niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 45

 ***Ivy***

W mojej głowie cały czas miałam słowa obcego dla mnie chłopaka, który rozmawiał z Harrym. Nie rozumiałam skąd on mnie zna, skąd wie o tym wszystkim co się stało, ale byłam pewna, że ma on bardzo dobre stosunku z Jamesem co nie wróżyło niczego dobrego. Zresztą jakiekolwiek stosunki z byle kim w tym ośrodku nie wróżyły nic dobrego, i przekonałam się o tym na własnej skórze. Ale w końcu uczymy się na własnych błędach prawda? Uświadamiamy sobie, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki co chociaż, trochę ratuje nas przed kolejnymi błędami i zatraceniem się w tej ciemnej stronie naszej duszy. 
Oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać. Każdy może bronić samego siebie mówiąc, że on nie ma tej drugiej, złej strony. Tylko czy aby na pewno tak jest? Według mnie w każdym człowieku jest mała cząstka, która zawsze chce tego złego. To od nas samych zależy czy damy się jej rozwinąć czy nie. 
Ja chyba jej pozwoliłam. Tak samo jak on, i tysiące innych osób zatracałam się coraz bardziej w pustce, która była moim własnym bunkrem, ale również moim cierpieniem. Niszczyła mnie, a ja nawet nie próbowałam się bronić bo nie widziałam w tym sensu. 
Dla kogo miałabym to zrobić? Dla moich rodziców? Dla Harry'ego? Natashy? Zayn'a? Nie. Na pewno nie. Oni nie mieli dla mnie nawet najmniejszego znaczenia tak samo jak ja nic nie znaczyłam dla nich. Byliśmy po prostu grupką osób, które żyły obok siebie, ale nigdy nie poczuły wzajemnego zrozumienia czy ciepła. 
Nawet dla moich rodziców byłam całkowicie obcą osobą. Oni mnie nie znali, nie wiedzieli czego potrzebuję, pragnę. Wiedzieli tylko to, że ich nienawidzę. Każdy kto poznał nas choć trochę wiedział, że nie jesteśmy taką idealną rodziną jaką wydawało się, że byliśmy. To nawet w pewnym sensie jest śmieszne. Potrafiliśmy nabrać wszystkich w około, do tego stopnia, że nawet my sami w pewnych momentach zaczynaliśmy w to wierzyć. To było dawno i już nigdy nie wróci, ale w końcu wszystko przemija. My też przemijamy. 
Gdy zmarli moi dziadkowie moja niania tłumaczyła mi, że ludzie to świeczki. Palimy się niewidocznym ogniem i po prostu gdy któraś świeczka gaśnie, człowiek umiera, ale nadal zostaje przy nas jako niewidzialny dym, który zakorzenia się w naszych sercach. 
Czy naprawdę tak jest? Może w niektórych przypadkach. Moich dziadków zapamiętam do końca życia i zawsze będę miała do nich szacunek, to jet pewne. Ale czy gdy moi rodzice odejdą z tego świata pozostawią po sobie ten niewidzialny dym? Wątpię aby ich strata była dla mnie jakąś wielką traumą. Pewnie będzie mi smutno przez kilka dni, ale nie odczuję żadnego żalu czy złości, że nie byłam blisko nich. Ja tego chciałam. Starałam się do nich zbliżyć, ale oni tego nie chcieli. Nie potrzebowali mojego uśmiechu, czy widoku szczęśliwej dziewczynki. Potrzebowali tylko i wyłącznie maski idealizmu, którego nie zawsze im dostarczałam. Tak właśnie było i nikt ani nic tego nie zmieni. 
Po sali rozniósł się dzwonek informujący wszystkich, że na dziś skończyliśmy wszystko co było dla nas zaplanowane. Wstałam z niewygodnego krzesła i chwyciłam z ławki swoje książki i zeszyt po czym niezauważalnie wyszłam z klasy chcąc uniknąć spotkania z Zayn'em. Starałam się go unikać ignorować jego wzrok na sobie albo nie słuchać jego głosu gdy któryś z nauczycieli o coś go zapytał. To było trudne. Cholernie trudne, a on mi tego wcale nie ułatwiał, a wręcz przeciwnie wszystko utrudniał i komplikował. 
Nie rozumiałam tylko dlaczego on to robił. Może i go sprowokowałam do kłótni, ale to on dał mi do zrozumienia, że jestem nic nie znaczącą szmatą, którą chciał tylko przelecieć. Dlatego powinien mi pomóc. Jego obowiązkiem było nauczenie mnie jak mam żyć bez niego i jak mam go ignorować. 
Tuż obok mnie przeszła Natasha, która najwyraźniej starała się uciec przed Harrym. Obydwie uciekałyśmy przed kimś kto był dla nas ważny. 
Nie rozumiałam swojego postępowania i tego dlaczego zamiast pójść do siebie do pokoju poszłam właśnie do Natashy. Nienawidziła mnie za to, że rozmawiałam z tą całą Victorią, a ja dla swojego własnego spokoju musiałam jej to wszystko wytłumaczyć. 
Nie zapukałam do drzwi ponieważ byłam pewna, że ona i tak mi nie otworzy dlatego po prostu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka zaskakując dziewczynę swoją wizytą. Spokojnie weszłam wgłąb pokoju i usiadłam na łóżku, które kiedyś zajmowałam. Obok siebie odłożyłam swoje książki po czym utkwiłam wzrok w zdziwionej a zarazem wściekłej dziewczynie. 
- Nie mam jej tutaj - powiedziałam cicho i spuściłam wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Nie byłam przestraszona tym, że jestem z Natashą w jednym pokoju, byłam tylko onieśmielona tym, że tak długo zwlekałam żeby jej o tym powiedzieć. 
- Po co mi to mówisz? - zapytała i usiadła na drugim łóżku opierając się plecami o ścianę i krzyżując nogi w kostkach. 
- Bo ta cała Victoria to suka i kazałam dyrektorowi ją wypieprzyć - odpowiedziałam i nabrałam większej pewności siebie gdy zobaczyłam, że na ustach Natashy błąka się mały uśmieszek. 
- Ty co zrobiłaś? - zapytała z niedowierzaniem cały czas się we mnie wpatrując. 
- Ona nie miała prawa tutaj być. Nic nie zrobiła, a to nie jest hotel. Postraszyłam dyrektora, że powiem o tym mojemu tacie i to wystarczyło - wzruszyłam lekko ramionami i posunęłam się na łóżku również opierając się plecami o chłodną ścianę. 
- To, że tutaj jej nie ma wcale nie oznacza, że zniknęła na dobre - stwierdziła dziewczyna i westchnęła ciężko.
- Jak na razie zniknęła z życia Harry'ego - powiedziałam i ze spokojem obserwowałam jak zmienia się wyraz twarzy Natashy. 
- Z życia, nie oznacza że z serca - odparła smutnym głosem i wysiliła się na uśmiech.
Westchnęłam i oparła głowę o ścianę po czym zamknęłam oczy marząc aby znaleźć się w jakimś innym, spokojnym miejscu z dala od wszystkich kłopotów. 
- Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? - zapytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. 
- Masz na myśli kochanie? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie. Otwarłam oczy i spojrzałam na nią skoncentrowana. 
- Nie wiem jak to jest kogoś pokochać - odpowiedziałam spokojnie i zmarszczyłam lekko czoło gdy Natasha wywróciła oczami. 
- Oboje jesteście tacy kurwa upierdliwi i głupi.
- Że co? - zapytałam całkowicie zbita z tropy. Nie rozumiałam o czym ona do mnie mówi. 
- Że to. Moglibyście już wszystko sobie wyjaśnić i być szczęśliwi bo męczy mnie to jak udajecie, że nic do siebie nie czujecie - przetworzyłam sobie w głowie jeszcze raz jej słowa i wszystko zrozumiałam. 
Ona mówiła o mnie i o Zayn'ie. O nas jako kimś więcej niż tylko dwójką obcych dla siebie ludzi, którzy za wszelką cenę starają się o sobie zapomnieć. 
- On coś ci mówił? - zapytałam cicho i spuściłam wzrok na swoje nogi. Czułam jak wewnątrz mnie odradza się nadzieja. Jak ten malutki promyczek znów się rozpala. 
- Powiedział mi o waszej kłótni i o tym, że Harry go uderzył - wytłumaczyła mi, a ja poczułam rozczarowanie. Nie wiem czego się spodziewałam. Myślałam, że Zayn powiedział jej, że coś do mnie czuje? Naiwna. On nigdy nie będzie wstanie poczuć do mnie czegoś więcej oprócz nienawiści, która będzie rozrywała naszą dwójkę od środka aż wreszcie wybuchniemy kolejny raz z rzędu niszcząc swoje serca. 
- Pójdę już - powiedziałam i wstałam z łóżka.
- Kochasz go? - słowa Natashy zatrzymały mnie przy drzwiach. Spuściłam głowę na dół i westchnęłam cicho mierząc się z wielkością mojego kolejnego kłamstwa.
- Nie - odpowiedziałam i wyszłam z jej pokoju starając się zapanować nad łzami kłującymi moje oczy. 
Tak było lepiej. Nikt przecież nie musiał znać prawdy. Nawet ja nie musiałam jej poznawać. On skrywał swoje tajemnice, ja skrywałam swoje. O to w tym chodziło prawda? Żeby każdy miał swoje tajemnice, które będą nas poróżniać za każdym naszym spotkaniem. 
Szłam prawie bezgłośnie po pustym korytarzu kierując się do swojego pokoju gdy jakiś szybki ruch na schodach przykuł moją uwagę. O tej porze prawie każdy był na stołówce albo w salonie ciesząc się chwilową wolnością dlatego byłam strasznie zdziwiona tym, że ktoś biega po schodach.
Zaciekawiona i wiodąca jakąś dziwną ciekawością ruszyłam w stronę schodów czując jak moje dłonie zaczynają się trząść bez powodu. 
Zeszłam po cichu ze schodów i wyjrzałam zza ściany na korytarz. Moja dłoń momentalnie zasłoniła usta, z których chciał wydostać się krzyk.
Do ściany był przyciskany chłopak, który rozmawiał dzisiaj o mnie z Harrym. Zayn natomiast mocno napierał swoim ciałem na jego naciskając swoim przedramieniem na jego szyję utrudniając mu tym samym oddychanie. 
- Masz się kurwa zamknąć rozumiesz? - do moich uszu dotarł wściekły głos Zayn'a. Przez moje ciało przeszedł dreszcz nawet jeżeli Zayn nie mówił do mnie i ta wściekłość nie była skierowana na moją osobę. 
- Bo co? - głos drugiego chłopaka był o wiele cichszy i słabszy. - Ona i tak... - przez mocne kopnięcie Zayn'a w brzuch chłopaka połowa jego wypowiedzi została wypowiedziana słabym szeptem, który nie dotarł do moich uszu.
Najwyraźniej słowa bruneta musiały rozwścieczyć Zayn'a ponieważ odsuną się od chłopaka, ale tylko po to aby zacząć go bić. Jego pięści zaczęły lądować na twarzy chłopaka, który nie miał ani najmniejszej szansy żeby się obronić. 
Nie wiem skąd znalazłam odwagę, ale szybko wyszłam zza ściany i podbiegłam do dwójki chłopaków mocnym ruchem odciągając Zayn'a i stając pomiędzy nim a poszkodowanym. 
Zamknęłam mocno oczy gdy zauważyłam jak Zayn bierze zamach do kolejnego uderzenia. Byłam na to przygotowana. Byłam gotowa na silne uderzenie w policzek albo nos, ale nic takiego nie nadeszło. Czułam tylko szybki oddech chłopaka stojącego za mną, którego ochraniałam własnym ciałem. 
Gdy doszło do mnie to, że nikt mnie nie uderzy powoli otwarłam oczy i napotkałam wściekłe i zdziwione spojrzenie Zayn'a. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą i niezauważalnie oparłam się plecami o bruneta będącego za mną. 
- Co ty odpierdalasz - wstrzymałam oddech gdy do moich uszu dotarł nienawistny ton głosu Zayn'a. Jeszcze nigdy tak do mnie nie mówił i w sumie miałam nadzieję, że nigdy nie usłyszę tej nienawiści oraz żalu. 
- O to samo mogę zapytać ciebie - odparłam i przełknęłam ślinę. W ustach mi zaschło, a dłonie trzęsły się jak nigdy dotąd. 
- Odsuń się od niego - Malik był pewny, że jego przyciszony głos zmusi mnie do odsunięcia się od chłopaka, którego uratowałam, ale ja wcale nie zamierzałam tego zrobić. 
Odwróciłam się tyłem do bruneta i chwyciłam pod ramię ocalałego chłopaka chcąc zaprowadzić go gdzieś gdzie nie będę pod czujnym spojrzeniem Zayn'a. 
- Dasz radę iść? - zapytałam gdy zobaczyłam jak chłopak skrzywił się gdy zrobił jeden krok w przód. 
- Tak. Dam radę - odparł mi i byłam pewna, że już kiedyś miałam przyjemność go poznać.
- Który to twój pokój? - zapytałam gdy byliśmy na piętrze chłopaków. Chłopak podniósł rękę i wskazał na drzwi do pokoju, który mieścił się tuż obok pokoju Zayn'a. 
Z wielkim trudem udało mi się dojść z chłopakiem na koniec korytarza, a potem otworzyć drzwi od jego pokoju i posadzić go na łóżku. 
- Zawołam pielęgniarkę - powiedziałam i chciałam się wycofać z pokoju, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Nie trzeba Ivy - odwróciłam się i spojrzałam na niego zdziwiona. - Możesz już iść. Dziękuję za pomoc.
Wyczułam, że nieznajomy woli zostać sam dlatego pokiwałam delikatnie głową i wyszłam z jego pokoju zostawiając go samego sobie. Jeżeli będzie czegoś potrzebował poprosi o pomoc któregoś ze swoich kolegów. 
***
Leżałam w całkowitej ciemności starając się zasnąć, ale moja błoga ucieczka od rzeczywistości wcale nie nadchodziła i miałam wrażenie, że to po prostu będzie kolejna bezsenna noc. I wtedy gdy miałam zamiar wstać usłyszałam jak ktoś majstruje przy drzwiach od mojego pokoju, które po chwili otwarły się z cichym skrzypnięciem. Nie bałam się. Wiedziałam kto to. 

***Zayn***

Otwarłem cicho drzwi i szybko wślizgnąłem się do środka chcąc pozostać niezauważonym. Oparłem się plecami o drzwi i spojrzałem na nią. Leżała zaplątana w kołdrę z rozrzuconymi włosami. Jej twarz wyrażała sam spokój, a ja byłem pewny, że śni teraz o czymś dobrym. 
Przysunąłem sobie krzesło do jej łóżka i uśmiechnąłem się lekko gdy przekręciła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz. 
- Moja słodka - powiedziałem cicho i odgarnąłem delikatnym ruchem jej włosy na bok tak abym mógł w spokoju podziwiać jej piękną twarz. - Wyglądałaś dzisiaj ślicznie. Byłaś taka niewinna i delikatna we wszystkim co robiłaś, a potem stanęłaś pomiędzy mną, a Louisem i wyglądałaś jak wściekła bogini. Moja bogini - miałem wrażenie, że ona mnie słucha. Nawet jeżeli śpi, to przyswaja wszystkie moja słowa, które jutrzejszego poranka będą dla niej wspomnieniem ze snu. 
Chciałem zabrać rękę z jej twarzy, ale wtedy jej mała dłoń chwyciła moje palce przytulając się do mojej ręki. 
- Zostanę z tobą księżniczko - wyszeptałem i nachyliłem się całując delikatnie jej usta i wtedy wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Ivy oddała pocałunek uświadamiając mi, że tak naprawdę ona wcale nie śpi. 
- Zostań ze mną - poprosiła cicho nie otwierając oczu, tylko całując lekko moje palce. 
Moje serce zabiło szybciej i miałem ochotę tam zostać, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi coś innego.
Dlatego wstałem z krzesła i wyrywając dłoń z jej uścisku - wyszedłem.
----------------------------------------------
A więc mamy kolejny! Łiiiiii. Nie mogę uwierzyć, że to już 45 O.O Kiedy to zleciało? Nie rozpisuję się dużo bo nie ma o czym. Znaczy DZIĘKUJĘ wam za komentarze. To chyba nie było takie trudne co nie? Mam nadzieję, że nadal będzie komentować bo to naprawdę nam POMAGA ♥
A więc miłego tygodnia słoneczka! :*
Przepraszam za ewentualne błędy. 
Kamila♥

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 44

                                    
             Czytasz = komentujesz

                  *Natasha*
                muzyka

Siedziałam w ciemnym pokoju sama od równego tygodnia z przerwami na toaletę. Nie wpuszczam nikogo, chociaż wiele razy słyszałam pukanie do drzwi. Czułam się wykorzystana i jedyne na co miałam teraz ochotę to żyletka i mimo, że jej tak pragnęłam dałam obietnicę, że jej nie użyje. Przecież obiecałam.
Odwróciłam głowę w kierunku małego drewnianego pudełeczka w, którym skrywałam mój straszny sekret. Pamiętam jak Harry wypytywał co tam mam, zawsze odpowiadałam, że coś co mnie uspokaja i przypomina stare czasy. Nie drążył tematu co mnie niezmiernie cieszyło.
Zeszłam z łóżka kierując się w stronę pudełeczka, które otworzyłam. Blaszane przyjaciółki i białe tabletki spowodowały, że uśmiechnęłam się lekko.
"Dalej Natasha, nie pozwól rządzić sobą".
Przygryzłam wargę, chwytając jedną z żyletek. Moje palce delikatnie obracały narzędzie, a serce na chwilę zamarło.
Zamknęłam oko, lekko przejeżdżając po udzie, jednak nie na tyle mocno, abym mogła przeciąć skórę. Zadrżałam czując się źle. Odłożyłam żyletkę do pudełka zamykając je z głośnym trzaskiem.
Czułam się strasznie, wszystko mieszało  się ze sobą i czułam, że zaczynam tracić zmysły.
Usiadłam na skraju łóżka chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam poradzić sobie z faktem, że ktoś kogo kochałam miał zniknąć z mojego życia. Pragnęłam mieć go całego, jednak nie uwzględniłam wszystkich przeszkód.
-Natasha?-kolejny raz dzisiejszego dnia usłyszałam głos Zayn'a zza masywnych drzwi. Tym razem usłyszałam zgryzotę i pełną niepokoju chrypę.-To już tydzień. Martwię się.-postukał palcami w drzwi.-Proszę otwórz.-zaskomlał jak mały pies.
Nie wiem czy to przez zbyt dużą ilość samotności, czy fakt, że wyczułam w jego głosie tęsknotę, ale otworzyłam moją tarczę, po to aby Mulat porwał mnie w ramiona, zamykając za nami drzwi. Nie mogąc wytrzymać po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy o Ciebie.-wymamrotał w moje włosy, delikatnie stając w jednym miejscu. Odsunęłam się lekko od niego i żałowałam, że widzę go w tym stanie. Jego oczy były spuchnięte, jakby płakał albo nie spał cały ten czas, nie miał uśmiechu na twarzy, a jego oczy były bez duszy, bez jakiegokolwiek szczęścia, a na twarzy zagościł charakterystyczny zarost, który tak szczerze bardzo mi się podobał, ale teraz nawet on wyglądał jak zraniony. Wiem, że to irracjonalne, ale patrząc na Zayn'a, moja dusza cierpiała. Wygląda na wykończonego, ale coś mi podpowiada, że nie tylko przeze mnie. Mój biedny Zayn.
-Boże Natasha odezwij się.-zwilżyłam usta językiem, jednak ciężko było mi wykrztusić z siebie cokolwiek, skoro przez tyle dni jedyne odgłosy jakie wydostawały się z moich ust, to krzyki przy płaczu.
Starłam słone stada łez, po to, aby dać miejsce następnym.
-Natasha?-podszedł bliżej, spoglądając prosto w moją duszę.-Cięłaś się?-lekko podniósł głos, nerwowo zaczynając podnosząc rękawy bluzy, jednak nie znalazł na nich nic.
Załkałam kolejny raz.
-Chciałam to zrobić, ale ja..ja po prostu.-uśmiechnęłam się mętnie kręcąc głową. Zayn podniósł końce ust, jednak po chwili odpadły, jakby nie miał siły nawet na to.
-Nie zrobiłam tego, tylko i ze względu na obietnice Zayn, którą złożyłam Tobie.-jego oczy zaszkliły się dumą na co wygięłam usta w uśmiechu.
-Naprawdę?-przygryzł wargę, oddychając głębiej.
-Oczywiście, jesteś ostatnią osobą w moim życiu, dla której chce żyć bracie.-wzruszyłam ramionami, wycierając ostatki łez.-Jeżeli to spierdolisz, nie zobaczysz mnie więcej.-opuściłam wzrok, kierując się w stronę łóżka na, którym usiadłam.
-Nie mów tak, dobrze wiesz, że każdy ma prawo do tego, aby podwinęła się mu noga.-mruknął siadając koło mnie.
-Raz okej, dwa okej, ale jeżeli ktoś wbija Ci nóż w serce co chwilę, wtedy tracisz wiarę, umierasz od środka, i chociaż chcesz się podnieść nie dajesz rady.-spojrzałam na jego zatroskaną buzie. -Pamiętaj Zayn, że nie potrzeba noża aby skrzywdzić człowieka, wystarczy dobrać odpowiednio słowa, wystarczy trafić w czuły punkt i człowiek cierpi bardziej niż jakby wbić mu nóż w udo.-widziałam po nim, że znowu stało się coś z nim i Ivy. Chłopak spojrzał w stronę okna, a później znowu na mnie.
-Powiedziałem, że to między nami to tylko zabawa, że chciałem ją tylko przelecieć, a później powiedziałem o gwałcie jak ostatni skurwysyn.-zakrył twarz rękoma, kciukami pocierając skronie. Przeniosłam dłoń na jego plecy lekko masując. Nie wiedziałam co dzieje się pomiędzy tą dwójką, ale widzę jak Zayn patrzy na Ivy i to z pewnością nie jest jakaś głupia gra.
-Później przyszedł Harry i dostałem od niego w twarz.-nie mogąc wytrzymać, po prostu zaśmiałam się tak głośno i sarkastycznie, że o mało nie udusiłam się przez brak powietrza.
-Harry jest pieprzonym obrońcom Ivy? Widziała co mi zrobiła a mimo to nadal się z nim przyjaźni?!-wściekła wstałam na równe nogi. -Poza tym jeśli Harry myśli, że Ty jesteś tym złym to muszę go zaskoczyć, ale to on znajduje się na pierwszej pozycji, nawet James nie jest tak paskudny jak on!-zdenerwowana miotałam rękoma na prawo i lewo, a wiązanki  nowo narodzonych przekleństw opuszczały moje usta.
Zayn zaśmiał się ciepło.
-Spójrz na nas Natasho. Dwójce zniszczonych do szpiku kości osób zachciało się miłości.-zakpił kręcąc z niedowierzaniem głową. Zaśmiałam się razem z nim.
-Wymyślmy jakąś chwytną nazwę, głupią piosenkę i zaistniejemy w telewizji Zayn!-klasnęłam w dłonie, i mogę powiedziesz szczerze, że nie czułam się aż tak fatalnie jak kilka minut wcześniej.
-Wiesz coś o Victori?-spytałam, nawet nie zastanawiając się głębiej nad pytaniem.
-Nie wiem nic maleńka, i szczerze mam to w dupie. Ale wiem, że Niall dużo razy pytał o Ciebie.-wzruszył obojętnie ramionami. Nie rozumiałam zamiarów Niall'a i szczerze od tamtego momentu mam go za czubka. Jego śmiech, kiedy ta cała Victoria podeszła do Harrego, widział jak płacze, ale był obojętny. Przerażał mnie.
-To nie jest istotne.-uśmiechnęłam się pusto.-Jesteś zmęczony, idź spać.-nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się tak troszczyć o kogokolwiek a tu taka niespodzianka.
-Mogę tutaj zostać?
-Pewnie, połóż się spać a ja pójdę do kuchni zrobić Ci herbaty i postaram się ukraść jakiegoś batona.-cmoknęłam jego czoło, po czym wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Chciałam przemknąć nie zwracając na siebie uwagi. Bezproblemowo dotarłam do kuchni, gdzie na całe szczęście udało mi się zabrać dwa batony i zrobić Zayn'owi herbatę. Wracając spotkałam jedynie kilka zdziwionych spojrzeń, ale szczerze to nie przeszkadzało mi, że ludzie się na mnie patrzą.
          Weszłam na ostatni schodek, automatycznie kierując się do pokoju w, którym był Zayn, jednak na moje nieszczęście z pokoju Ivy wyszła ona, Harry i Victoria. Moje serce zamarło na kilka długich sekund, po to aby przyswoić wszelkie zebrane informacje.
Cała trójka stanęła w miejscu jakby zobaczyli dycha. Cóż, pewnie cieszyli się, że nie ma mojej osoby w ich życiu.
-Natasha.-Ivy przemówiła jako pierwsza i chciała podejść, jednak zatrzymałam ją w miejscu machnięciem ręką.
-Nie.-mruknęłam załamanym głosem, podchodząc do drzwi.
"Zdobądź się na odwagę kochanie, nigdy nie odwracaj się plecami nie mówiąc nic."
Słowa babci zabrzmiały w mojej głowie. Skinęłam sama do siebie głową, odwracając się do nich przodem.
-Victoria.-splunęłam, obserwując jak delikatnie przenosi swój wzrok na mnie.-Proszę opiekuj się nim. Mimo tej osłony, on nie jest niezniszczalny, każde z nas ma słaby punkt.-Harry patrzył na mnie i słuchał.-Nie daj go skrzywdzić nikomu, mów mu codziennie, że go kochasz, że jest ważny, on bardzo szybko traci wiarę w siebie, przytulaj i całuj, kiedy będzie spał.-moja dolna warga lekko zadrżała.-Harry się nie przyzna, że jest mu źle, jednak, kiedy Ty to zauważysz to spójrz mu w oczy i powiedz, że jest dla Ciebie wszystkim. A przede wszystkim nie wymagaj od niego zbyt wiele, on ma cholerną zajawkę na łamaniu serc.-fuknęłam, chociaż kosztowało mnie to uściskiem w serdu. Odstawiłam herbatę i batony na ziemię, po to aby zerwać łańcuszek, który dostałam od Harrego. Chłopak wezbrał dużo powietrza i widać było, że jest zdenerwowany. Spojrzałam ostatni raz na łańcuszek po czym podeszłam do loczka. Spojrzałam w jego zielone oczy, ale jedyne co widziałam to moje odbicie, nie było go tam.
-Wydaje mi się, że już dawno wymieniłeś zamek, a ja na siłę starałam się wedrzeć.-chwyciłam jego dłoń, po to aby włożyć w nią piękny kluczyk. Mimo, że moje serce w tym momencie pękało na miliardy kawałeczków, moja twarz była skamieniała.
Spuściłam głowę i zaczęłam podchodzić do kubka i batoników. Podniosłam rzeczy, jednak zanim weszłam do pokoju, ostatni raz się odwróciłam.
-Miałam Cię za przyjaciółkę Ivy, a Ty w tym momencie wbiłaś mi nóż w plecy.-wysyczałam z tą mieszanką uczuć jaka towarzyszyła mi przez ostatni tydzień, po czym weszłam do pokoju, zamykając drzwi.
-Wiesz Zayn, wydaje mi się, że herbata to chujowy pomysł. Muszę napić się czegoś mocniejszego.-warknęłam odstawiając rzeczy na małe biurko.

~~*~~
Ostatnie tygodnie były dla mnie masakryczną przygodą. Dzisiaj miałam mieć połowinki, jednak z moimi nauczycielami nie da się dogadać.
Tak samo jak koleżanka z bloga, jest mi kurewsko przykro, widzieć 5 komentarzy pod rozdziałem nad, którym spędziłam cały dzień. Zdaję sobie sprawę, że nie jest rewelacyjny, bo ja się kochani dopiero uczę, jednak nie zdajecie sobie sprawy jaką motywacje dają komentarze.
Jestem rozczarowana i przykro mi. Jest Was tak dużo, a tu 5 komentarzy.
Nie, to nie jest w porządku moi mili.
Nie będę wytyczać ile ma być komentarzy, jednak jeśli przeczytałaś rozdział to skomentuj!
BLOG  <--- zapraszam tutaj.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 43

 ***Ivy***

Nie chciałam zostawiać Natashy samej z Harrym, Niallem i tą dziewczyną, która najwyraźniej wiele namieszała. Mimo tego, że Natasha była na mnie wściekła chciałam stanąć obok niej i pokazać im wszystkim, że nikt nie ma prawa krzywdzić tak bardzo wrażliwej dziewczyny jaką mimo pozorów jest Natasha.
Niestety tylko na chęciach stanęło. Gdy ruszyłam w jej stronę Zayn chwycił mnie pewnie za rękę i pokręcił głową gdy spojrzałam na niego gniewnie.
- Nie wtrącaj się w to - powiedział cicho i pociągnął mnie w stronę sadu, który teraz bardziej odstraszał swoim wyglądem niż przyciągał.
Na żadnym drzewie nie pozostał chociażby jeden liść. Każda gałąź odstawała w inną stronę i mimo tego, że widok był trochę przerażający ja jakoś nieszczególnie odczuwałam strach przed tym miejscem. 
I nie chodziło tutaj raczej o wyczuwalną obecność Zayn'a który szedł tuż obok mnie ocierając się swoim ramieniem o moje.
Bardziej chodziło tutaj o to, że ja czułam się jak te drzewa. Wiem, że porównanie jest niedorzeczne, ale tak właśnie to odczuwałam. 
Byłam całkowicie wyprana z jakichkolwiek dobrych emocji. Odczuwałam tylko złość, smutek, żal i pogardę. Nic pozytywnego. Tak samo jak te drzewa, które wyglądały na wściekłe, jakby ich wygląd był spowodowany nienawiścią całego świata.
One wyglądały wprost źle tak samo jak ja. Nie miałam ochoty dbać o swój wygląd ponieważ moje wnętrze było zdruzgotane. Zmiażdżone i rozsypane jak kora wokół drzew. 
Podobieństwo między nimi, a mną było nieomylne. 
- Wiosną jest tutaj zdecydowanie ładniej - spojrzałam na Zayn'a, który wpatrywał się w niskie drzewo stojące naprzeciwko nas. Nie mogłam nic poradzić na to, że mój umysł zachwycił się spokojnym wyglądem twarzy chłopaka. 
- Tutaj nigdy nie jest ładnie - odpowiedziałam i dotknęłam suchej gałęzi drzewa łamiąc ją w pół. Wpatrzyłam się w kawałek, który pozostał w mojej dłoni wyobrażając sobie, że... Właściwie nic sobie nie wyobrażając. 
- Idzie się przyzwyczaić - odparł chłopak i wyciągnął kawałek gałęzi z mojej ręki jakby bał się, że mogę sobie coś nim zrobić. 
- Nie mam zamiaru przyzwyczajać się do tego miejsca - powiedziałam i wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. - Chcę stąd wyjść jak najszybciej - dodałam i spojrzałam na mur odgradzający nas od wolności, której bardzo pragnęłam i potrzebowałam.
- I co wtedy? Wrócisz do swojej pojebanej rodzinki? - zamknęłam oczy słysząc jego suche słowa. Mogłabym teraz zaczął na niego wrzeszczeć, ale po co? Nie było w tym sensu skoro miał rację. 
- Nie - powiedziałam i spojrzałam na niego, zawieszając wzrok na jego ustach. - Powinieneś mnie zostawić. Pozwolić być szczęśliwą.
- Kiedy? 
- Dzisiaj. Albo już wczoraj, nie wiem - doskonale wiedziałam, że jest już cholernie późno, ale nie wiedziałam dokładnie czy moja chwila szczęścia była jeszcze dzisiaj czy już niestety wczoraj. 
- Nie będziesz ćpała Ivy - zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową uświadamiając sobie jak irracjonalnie brzmią jego słowa.
- I kto to mówi - odgryzłam się i zauważyłam z zadowoleniem, że jego szczęka zaciska się pod wpływem nerwów. I dobrze. Chciałam aby był zdenerwowany, wręcz wściekły. 
- Nie porównuj nas do siebie - odpowiedział i włożył ręce w kieszenie spodni zapewne chcąc ukryć przede mną swoje zaciśnięte w pięści dłonie. 
- A niby czemu nie? - zapytałam, ale za chwilę dodałam: - Ach wiem czemu. Ty ćpasz bo chcesz być fajny, a ja robię to żeby zapomnieć. No tak, nie warto się do ciebie porównywać - gdzieś w mojej głowie brzmiał cichutki głosik, który podpowiadał mi żebym się zamknęła, ale chęć wyładowania na kimś swojej złości była na tyle duża, że przyćmiła zdrowy rozsądek. 
- Przestań - powiedział cicho i wypuścił powietrze z płuc starając się uspokoić. - Nie wiem co próbujesz zrobić, ale przestań. 
- Nic nie próbuję zrobić Zayn. Mówię samą prawdę, w końcu właśnie tego wszyscy ode mnie wymagacie. Prawdy - byłam pod wielkim wrażeniem, że tak łatwo przychodziło mi kłamanie i denerwowanie kogoś na kim mi zależy. 
- Prawda jest całkowicie inna i ty o tym doskonale wiesz - jego głos brzmiał dość smutno, przez co moje serce lekko się ścisnęło. Już starczy. 
- Jesteś słaby. Taka jest prawda - nim zdążyłam odsunąć się od Zayn'a, jego dłonie ściskały moje nadgarstki, a spięte ciało przyciskało do konara drzewa. 
- Nie waż się mówić, że jestem słaby - wysyczał i mocniej ścisnął moje nadgarstki przyprawiając mnie o ból, którego tak bardzo pragnęłam. 
- Ale przecież tak jest - spojrzałam w jego oczy, który sprawiały wrażenie jeszcze ciemniejszych niż zazwyczaj. - Całujesz mnie, przytulasz, udajesz że jesteśmy pieprzoną parą. I właśnie to wszystko sprawia, że jesteś słaby - dodałam i szarpnęłam rękoma chcąc dać mu do zrozumienia, że ma mnie puścić. 
- W sumie miałem ci to zaoszczędzić, ale skoro mówimy prawdę... - Zayn nachylił się nade mną od razu hipnotyzując mnie swoim cudownym zapachem. - To tylko zabawa kochanie. Głupia gierka mająca na celu przelecenie ciebie - wyszeptał do mojego ucha, a ja zamknęłam oczy czując nieprzyjemne pieczenie. 
- Coś ci się nie udało - powiedziałam starając się panować nad moim głosem. Byłam już bardzo bliska swojego celu. 
- W sumie to dobrze - chłopak puścił mnie i spojrzał mi w oczy. - Nie chciałbym być potem oskarżony o gwałt - dodał i uśmiechnął się do mnie złośliwie po czym odszedł zostawiając mnie całkowicie samą. 
I właśnie to zabolało mnie najbardziej. 
Nie zabolał mnie fakt, że traktował to wszystko jako pieprzoną gierkę tylko i wyłącznie mającą na celu; jak on to ujął: przelecenia mnie.
Zabolało mnie to, że powiedział iż te wszystkie plotki na temat tego, że sama zachęciłam Jamesa do gwałtu były prawdą. Oczywiście nie powiedział tego wprost, ale dał mi to wyraźnie do zrozumienia. 
W końcu Zayn zawsze to robił prawda? Nigdy nic nie mówił wprost, zawsze dawał tylko do zrozumienia. 
Odsunęłam się od drzewa i gdy chciałam zrobić krok naprzód poczułam, że nie dam rady. Kolana się pode mną ugięły, z ust wydostał się szloch, a z oczu popłynęły łzy. Byłam słaba i teraz to odczuwałam nawet jeżeli sama skazałam siebie na cierpienie. 
- Ivy? - gdzieś za mną rozniósł się cichy i lekko zachrypnięty głos. - Boże Ivy - poczułam jak Harry łapie mnie za ręce i delikatnie ciągnie ku górze zmuszając mnie do wstania. 
- Wszystko zniszczyłam - wyszeptałam i rozpłakałam się całkowicie nie broniąc się przed tym całym cholernym smutkiem, który rozprzestrzeniał się po moim ciele. 
- Co zniszczyłaś? - zapytał, a ja pokręciłam głową i odtrąciłam go. - Ivy o co chodzi? - zapytał jeszcze raz. Wczepiłam swoje palce we włosy i pociągnęłam za nie. 
- Jestem taka głupia. Boże on mi tego nie wybaczy - zaczęłam mamrotać pod nosem. - Nie wybaczy mi - powiedziałam głośniej i spojrzałam na Harry'ego. 
- Przerażasz mnie - brunet wyglądał na co najmniej przestraszonego. Jestem pewna, że gdybym powiedziała mu co zrobiłam stwierdziłby, że jestem szurnięta. Bo jesteś. 
- Ja siebie też - wyszeptałam i spuściłam wzrok na ziemię. 

***Zayn***

Byłem wkurwiony. I to serio mocno. Już bardzo dawno nie odczuwałem takiej złości i frustracji jak w tej chwili. W ogóle nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek to poczuję. No bo kurwa nie miałem mieć do tego powodów. Już masz. 
Miałem ochotę jej coś zrobić. Nie chodzi mi o uderzenie jej. Tego nie mógłbym zrobić, a nawet bym nie umiał. Bardziej chodzi mi o to, że miałem kurewsko mocną ochotę pocałować ją żeby tylko się zamknęła, żeby tylko przestała mi mówić to co próbowałem ukrywać właściwie od zawsze. 
Miała rację. Byłem słaby, zbliżyłem się do niej bo tego potrzebowałem. Musiałem poczuć, że jest jeszcze ktoś obcy komu może na mnie zależeć i gdy wreszcie dowiedziałem się, że jest ktoś taki musiałem wszystko zniszczyć. 
Nie byłem na nią zły. No dobra byłem, ale nie tak bardzo jak na siebie samego za te słowa, które jej powiedziałem. Nigdy żadne z moich postępowań wobec Ivy nie było związane z jakąś pojebaną grą. Wszystko było szczere i nawet jeżeli mam zabrzmieć jak cipa; zrobiło mi się przykro gdy ona porównała moje zachowanie do słabości.
Chociaż nie. Miała rację. Moje zachowanie było słabością.
Słabością do niej. 
Drzwi od mojego pokoju otwarły się zamaszyście, a do środka wpadł wściekły Harry. Od razu gdy mnie zobaczył podszedł do mnie i wymierzył porządny cios trafiając na szczęście w policzek a nie w nos, co pewnie miał w zamiarze zrobić.  
- Nie wiem co jej zrobiłeś kutasie, ale możesz być z siebie dumny. Spadłeś na taki sam poziom jak James - spojrzałem na niego i pewnie powinienem mu oddać, ale należało mi się. 
- Szkoda, że nikt nie pyta co ona zrobiła mi.
Ukradła mi serce.
-----------------------------------------------
Hej. Zacznę od smutnej części ( przynajmniej dla mnie). Rozczarowaliście mnie. Serio nie lubię tego mówić ludziom, ale niestety nie mam wyjścia. Czy rozdziały serio są takie złe, że nikt nie chce komentować? Bo wiecie jeżeli jest mało komentarzy na taką liczę obserwujących czy wejść nam naprawdę nie chce się pisać. To jest wtedy jak przymus bo my marnujemy swój czas, i tak naprawdę nic za to nie mamy. Wiem, wiem brzmię jak suka, ale taka już jestem. 
Przepraszam, że to robię ale...
10 komentarzy = nowy rozdział
Przepraszam za ewentualne błędy
Kamila♥