piątek, 24 lipca 2015

PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA

CHOLERA STRASZNIE WAS PRZEPRASZAM ale nie wstawię dzisiaj rozdziału Ivy. Mam jakąś cholerną blokadę i nie mogę niczego sensownego napisać, a jeszcze za 4 godziny jadę nad morze więc mam na glowie pakowanie i inne takie gówna. Bardzo chciałam coś napisać, ale od tygodnia nic mi nie wychodzi.
MAM WIELKIE WYRZUTY SUMIENIA PONIEWAŻ WIEM, ŻE CZEKACIE NA NOWY ROZDZIAŁ A JA JESTEM DO DUPY I NIC NIE MOGĘ NAPISAĆ.
Mam nadzieję, że wybaczycie. W ramach przeprosin (tylko tyle mogę zrobić):

''- I tak wiemy, że się puszczasz..''

'Uciekałam całe swoje życie i gdy wreszcie miałam nadzieję, że to koniec wszystko zaczynało się od nowa.'

'- Przykro mi Ivy, ale muszę cię zniszczyć.'

'- Ja cię kocham.'

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 56


***Natasha***

~Muzyka~

Rozdział zawiera scenę +18. Czytasz na własną odpowiedzialność!

     Przez pierwsze kilka tygodni nie potrafię się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Czuję się, jakbym nie była sobą. Na początku chamska, wredna, pyskata dziewczyna pod wpływem ośrodka, przyjaciół i chłopaka zmienia się w miłą, szczerą, pełną uczuć. Czasem sprzecznych, czasem jasnych. Pomimo dorosłego wieku nadal uczę się żyć. Od wyjścia z poprawczaka musiałam się bardzo usamodzielnić. Co rano wstaję o siódmej, szykuję się i wychodzę do pracy. Droga nie zajmuje mi zwykle więcej niż dwie minuty. Mała piekarnia niedaleko prosperuje bardzo dobrze, a i moje wynagrodzenie nie jest najgorsze. Starcza na wszystkie moje potrzeby.
     Otwierając drzwi lokalu słyszę nad głową brzęczący dzwoneczek. Widzę Maggie stojącą za ladą, która obsługuje klienta. Rzuca mi spojrzenie, a ja uśmiecham się. Odwzajemnia mój gest i wraca do wbijania cen na kasie.
     Wchodzę na zaplecze, gdzie zakładam fartuch i dołączam do kobiety z jasnymi, kasztanowymi włosami i cudownymi, zielonymi oczami. Na samo wspomnienie tego koloru przywołuję w głowie obraz Harry'ego. Widuję się z nim codziennie po skończonej pracy. Ośrodek znajduje się po drodze, więc nie muszę nadrabiać zbędnych kilometrów. W progu zawsze wita mnie David uśmiechając się ciepło i pytając, jak minął mi dzień. Rozmawiam z nim przez jakieś pięć minut, a następnie kieruję się do pokoju Styles'a. Wiem, ze zawsze na mnie czeka, więc bez pukania wchodzę do środka i rzucam mu się w ramiona.
     -Zmień mnie - słyszę głos Mag, który wyrywa mnie z zamyślenia i staję za nią przy kasie. Ona wychodzi na zaplecze i widzę jak wstawia wodę na kawę.
     -Co dla pani? - pytam następnej klientki i czekam, aż się zastanowi.
     -Poproszę chleb razowy, sześć kajzerek i jedną margeritkę. - odpowiada rozglądając się po dostępnych wypiekach.
     Zakładam na ręce foliowe rękawiczki i do papierowej torby wrzucam odpowiednie przysmaki. Kładę zakupy na ladzie i wbijam wszystko na kasę fiskalną. Kiedy kończę oznajmiam jej cenę - Sześć funtów i pięćdziesiąt jeden pensów.
     Kobieta wyjmuję z torebki portfel po czym płaci. Oddaje jej resztę w postaci trzech funtów i czterdziestu dziewięciu pensów. Życzę smacznego, a po chwili już jej nie ma. Nie zastanawiam się dłużej nad jej osobą, gdyż przede mną staje następny klient, więc nawet nie mam na to czasu.
     -Co dla pana? - powtarzam wcześniej zadane pytanie i słucham zamówienia.


~*~
     Zamiatam podłogę w piekarni, kiedy jest już blisko zamknięcia. Wiem, że raczej nikt już nie przyjdzie, więc odstawiam miotłę i zdejmuję mój czarny fartuszek. Odwieszam go na miejsce i siadam koło Maggie wzdychając ze zmęczenia.
     -Idź już. Ja zamknę - mówi ciepłym głosem i uśmiecha się do mnie.
     Dobrze wie, że za każdym razem śpieszę się do Harry'ego. Dziękuję jej i łapiąc swoją torbę opuszczam lokal. Szybkim krokiem zmierzam w stronę poprawczaka, w którym jeszcze niegdyś mieszkałam. Wspomnienia wracają do mnie i nie mogę się ich pozbyć. Chcąc nie chcąc przed oczami widzę obraz mnie siedzącej w ławie oskarżonych.


     Pamiętam, jakby to było wczoraj. Był jeden z listopadowych poranków, kiedy rodzice wieźli mnie na salę sądową. Nie odzywałam się do nich od przeszło tygodnia i nic, ani nikt nie potrafił mnie do tego zmusić. Nienawidziłam ich. I nie był to żaden wymysł zbuntowanej nastolatki. Po prostu żywiłam do nich czystą nienawiść.
     -Tylko się zachowuj - warknął mój ojciec.

     Spojrzałam na jego twarz w lusterku wstecznym. Miał zmarszczone czoło i wyglądał na złego. Nawet mnie to nie obchodziło. Nic mnie już nie obchodziło. Zrobiłam, co zrobiłam i poniosę za to konsekwencje. Nie zależy mi, ani trochę.
     Kilka minut później znaleźliśmy się pod wielkim budynkiem sądu, do którego kazali mi wejść. Nie zwracając na nich uwagi weszłam do środka i usiadłam na ławce przed salą, gdzie miała być rozważana moja sprawa. Zauważyłam jak moi rodzice rozmawiają z adwokatem przydzielonym z urzędu. Wiedziałam, że nawet nie będzie się starał mnie bronić, gdyż matka z ojcem mu tego kategorycznie zakazali. Miałam to głęboko w poważaniu. Niech robią co chcą. Wiem, że i tak dostanę wyrok.
     -Prosimy wszystkich na sale - drzwi uchyliły się, a w nich stanął umięśniony ochroniarz wyglądający na młodszego niż zapewne jest.
     Wstałam ze swojego miejsca i weszłam przez otwartą, drewnianą powłokę. Tuż za mną szedł mój domniemany obrońca, który nie zamierzał mnie bronić. Czy to nie jest śmieszne? 

     Tuż za nim szła cała reszta. Każdy zajął swoje miejsce, razem ze mną i na komendę 'proszę wstać, sąd idzie' wszyscy, jak jeden mąż podnieśli swoje zakichane tyłki. Chcąc, nie chcąc ja też musiałam to zrobić.
      Po co najmniej godzinnej rozprawie, usłyszałam słowa, na które z zniecierpliwieniem czekałam, a mianowicie, co ze mną zrobią.
     -Wyrokiem sądu, Natasha Roberts zostaje skazana na półtora roku odsiadki w zakładzie poprawczym. To wszystko, sąd zamyka rozprawę - koleś w czarnej szacie stuka młotkiem, a po chwili słyszę 'proszę wstać, koniec rozprawy'.

     Mrugam szybko powiekami chcąc odgonić napływające do moich oczu łzy, kiedy uświadamiam sobie, że stoję pod znienawidzonym przeze mnie budynkiem. Na chwiejnych nogach wchodzę do środka i czuje specyficzny zapach tego miejsca. Nie zwlekając dłużej, ani nie czekając na David'a udaję się na piętro chłopaków. Szybko odnajduję drzwi prowadzące do pokoju Harry'ego i jak zwykle wchodzę bez pukania. Zastaję go stojącego do mnie tyłem. Opiera się o parapet i spogląda w okno. Widzę jego unoszącą się, nagą klatkę piersiową, kiedy podchodzę bliżej. Kładę rękę na jego ramieniu, a ten odwraca się do mnie szybko. Widzę, że oddycha z ulgą, kiedy uświadamia sobie, że to tylko ja.

     -Hej - mówię i całuje jego usta - Spodziewałeś się kogoś? - pytam wpatrując się w jego cudowne, zielone oczy.
    -Nie, po prostu nie słyszałem jak weszłaś i w pewnym momencie pomyślałem, że to Malik. - odparł uśmiechając się do mnie.
    -Nie wiedziałam, że Zayn ma damskie dłonie - rzucam rozbawiona.
    -Ja też nie - śmieje się i przyciąga mnie do swojego ciała.
    Wtulam się w jego gorący tors i zaciągam cudownym zapachem. Chłopak całuje mnie w czubek głowy i szczelniej obejmuje mnie ramionami, jakby się bał, że zaraz zniknę. Nie mam zamiaru go zostawiać, za bardzo go kocham, aby to zrobić.
     -David ci powiedział? - pytam odsuwając się lekko od niego - Za ile wychodzisz? - dopytuję, gdy jest to dla mnie cholernie ważne.
     -Miesiąc - odpowiada i łączy nasze usta w zachłannym pocałunku.
     Wplatam palce w jego gęste, brązowe loki i lekko za nie pociągam. Chłopak zjeżdża rękami na moje pośladki i ściska je tak, że podskakuje w miejscu. Pogłębiam pocałunek i uchylam delikatnie usta, a on to wykorzystuje i chwilę potem nasze języki toczą zawziętą walkę o dominacje. Nie poddaje się łatwo, choć i tak wiem, że to Harry wygra. Nawet gdyby mogło być inaczej, to dałabym mu tą satysfakcję.
     Pociąga za moją dolną wargę zębami, tym samym kończąc pieszczotę i opiera swoje czoło o moje głośno oddychając.
     -Tęskniłem - szepcze.
     -Przecież widzieliśmy się wczoraj.
     -To zdecydowanie za mało. Potrzebuję cię - składa mokre pocałunki na mojej szyi, a ja już wiem, jak to się skończy.
     Nawet nie próbuje go zatrzymać i poddaje się jego pieszczotom. Nie czekam długo, a moje ciało unosi się do góry. Chwilę później czuję pod plecami miękki materac, na którym mnie kładzie. Schodzi pocałunkami niżej, aż dociera do mojego dekoltu. Odsuwa się na kilka centymetrów i przygląda się mojemu ciału.
     -Jak bardzo lubisz tą bluzkę? - pyta, a ja zdezorientowana spoglądam na jego twarz. 
     -To rzecz. Nie mogę żywic do niej uczuć. Ale jest wygodna - informuje go i czekam na jego ruch. 
      Harry nawet się nie zastanawiając łapie za jej dół i rozrywa tak, że słyszę, kiedy guziki spadają na podłogę. Uśmiecha się łobuzersko spoglądając na mój - sporych rozmiarów - biust. 
     -Kupisz sobie nową - mówi i kontynuuje składanie mokrych pocałunków na moim ciele. 
     Wije się pod nim, kiedy wytacza ścieżkę poprzez moje piersi i brzuch, aż wreszcie dociera do linii moich spodni. Szybkim ruchem je odpina i pociąga w dół. Unoszę lekko biodra, aby ułatwić mu zadanie. Brunet odrzuca moje dolne ubranie za siebie, rękę układa na moim udzie i sunie nią w stronę mojego miejsca intymnego. Przywiera ustami do moich, chcąc odwrócić moją uwagę, kiedy palcami przejeżdża po mojej łechtaczce.
     Szybko przejmuje inicjatywę i ściągam jego koszulkę, która dołącza do innych naszych ubrań. Nim się obejrzę oboje jesteśmy zupełnie nadzy. Harry wisi nade mną, opierając się rękami po obu stronach mojej głowy. Patrzy w moje oczy, a po chwili czuje go w sobie. Wypełnia mnie całą i pomimo, że nawet się nie rusza czuje spełnienie. 
     -Proszę - szepcze.
     -O co? - pyta, jakby nie wiedział co mam na myśli.
     -Pieprz mnie - jęczę, kiedy lekko się porusza.
     -Nie - odpowiada, a ja szeroko otwieram oczy patrząc na jego przystojną twarz - Będziemy się kochać - dodaje, a ja oddycham z ulga.
     Czuje, jak z każda chwilą chłopak przyspiesza. Pokój wypełniony jest naszymi urywanymi oddechami, głośnymi sapnięciami, jękami i czułymi wyznaniami. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Wystarczy mi on, jego miłość i bliskość.


______________________________________________
Więc.....hej! Jak zapewne zdążyliście zauważyć, będę od teraz pisać perspektywę Natash'y. I....jej! Cieszę się niezmiernie, że Kamila wybrała mnie :) Od czytelniczki do autorki. Mam nadzieje, że Wam również spodoba się mój styl pisania. Przeważnie piszę w narracji 3 - osobowej, ale czemu nie? Mogę spróbować.
Zaczynam sceną +18, co by Was trochę przekupić. A co tam!
Piszcie swoje opinię w komentarzach i do następnego! (mam nadzieję)

P.s. Mam na imię Oliwia i jeżeli chcecie czegoś więcej mojego autorstwa to zapraszam na mój profil!

czwartek, 16 lipca 2015

Może chcesz...?

A więc tak... Postanowiłam, że perspektywa Natashy będzie kontynuowana, dlatego wychodzę do was z propozycją:  JEŚLI CHCESZ DALEJ POPROWADZIĆ HISTORIĘ NATASHY I HARRY'EGO, PROSZĘ NAPISZ DO MNIE IMAGIN LUB KAWAŁEK ROZDZIAŁU Z PERSPEKTYWY NATASHY TAK JAKBYŚ TY CHCIAŁA ABY ON WYGLĄDAŁ.
Wasze prace wysyłajcie na mój e-mail: kamila-maciejewska123@wp.pl
ZGŁASZAJCIE SIĘ, JA NIE GRYZĘ!
Miłego dnia słoneczka ;)

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 55

 ***Ivy***

Czy ktoś z was zastanawiał się kiedykolwiek nad tym co by było gdybyśmy kogoś pokochali, ale potem nagle ta osoba od nas odchodzi? Czy ktoś doświadczył tego uczucia odrzucenia? Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Można to czymś zagłuszyć? Czy mogę pozbyć się tego duszącego moje serce uczucia? 
Stałam całkiem sama pod zimnym strumieniem wody i starałam się zrozumieć co tak właściwie się stało. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu, w którym Zayn się ode mnie odsunął i powiedział coś co momentalnie wyryło się w mojej pamięci już na zawsze. Chyba cię kocham. 
Oparłam jedną rękę na ściance prysznica aby utrzymać jakoś równowagę gdy powoli docierały do mnie jego słowa. On mnie kocha. Zayn mnie kocha. Na moich ustach powoli uformował się uśmiech, a serce zaczęło bić szybciej, ale po kilku sekundowej ekstazie z powodu jego słów dotarła do mnie rzeczywistość. 
Zostawił mnie. Po prostu sobie poszedł zostawiając mnie szczęśliwą i zdruzgotaną zarazem. 

***Zayn***

Nie obchodził mnie mroźny wiatr wiejący prosto na mnie. Miałem gdzieś śnieg wpadający za kołnierz mojej rozpiętej kurtki. Interesowała mnie jedynie butelka, którą trzymałem zmarzniętą dłonią i papieros w moich ustach. Powoli się odprężałem, mijał ten cały stres wywołany moim nagłym wyznaniem. Wszystko powoli mijało i zostawałem tylko ja.
 Przestawał istnieć świat, w którym każdy wymagał ode mnie abym był dobry, miły, uczynny. 
Zanikała Ivy, która cały czas próbowała mnie naprawić, znaleźć we mnie choć trochę dobra, którego wcale w sobie nie miałem. 
Znikało te dziwne uczucie, które kazało mi wrócić do domu, chwycić Ivy i pocałować. Zaczynałem zapominać o tym co do niej czułem. 
Nie czułem się winny, że teraz prawdopodobnie wszyscy w moim domu zastanawiają się gdzie jestem. Nie czułem się winny, że psuję im kolację bo przecież nikt nie każe im na mnie czekać. 
Podniosłem butelkę do swoich ust chcąc się napić, ale nic z niej nie wyleciało. Spojrzałem na nią zdziwiony i zacmokałem po czym ze śmiechem rzuciłem butelką przed siebie. Nie wiem dlaczego mnie to śmieszyło, ale chciałem się śmiać. Chociaż raz chciałem pośmiać się z czegoś bezsensownego. Przecież mogę prawda? Ja też jestem człowiekiem mimo tego co zrobiłem Ivy prawda? Jesteś zabójcą, nie człowiekiem.
Pokręciłem głową na swoje głupie myśli i wstałem powoli z ławki pocierając przy tym swoje zmarznięte dłonie. Chcąc nie chcąc musiałem wrócić do domu. Przecież jest Wigilia, a ja nie mam co pić. 

***Ivy***

Siedziałam na kanapie przebrana w dres i cały czas spoglądałam albo na drzwi albo na zegar. Minęło już pięć godzin odkąd Zayn wyszedł i mimo zapewnień ojca chłopaka, że brunet dobrze zna okolice i na pewno nic mu nie jest, nie mogłam się pozbyć dziwnego uczucia niepokoju. 
Gdzieś w oddali słyszałam jak pani Rose sprząta po kolacji, którą zjedliśmy bez Zayna, słyszałam jak siostry chłopaka przekomarzają się, która z nich dostała lepsze prezenty, czas leciał dalej, ale ja czułam się jakbym stanęła w miejscu. 
- Ivy sądzę, że powinnaś pójść się położyć. Już późno, a Zayn pewnie nie wróci na noc - spojrzałam nieobecnym wzrokiem na tatę Zayna i dopiero teraz zauważyłam jak bardzo jest on do niego podobny. A szczególnie jego oczy. Były niemal identyczne jak u Zayna. 
- Nie, nie. Zaczekam na niego - starałam się uśmiechnąć, ale gdy poczułam jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu zrezygnowałam z tego.
Raptownie podniosłam się z kanapy gdy w korytarzu trzasnęły drzwi. Wydawało mi się, że pan Malik starał się chwycić mnie za rękę, ale byłam szybsza i rześkim krokiem ruszyłam w stronę korytarza, ale nie zdążyłam nawet tam dotrzeć, a Zayn chwiejnym krokiem wszedł do salonu.
- O proszę jeszcze nie śpicie - jego głos był zdecydowanie zbyt głęboki, oczy błyszczały i przez powiększone źrenice wydawały się całkiem czarne. Zayn był pijany i na dodatek naćpany. 
- Synu chodź, zaprowadzę cię do pokoju - pan Malik wyminął mnie i chwycił za ramie Zayna, ale ten wyszarpnął mu się i spojrzał prosto przed siebie. Prosto na mnie. 
- A ty jeszcze tutaj? Myślałem, że znowu uciekałaś z płaczem - na jego ustach błąkał się uśmiech, którego zdecydowanie nie chciałam więcej widzieć. 
- Dlaczego miałabym uciekać? - zapytałam i wyprostowałam się kładąc rękę na oparciu fotela gdy poczułam uporczywe pulsowanie w prawej kostce. 
- Bo cię zostawiłem. Nie tak to zawsze wyglądało? - Zayn ruszył w moją stronę, ale zamiast stanąć przede mną po prostu mnie ominął aby dostać się do barku pełnego alkoholu. - Ja robiłem coś co cię raniło, a ty spierdalałaś żebym tylko poczuł się winny - dodał po czym odkręcił nakrętkę i rzucił nią we mnie śmiejąc się przy tym jak małe dziecko. 
- Zostaw to - powiedziałam i wskazałam rękę na butelkę. Malik prychnął pod nosem i napił się bursztynowego płynu, którego sam widok powodował u mnie mdłości. 
- Dlaczego miałbym to zrobić? - wiedziałam, że on w coś ze mną pogrywa. Starał się sprowadzić naszą rozmowę na te rejony, w których była cienka granica pomiędzy zwykłą rozmową, a kłótnią On chciał się ze mną pokłócić. 
- Bo ja tak mówię - starając się nie utykać podeszłam do niego i delikatnie zabrałam butelkę z jego ręki całkiem przypadkowo dotykając jego chłodnych palców. 
- Będziesz teraz mną rządzić? - jedna z rąk Zayn'a znalazła się na moich plecach, a druga na moim policzku. Pewnie gdyby nie sytuacja, w której się znajdowaliśmy byłabym z tego zadowolona, ale w tej chwili zaczynałam się denerwować. 
- Puść mnie - powiedziałam i starałam się odsunąć do tyłu na co ku mojemu zdziwieniu Zayn mi pozwolił. 
- Jezu jakaś marudna jesteś. Gdybyś dała się przelecieć pod prysznicem byłabyś bardziej opanowana - otwarłam szeroko oczy nie bardzo wiedząc co mam mu teraz odpowiedzieć. 
Zayn zaśmiał się z mojej miny i poklepał mnie po ramieniu i znów mnie wyminął. 
- Gdybyś mnie tam nie zostawił samej na pewno skończyłoby się to inaczej - odezwałam się i odwróciłam aby spojrzeć na chłopaka. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie jesteśmy z brunetem sami, ale skoro podjęłam walkę muszę doprowadzić ją do końca. - Zachowałeś się jak ostatni tchórz zostawiając mnie tam samą - dodałam i uniosłam dumnie głowę. 
- To twoja wina, że wyszedłem - odpowiedział i usiadł wygodnie na kanapie. 
- Moja? Przecież to ty powiedziałeś...
- Nie waż się tego mówić! - jego krzyk zaskoczył mnie na tyle, że cofnęłam się o krok. - Kłamałem rozumiesz? Nigdy nie byłbym w stanie poczuć cokolwiek do kogoś takiego jak ty - był pewny w swoich słowach na tyle, że znowu poczułam jak moje serce się zaciska zranione przez kogoś na kim tak strasznie mi zależało. 
- Zayn sądzę, że... 
- Zamknij się! - Zayn chwycił szklaną popielniczkę i rzucił nią w stronę swojego ojca, który próbował zainterweniować i powstrzymać swojego syna przed następnymi słowami, które miały na celu jeszcze bardziej mnie zranić. 
- Uspokój się! - krzyknęłam i z ulgą stwierdziłam, że nikomu nic się nie stało. - Wyżywaj się na mnie ty cholerny egoisto, ale zostaw swoją rodzinę w spokoju! 
- Co próbujesz sobie ułaskawić moją bo twoja ma cię w dupie? - wiedziałam, że wystarczy jeszcze tylko kilka słów chłopaka i nie będę w stanie powstrzymać łez. - Nie moja wina, że jesteś na tyle beznadziejna, że nawet twoi zjebani rodzice mają cię dość.
- Odezwał się ideał - kilka razy podczas moich kłótni z brunetem powstrzymywałam się od powiedzenia czegokolwiek ponieważ sądziłam, że to nie ma sensu, ale teraz nie poddam się bez walki. Muszę odzyskać swojego Zayna. - Może i moi rodzice są pojebani, ale to ty cały czas mnie ranisz. Zbliżasz się do mnie, sprawiasz, że czuję się szczęśliwa i bezpieczna i gdy robi się poważnie to od razu włącza ci się tryb kutasa Zayna.
- Zamk...
- Nie! To ty się zamknij, teraz ja mówię - czułam jak serce wali mi dwa razy szybciej, krew szumiała mi w uszach, ale wcale nie zamierzałam przestać. - Cały czas bawisz się ze mną w kotka i myszkę, a ja mam już tego po prostu dość. Raz jesteś super słodki i mam ochotę spędzić z tobą cały dzień, ale potem stajesz się wredny i oschły w stosunku do mnie i jedyne na co mam wtedy ochotę to uciec i gdzieś się schować żeby tylko nie musieć słuchać jak bardzo mnie nienawidzisz. I wiesz co? Możesz sobie gadać, że niczego do mnie nie czujesz, ale ja i tak wiem swoje. Wiem, że ci na mnie zależy tylko nie rozumiem dlaczego nie pozwolisz sobie być szczęśliwym. - moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, ale jakimś dziwnym sposobem poczułam się lżej. Wreszcie powiedziałam mu wszystko co leżało mi na sercu.
- Tylko ci się wydaje, że coś do ciebie czuje - jego głos nie był już taki pewny jak na początku naszej sprzeczki. On sam zmienił się w przygnębionego i załamanego nastolatka, który jest zmęczony swoim życiem.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz, a ja w to wierzę - powiedziałam pewnie i obserwowałam jak Zayn ciężko opada na kanapę. Wiedziałam, że to już koniec jego walki ze mną. Zayn skapitulował, a ja musiałam to wykorzystać jeśli chciałam być wreszcie szczęśliwa. 
Westchnęłam i potarłam swoje czoło czując pulsowanie w głowie. Spojrzałam na rodzinę Zayn'a, która starała się cicho wyjść z salonu zostawiając nas wreszcie samych. Siostry chłopaka wyglądały na przerażone, ale za to Rose jak i tata bruneta wydawali się zadowoleni. 
- Jesteś głupia jeśli mi uwierzyłaś - jego głos był strasznie cichy. Znałam Zayna na tyle dobrze iż wiedziałam, że stara się on teraz wyjść z twarzą z naszej kłótni. 
- Możliwe - odpowiedziałam i usiadłam obok niego na kanapie. - A może po prostu mam nadzieję, że jednak na ciebie zasługuję? 
Zayn uniósł głowę i spojrzał na mnie. Wyglądał na zmęczonego, a jego oczy były pełne łez, które powstrzymywał jakby wstydził się tego, że on również ma uczucia. Dotknęłam delikatnie policzka bruneta i wtedy z jego pięknych oczu wyleciały pierwsze łzy. Zayn chciał odwrócić głowę, ale przytrzymałam go i uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Nie wstydź się tego, że płaczesz - wyszeptałam i starłam kciukiem mokre kropelki. - Jeśli płaczesz to znaczy, że masz uczucia, a to dobrze. 
- Dlaczego jeszcze ode mnie nie odeszłaś? Dlaczego zawsze mi wybaczasz i do mnie wracasz? - znałam odpowiedź na jego pytania.
Prawdopodobnie wszyscy, którzy poznali mnie i Zayn wiedzieli jaka jest odpowiedź. Ale on nie wiedział. To świadczyło tylko o tym jak bardzo Zayn nie wierzył w samego siebie.
Cała ta jego pewność siebie to po prostu maska, którą on ubiera aby chronić się przed wszystkimi złymi ludźmi tego świata. 
- Nie mogę od ciebie odejść bo... Bo chyba cię kocham. 
--------------------------------------------------------------
Okeeeej. Kilka spraw na początek. 
1. Rozdział skopałam jak robotnicy rowy, ale po prostu nie wiedziałam jak mam to wszystko napisać soo musicie jakoś przeżyć ten badziew. 
2. Rozmawiałam z dziewczyną piszącą perspektywę Natashy i ogłaszam wam, że zrezygnowała ona z prowadzenia ze mną bloga. Musę się zastanowić czy szukać następnej dziewczyny, czy sobie to odpuścić. 
3. Dziękuje za wasze komentarze i liczę na więcej pod tym gniotem! 
NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA DWA TYGODNIE
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥