celu wyjścia z sali lekcyjnej. Chciałam iść do pokoju trochę się rozluźnić i zapomnieć o Ivy i wszystkim dookoła. Miałam trochę towaru, więc byłam szczęśliwa, jednak nie dane było mi wyjść, bo wpadłam na kogoś. Tym „ktosiem” okazała się dziewczyna, której z całego serca nienawidzę i chłopak, którego jak bym mogła to bym zabiła. Ivy i Coner. Coner i Ivy.
- Uważajcie jak chodzicie. - wysyczałam.
- Przepraszam. - powiedziała zmieszana dziewczyna, na co tylko spojrzałam na nią żałośnie.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał Coner.
- A co cię to obchodzi frajerze, chyba nie muszę ci się z wszystkiego tłumaczyć? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Są lekcje - zauważył.
- Jej spostrzegawczy jesteś. - odgryzłam mu się - A teraz odsuńcie się, chce przejść.
Jak powiedziałam tak zrobili, a ja skierowałam się w stronę schodów, lecz znów nie dane mi było dojść do celu gdyż usłyszałam głos swojego opiekuna.
- Natasha - odwróciłam się na pięcie.
- Czego? - warknęłam.
- Hej, hej. Spokojniej. - powiedział.
- Sorry - odpowiedziałam.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał, widząc, że szłam w odwrotnym kierunku do drzwi Sali zajęć.
- Musiałam do toalety. - skłamałam.
- To zaraz pójdziesz - zaczął - a teraz wejdź do klasy. - wskazał na drzwi.
Westchnęłam idąc znów w kierunku z którego przybyłam. Weszłam do sali słysząc śmiech Harry’ego, na co miałam ochotę go uderzyć, a później dźwięk zamykanych drzwi. Skierowałam się do swojego stałego miejsca na końcu sali, ale coś mi nie pasowało bo było zajęte przez NIĄ.
- Wypad. – powiedziałam, dając jedną rękę na biodro, stojąc nad nią i dokładnie obserwując co będzie robić.
- Przepraszam. – pisnęła cicho i szybko zabrała swoją ohydną torbę z mojej ławki.
Żałosne. Wywróciłam oczami, gdy po raz setny na podłogę spadł jej o ołówek, gdy zbierała się z mojego miejsca.
- Natasha, nie mamy całego dnia. – usłyszałam donośny głos naszego nauczyciela od angielskiego.
- No właśnie księżniczko. Nie mamy. – warknęłam, dalej stojąc nad zbierającą się Ivy.
- Natasha, usiądź gdzie indziej. – rzekł spokojnie pan Campbell.
- Nie, to moje miejsce. – podniosłam niekontrolowanie głos.
- Natychmiast siadasz w pierwszym rzędzie! – zarządził, surowo na mnie patrząc. Szarpnęłam moją torbą z ławki, uderzając lekko dziewczynę. Posłałam jej groźne spojrzenie i ruszyłam w kierunku wolego miejsca, znajdującego się zaraz przed biurkiem pana Campbell’a.
Opadłam na krzesło ignorując zduszone śmiechy innych uczniów. Poniżyła mnie przed całą klasą! Na pewno zrobiła to specjalnie. Uśmiechnęłam się szyderczo sama do siebie. Jeszcze tego pożałuje.

Po dziesięciu minutach słuchania wykładu nauczyciela na temat czasów, a raczej nudzenia się, wyszłam do toalety. Gdy szłam właśnie w tym kierunku, przyszedł mi do głowy lepszy pomysł. Potrzebuję się zrelaksować i odstresować. Zadowolona ze swojego pomysłu, bezszelestnie przemykałam korytarze budynku, by po chwili znaleźć się w swoim szaro-burym pokoju. Pieprze to życie. Podeszłam do łóżka Ivy i rozpięłam poszewkę jej poduszki. Wymacałam ręką dwa dobrze mi znane, niezbędne do życia przedmioty. Z plastikowego woreczka wyciągnęłam susz kwiatu konopi i wetknęłam go do szklanej lufki. Rozejrzałam się jeszcze raz czy dla pewności po pokoju i usiadłam na parapecie, uchylając okno. Zapaliłam i zaciągnęłam się. Trzymałam chwilę dym w płucach, by faza mnie szybciej złapała. Zaciągnęłam się raz, drugi, trzeci i po chwili zaczęłam odczuwać skutki.
- Nat! – usłyszałam podniesiony szept mojego chłopaka. – Co ty kurwa wyprawiasz? – wyrwał mi z ręki już zasadzoną lufkę.
- Mam na to papiery. – powiedziałam i zaraz wybuchnęłam śmiechem.
- Papiery-szmery. – zaczął machać dłonią w kierunku szczeliny w oknie.
Lufkę wraz z zwęgloną już marihuaną, spuścił w toalecie. Latał po pokoju jak oparzony co wywoływało u mnie coraz większy śmiech. Zbierał wszystkie dowody mojego przestępstwa, a torebeczkę z suszką schował pod materac Ivy. Wyglądał tak pięknie jak się o mnie martwił.
- Nat? – zaczął zdezorientowany gdy usiadłam mu na kolanach i zaczęłam go całować. Chwilę protestował, ale zaraz się poddał moim zalotom. Włożył mi ręce pod bluzkę i delikatnie jeździł opuszkami palców po plecach. Nasze wargi nie odrywały się od siebie ani na moment. Rządna jego bliskości i ciała, zdjęłam jego koszulę. Harry długo nie pozostawał mi dłużny. Szybkim ruchem zdarł ze mnie górną część ubrania, nie odrywając swoich warg od moich. Uśmiechnęłam się szeroko na jego głodne, pełne pożądania spojrzenie.
- Ale ty jesteś seksowna. - przygryzł moją wargę.
Popchnęłam go na łóżko i zaczęłam jeździć dłońmi i językiem po jego nagim torsie. Gdy moje krwistoczerwone, od podniecenia wargi muskały delikatnie jego dolną część brzucha, usłyszałam głośne chrząknięcie.
- Nie przeszkadzam?
W drzwiach pokoju stał pan Campbell. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. W sumie co mnie to obchodzi. Przeszkodził mi.
- Po pierwsze, puka się. - podniosłam się z kolan chłopaka - Po drugie, tak, przeszkodziłeś nam.
Mężczyzna spiął się na chwilę ze złości ale szybko opanował. Pan Campbell zawsze próbował być dla nas dobry. Cóż, nic mu to nie da, bo i tak nim gardzę.
- Natasha, za to zostaniesz wydalona z tej szkoły i przeniesiona do Hempshire o dwukrotnie podwyższonym rygorze. - jego głos próbował być łagodny, ale i tak dało się wyczuć w nim złość.
- Hempshire?! - zerwał się Harry - Pan nie może!
- Ton chłopcze. - ostrzegł go Campbell. - Sama się o to prosi. A ty Styles, lepiej nie skończysz.
- Ale ona tam nie wytrzyma nawet tygodnia!
Czy mi się zdawało czy Harry Styles się za mną wstawia? Miałam wrażenie, że ma mnie w dupie. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Ale panie Campbell, to się już więcej nie powtórzy. Obiecuję. - podeszłam do niego uwodzicielsko i przejechałam palcem po odsłoniętej części jego klatki piersiowej. 
- Nie Natasha. Wylatujesz.

***

PRZEPRASZAM, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, wiem rozdział miał być już dawno, ale nie miałam czasu go napisać. Jak zauważyliście lub nie, mamy nową autorkę bloga, nie pisałam tego rozdziału sama, ale pomagała nam nasza nowa koleżanka :) Następny należy do Katy i Edith :) Mam nadzieję, że wam się ten spodoba i liczę na komentarze i dziękujemy bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)