sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 60


***Harry***
~Muzyka~

     Siedziałem na łóżku zastanawiając się czy dobrze postąpiłem. Bijąc go, jak i zgadzając się na jego układ. Jednak, nie chciałbym wiedzieć, co byłoby gdyby moja odpowiedź była negatywna. To okropne uczucie, kiedy nie masz wyjścia. Cokolwiek nie zrobisz - ktoś na tym ucierpi. W obu przypadkach cierpiał bym ja i Natasha. O mój ból nie martwię się tak, jak o jej. Jest dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko, aby była szczęśliwa. Nawet jeżeli mamy się już nigdy nie spotkać. Wiem, że złamie jej serce, ale przecież kiedyś zapomni. Zapomni o mnie, o nas. Tak bardzo pragnę, aby to wszystko okazało się głupim koszmarem, ale tak nie jest. I nie będzie, bo ten kutas mi grozi.
     Podchodzę do okna, uchylam je i łapie paczkę papierosów, którą załatwił mi Jace. Wyciągam jednego, odpalam, zaciągam się i wypuszczam dym. Powtarzam to kilka razy, dopóki nie kończę szluga. Gaszę peta i wyrzucam za okno. Wracam na poprzednie miejsce i staram się o tym nie myśleć. W pamięci przywołuje moje pierwsze spotkanie z Natashą. Wydaje mi się, jakby to było wczoraj, a jednak minęło już tyle czasu. 

     Wymierzyłem kolejny cios w jego twarz. Z nosa kapała mu krew, tak samo z wargi. Moja twarz była trochę mniej poharatana, jednak moja brew była głęboko rozcięta. Piekło, jak skurwysyn, ale przez adrenalinę krążącą w moich żyłach nie przejmowałem się tym. Nie przejmowałem się niczym. 
     Wokół nas było pełno osób; niektórzy kibicowali mi, a niektórzy jemu. Tak właściwie nie wiedziałem, kto wywołał tą bójkę i czym, ale sądzę, że byłem to ja. Zawsze ściągałem na siebie kłopoty. Już od małego stawiałem na swoim i nie pozwalałem, aby ktoś wtrącał nos w nieswoje sprawy. 
     -Co tu się do kurwy nędzy dzieje?! - usłyszałem wrzask za plecami i odwróciłem się powoli w tamtą stronę. 
     Przede mną stała, niższa ode mnie szatynka, a jej bursztynowe oczy świeciły blaskiem, który powoli blaknął. Wyglądała na zdenerwowaną, gdyż złość wymalowana była na jej twarzy. Pomimo, iż była drobna, swoim krzykiem sprawiła, że wszyscy wokół nie pisnęli nawet słówka. Cisza, jak makiem zasiał, a na środku ona. Wpatrzona w nas i nadal czekająca na odpowiedź, od kogokolwiek. 
     -Rozumiem, że nie macie zamiaru się odezwać - prychnęła podchodząc bliżej mnie - Harry Styles - wolno akcentując każdą literę wypowiedziała moje nazwisko - Największy chojrak w ośrodku, znany z bójek, ćpania narkotyków, uzależniony od seksu - wymieniała chodząc dookoła mnie - A boi się odpowiedzieć na jedno, głupie pytanie zadana przez dziewczynę - zaśmiała się kręcąc głową i stając naprzeciw mnie.
     Spojrzała prosto w moje oczy, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Jeszcze nigdy na nikogo tak nie reagowałem, a tym bardziej na płeć przeciwną. Owszem, były kobiety, które mnie podniecały, ale ona wywoływała we mnie inne odczucia, niż tylko pożądanie. Była taka...ona...była po prostu suką, ale w dobrym znaczeniu tego słowa, jeżeli takowe w ogóle istnieje. Od razu przechodziła do konkretów i nawet się nie zawahała. 
     -A ty? Jesteś nowa? - w końcu się odezwałem, a mój głos wydawał się dziwnie zachrypnięty. - Nigdy cię tu nie widziałem - dodałem podtrzymując jej spojrzenie.
      -Jakby cię to obchodziło - prychnęła - Chce tylko spokoju. Nic więcej. - sprostowała zakładając ręce na piersi i patrząc po zgromadzonych - Później już mnie nie zobaczysz - wzrokiem wróciła na moją twarz. 
     -Jesteś tego taka pewna? - podszedłem bliżej niej, jakby nagle odzyskując swoją pewność siebie i kładąc dłoń na jej biodrze, przyciągnąłem ją do siebie. Nachyliłem się lekko w jej stronę i wyszeptałem wprost do ucha - Wiesz - oblizałem wargę - Nie mam współlokatora, więc chętnie zaproszę cię do mojego pokoju. Myślę, że na pewno ci się spodoba - dmuchnąłem gorącym powietrzem na skórę jej szyi i widziałem, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka.
     Odepchnęła mnie mocno od siebie i mierząc jeszcze raz ostrym spojrzeniem, tak po prostu wyszła. A ja nadal tam stałem i zastanawiałem się, czy potraktowała moją propozycję, jako żart, kiedy ja byłem śmiertelnie poważny. 
      -I co się gapicie?! - warknąłem, a każdy nagle zajął się swoimi sprawami.
     Zmierzyłem raz jeszcze wszystkich spojrzeniem i spluwając w kierunku ciemnowłosego chłopaka, z którym się biłem zrobiłem krok w stronę wyjścia. Odwróciłem się jeszcze na chwilę i odezwałem - Policzymy się innym razem - a potem wyszedłem.


     Tak nagle, jak to wspomnienie się pojawiło, tak nagle zniknęło. Wydaje mi się, że już wtedy wiedziałem, iż Natasha będzie moja. Po prostu nie potrafiłem przyswoić tej, jak i innych myśli o dziewczynie, w której jestem zakochany. Jeżeli ktoś powiedziałby mi wtedy, że się jej oświadczę - wyśmiałbym go. Ale taka prawda. Nie wiemy, kiedy miłość do nas przyjdzie. Przeważnie wybiera ona osobę, której najmniej się spodziewamy. A ta drobna dziewczyna z piorunami w oczach skradła moje serce. Potrafiła przedostać się przez skorupę, która je pokrywała. Twarda, gruba, budowana przez lata.
     Nie wiem, czy będę potrafił zakochać się ponownie. To Natasha jest moją jedyną; nie chce nikogo innego. Bo kiedy jestem z nią wiem, że jestem szczęśliwy. Kiedy na nią patrzę, na to jak się uśmiecha czy marszczy czoło w skupieniu. Ale nie będę mógł dłużej całować jej w czubek głowy na dobranoc, czy przytulać i pocieszać, kiedy będzie smutna. Dzisiaj widzę się z nią ostatni raz i chcę, jak najlepiej wykorzystać ten czas. Kilka godzin, które muszą wystarczyć mi na resztę życia. Resztę mojego beznadziejnego życia. Zapewne będę cierpiał do usranej śmierci i żałował tej decyzji, ale przynajmniej będę mieć nadzieje, że moja dziewczyna jest bezpieczna. Tylko na tym mi zależało. Tylko to się teraz liczyło.

~*~

     Kilka godzin później w moim pokoju pojawiła się Natasha. Od razu do mnie przyległa. A ja nie mogłem się powstrzymać, aby zaciągnąć się jej zapachem. Do moich nozdrzy dotarła moja ulubiona woń jej perfum. Słodkie, ale jednocześnie orzeźwiające z lekką nutą grejpfruta. Coś, co mógłbym wąchać do końca moich dni.
     Odsunąłem się od niej delikatnie i złapałem jej twarz w swoje dłonie. Spojrzałem w jej piękne oczy, a następnie złączyłem nasze usta w pocałunku. Poruszałem delikatnie wargami, kiedy ona poddawała się pieszczocie. Nie spieszyłem się, gdyż chciałem się nią nacieszyć. Była moim własnym narkotykiem, a ja zdążyłem się już dawno uzależnić.
     Ułożyłem dłonie na jej plecach, po czym zacząłem zjeżdżać nimi w dół, cały czas kontynuując pocałunek. W końcu dotarłem do jej pośladków, które mocno ścisnąłem, przez co podskoczyła lekko w miejscu i pisnęła wprost do moich ust. Wykorzystałem ten moment i wślizgnąłem się językiem do jej 'wnętrza'. Drażniłem się z jej narządem smaku, podniebieniem, a czasem zębami przygryzałem dolną wargę. Nie protestowała, czasem nawet przejmowała inicjatywę.
     -Później będę cię pieprzył - wyszeptałem między pocałunkami - Teraz po prostu chce trzymać cię w ramionach i cieszyć się, że jesteś moja - dodałem i wziąłem ją na ręce. Podszedłem do łóżka, na którym wygodnie się ułożyłem.
     Trzymałem ją na kolanach przyciskając mocno do mojego ciała. Jej głowa leżała na mojej klatce piersiowej, a ręce miała zarzucone na moją szyję. Ja obejmowałem ją w pasie i lekko kołysałem. Szeptałem do ucha czułe słowa, wyznawałem miłość. Wszystko to, co zrobiłby zakochany po uszy chłopak. I taki też byłem. Nie wstydziłem się swojego uczucia, które z każdym dniem nabierało na sile.
     -Zaśpiewaj mi - usłyszałem jej aksamitny głos.
     -Co? - spytałem wyrywając się z zamyślenia.
     -Moją ulubioną - odparła poprawiając swoją pozycje przy okazji pocierając pupą mojego przyjaciela, który jak na zawołanie dał o sobie znać, jednak nie czas na moje pragnienia.
     -White lips, pale face | Białe usta, blada twarz
Breathing in snowflakes | Oddycha płatkami śniegu
Burnt lungs, sour taste | Wypalone płuca, cierpki smak
Light's gone, day's end | Światło zgasło, skończył się dzień* - zacząłem cicho nucić, kiedy usłyszałem głośne otwarcie drzwi.
     Spojrzałem w tamtym kierunku, a zaraz za mną Natash'a. Oboje wyglądaliśmy na zdziwionych i lekko zdenerwowanych. W końcu, kto śmiał przerwać nam w takim momencie? Chwilę później się o tym przekonałem. W progu stał nie kto inny, jak Zayn Malik. Ten facet nie ma za chuj wyczucia czasu. Zawsze wchodzi w nieodpowiednim momencie. Muszę z nim porozmawiać na ten temat. On nawet nie zapukał! A gdybym właśnie pieprzył się w tym momencie z ciemnooką? Czasem zastanawiam się, gdzie on ma mózg.
     -Czego? - zapytałem naburmuszony, za co od razu dostałem gniewne spojrzenie Natash'y. Prychnąłem cicho pod nosem.
     -Tego - zaczął, a następnie rozwinął papier trzymany w dłoni.
     Zaczął czytać, a ja z każdym słowem czułem, jak złość buduje się w moim ciele. To było okropne; okropni byli rodzice Ivy. Jak w ogóle mogli coś takiego napisać, powiedzieć własnej córce. Nie mieli za grosz taktu, a co tu mówić o miłości do dziecka.


Chcemy cię z ojcem powiadomić, że wszystkie twoje rzeczy zostały przewiezione do ośrodka i co dalej się z nimi stanie nie jest naszą sprawą. Powiedzieliśmy ci w święta, że jeśli wyjdziesz z domu z tym chłopakiem masz więcej nie wracać i skoro nie potraktowałaś naszej groźby na poważnie musimy ci to teraz uświadomić. Nie należysz już do naszej rodziny i od tej chwili musisz radzić sobie sama. Zawsze przynosiłaś nam wstyd, ale teraz już z tym koniec. Mamy nadzieję, że nie przysporzysz nam więcej problemów. 
Żegnaj Ivy.  


     Chwilę później zgniótł białą kartkę w swojej pięści i rzucił nią. Wiedziałem, że miał ochotę rozwalić wszystko co znalazłoby się w zasięgu jego rąk. On taki już był. Z resztą, ja też. Co tu dużo mówić. Byliśmy podobni.
     - Jak oni do kurwy mogli jej to wysłać? - zapytał i pociągnął za swoje włosy.
     - Oni nie zasługują na taką córkę - spojrzałem na jego twarz. Widziałem ból, złość i chyba strach w jego oczach.
     Ivy nie była ważna jedynie dla niego. Była dla mnie, jak siostra. Myślę, że on tak samo zachowywał się w stosunku do Natash'y, więc powinien zrozumieć, co czułem w tamtym momencie.
     - Wiedziałem, że jej rodzice są pierdolnięci, ale nie sądziłem, że jest z nimi aż tak źle - spojrzał ukradkiem na Natashę, która drugi raz zaczęła czytać list od rodziców jego dziewczyny.
     - Musisz przy niej teraz być Zayn. Ona będzie potrzebowała twojego wsparcia - szatynka spojrzała na niego, a ja pomyślałem, że porozumiewają się niemo.
     - Nie wiem czy nie będę musiał od niej odejść - powiedział cicho i spojrzał w stronę okna.
     Mój wzrok powędrował w tym samym kierunku. Na zewnątrz padał śnieg, który uwielbiała Ivy, jak i moja narzeczona. Niby tak dużo je różniło, ale były małe rzeczy, które je łączyły. Na przykład miłość do białego puchu.
     - Co? Dlaczego miałbyś to zrobić? - Natasha wstała z łóżka zdenerwowana i spojrzała na mnie, a ja tylko wzruszyłem ramionami nie do końca  mając pojęcia o czym mówił Zayn.
     - Louis dowiedział się o czymś, co zrobiłem Ivy. Jeżeli nie przekonam go do milczenia będę musiał odejść, żeby jej nic nie powiedział.
     - Zayn coś ty znowu do kurwy zrobił? - stanąłem obok swojej narzeczonej i patrzyłem na niego wyczekując odpowiedzi.
     W sumie. Nie powinienem go oceniać. Sam zrobiłem coś, czego będę cholernie żałować. Tylko ja zrobiłem to nie patrząc na siebie, a na bezpieczeństwo Natash'y. Sądzę, że on zrobił to z myślą o sobie - cokolwiek to było. Zayn zawsze robił, później myślał, a na koniec użalał się nad sobą.


*kto pierwszy zgadnie, co to za piosenka dostanie dedykację w następnym rozdziale ;)


___________________________________
Cóż, rozdział jest krótki i jestem z tego powodu cholernie niezadowolona, ale nic już nie przychodziło mi do głowy, co mogłabym dopisać; nie potrzebowałam nic dopisać. Przepraszam. Obiecuję, że następny będzie dłuższy.
No i spodziewajcie się dram! Hahaa :D

Chciałam też zaznaczyć, że jeżeli znajdziecie jakieś różnice w faktach z życia Natash'y i Harry'ego to przepraszam i śmiało możecie mi to napisać. Ja niestety wszystkiego nie jestem w stanie spamiętać.

Dziękujemy za komentarze! One niesamowicie motywują!

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 59

***Zayn***

Czułem dosłownie każdy swój pieprzony mięsień, a mimo to nadal musiałem przenosić pierdolone cegły pod czujnym wzrokiem nauczyciela od w-fu. Było mi zimno i jedyne o czym mogłem myśleć to była mała blondynka, która pewnie na mnie czeka i myśli, że ją wystawiłem co było kurwa jednym wielkim błędem. 
Rzuciłem sześć czerwonych bloczków na kupkę i odwróciłem się aby zabrać ostatnie cztery. Starałem się z całych sił ignorować szurnięte spojrzenie faceta, którego miałem ochotę rozjebać własnymi rękami. Wiedziałem, że czuł się usatysfakcjonowany tym, że może trochę się nade mną poznęcać i mimo tego, że on był naprawę głupi wiedziałem, że on się domyślił iż ucieczka z wczorajszych lekcji nie była tylko moim pomysłem. Musiałem wziąć całą winę na siebie aby ten pojebaniec nie zbliżył się do mojej Ivy. Nie mogłem mu na to pozwolić. 
- Skończyłem - powiedziałam nawet nie siląc się na miły ton głosu. Miałem w dupie co on sobie myślał i jeśli chce to mogę mu codziennie przekładać te rąbnięte cegły z miejsca na miejsce byleby odczepił się od Ivy. 
- Widzę rycerzu. Możesz pochwalić się swojej dziewczynie jaki jesteś dzielny i jak ją bronisz - w myślach rozwalałem jego pusty łeb o mur i śmiałem się przy tym radośnie, ale tak naprawdę nie obdarzyłem go nawet spojrzeniem gdy podniosłem swoją bluzę, która zdążyła już przemoknąć od padającego śniegu. Bez sensu było ją ubierać bo i tak by mnie już nie ogrzała dlatego dość szybkim krokiem udałem się do wejścia szkoły. 
W korytarzu minąłem zdziwionego Davida, którego olałem ponieważ musiałem jak najszybciej znaleźć się w pokoju dziennym. 
Wpadłem przez otwarte drzwi i od razu zauważyłem Ivy siedzącą do mnie tyłem na kanapie. Przed nią, na krześle siedział Harry, który coś do niej mówił i po chwili przeniósł na mnie swój wzrok. Widziałem jak niemo prosił mnie abym nic nie wspominał o bójce między nim i tym szurniętym pojebem, która miała wczoraj miejsce. 
- Cześć Ivy - powiedziałem cicho i usiadłem obok niej od razu zauważając łzy na jej bladych policzkach. Spojrzałem ukradkiem na Harry'ego, a on cicho wyszeptał jedno słowo, którego sprawiło, że zaświerzbiały mnie ręce i naprawdę miałem ochotę komuś wpierdolić. - Styles idź sprawdzić czy nie ma cię na korytarzu - powiedziałem i zająłem jego miejsce gdy ten tylko wstał i urażony wyszedł. 
- Idź sobie - Ivy otarła policzki i starała się zakryć włosami, co tylko mnie wkurzyło. Delikatnie chwyciłem jej głowę dłońmi i zmusiłem ją do spojrzenia na mnie. 
- Kochanie powiedz mi co się stało - mój głos był cichy, ale mimo wszystko pewny. Ivy znała mnie wystarczająco dobrze aby domyśleć się, że właśnie zaczynam się irytować i lepiej aby powiedziała mi wszystko co ją zraniło. 
- Oni mnie nienawidzą Zayn - wyszlochała i rozpłakała się jeszcze bardziej. Odruchem z mojej strony było przyciągnięcie jej do siebie. - Moi rodzice napisali mi list... O-oni nie chcą mnie więcej widzieć i przysłali wszystkie moje rzeczy... Wyrzucili mnie z domu - jej drobnym ciałem wstrząsnął szloch, a moje pięści zacisnęły się na jej koszulce. Co za zjebani ludzie. 
- Spokojnie księżniczko - wyszeptałem jej do ucha i zmroziłem wzrokiem kilka dziewczyn, które patrzyły w naszą stronę i drwiąco się uśmiechały. - Uspokój się maleńka - dodałem i odsunąłem ją od siebie chcąc zetrzeć z jej twarzy wszystkie nieproszone łzy. 
- Zabierzesz mnie stąd? - zapytała gdy sama zauważyła, że wzbudziliśmy lekkie zainteresowanie wśród wszystkich zdemoralizowanych osób w tym pieprzniętym ośrodku. 
Pokiwałem tylko głową i chwyciłem jej zimną dłoń wstając z krzesła. Ivy cała się trzęsła i szła skulona jakby bała się, że za chwilę ktoś może ją zaatakować. Nikt nie mógł tego zrobić gdy przy niej byłem. Ze mną była bezpieczna, a jeżeli ktoś byłby na tyle głupi i próbowałby ją skrzywdzić to stanąłbym przed nią i wziął na siebie wszystkie ciosy wymierzone w jej stronę. 
Chciałem zabrać ją do swojego pokoju, ale byłem świadomy tego, że jeżeli ktoś ją tam znajdzie to moja mała będzie miała problemy, dlatego zaprowadziłem ją do jej pokoju. Ja jakoś się wybronię. 
- Zostałam sama Zayn. Nie mam już nikogo - powiedziała i spojrzała na mnie gdy usiadła na łóżku całkowicie zrezygnowana. 
- Nie jesteś sama. Masz przecież mnie - odpowiedziałem i usiadłem obok niej obejmując ją ramieniem. Ivy zaczynała się załamywać, a w tym miejscu oznaczało to tylko, że teraz wszyscy będę chcieli ją zniszczyć, stłumić ten malutki płomyczek, który zachęcał ją do walki.
- Nie prawda - Ivy westchnęła i wstała z łóżka. - Jestem pewna, że niedługo kończy ci się wyrok i wtedy zostawisz mnie tutaj całkiem samą, a gdy ja też wreszcie będę wolna ty już o mnie zapomnisz. Znajdziesz sobie kogoś lepszego, ułożysz sobie życie, a ja będę powoli umierać gdzieś na ulicy bo moi rodzice z jakiegoś głupiego powodu mnie nienawidzą! - jej głos na początku był cichy i spokojny, ale gdy kończyła mówić zaczęła krzyczeć co całkowicie zbiło mnie z tropu. Byłem pewny, że on jest smutna, a nie wściekła. To jest kobieta, nie staraj się jej zrozumieć. 
- Co ty pieprzysz - spojrzałem na nią wyraźnie zirytowany. - Będę na ciebie czekał rozumiesz? Kurwa mać ja już wszystko sobie zaplanowałem, a uwierz mi nigdy tego nie robiłem i najważniejszą rzeczą w tych planach jesteś ty - może to strasznie żałosne z mojej strony, ale pewnej nocy ułożyłem dla siebie i Ivy plan na całe życie. Oczywiście nie pytałem się jej co ona na to ponieważ z góry założyłem, że ona nadal ze mną będzie. 
- Jak to sobie zaplanowałeś? - w jej oczach nie było już żadnych łez, które miałyby złamać moje serce, ale teraz zaczynały one błyszczeć tą ciekawością, którą Ivy w sobie miała. 
- No... Um myślałem, że może na początek zamieszkamy u mojego ojca, potem znajdę jakąś pracę i znajdę nam mieszkanie może gdzieś blisko Natashy żebyś mogła się z nią widywać. Ty poszłabyś dalej do szkoły, a potem jakoś byśmy sobie żyli - wyjaśniłem i podrapałem się po głowie bo w moich myślach to wszystko brzmiało o wiele lepiej. 
- A więc chciałbyś ze mną zamieszkać? - Ivy z powrotem usiadła obok mnie i położyła swoje dłonie na kolanach spoglądając na mnie kątem oka. 
- No raczej. Znaczy wiesz, możemy razem mieszkać dopóki się nie pozabijamy czy coś - odparłem i położyłem się na jej łóżku zakładając ręce pod głowę. Blondynka odwróciła się w moją stronę i patrzyła na mnie z małym uśmiechem na ustach. 
- Jeśli mnie zdenerwujesz będziesz wtedy spał na podłodze - powiedziała i przygryzła dolną wargę walcząc z szerokim uśmiechem, który chciał się ukazać na jej pełnych ustach. 
- Okej czyli musimy mieć dwa łóżka - powiedziałem i uśmiechnąłem się gdy Ivy cicho zachichotała co było kurewsko urocze w jej wykonaniu. 
- Myślałam, że mnie dzisiaj wystawiłeś - Ivy położyła się wygodnie na moim brzuchu nie zdając sobie sprawy, że leży trochę za nisko. Oddychaj przyjacielu. 
- Przepraszam, musiałem odpracować naszą karę za wczorajszą ucieczkę z lekcji - wytłumaczyłem jej i westchnąłem cicho gdy zaczęła się wiercić. 
- Nie rozumiem. Jaką karę? - zapytała i przesunęła się jeszcze niżej naciskając ramieniem zdecydowanie w strefie zagrożenia. Och kurwa mać Carter. 
- To nic takiego. Już wszystko załatwione - wymusiłem słaby uśmiech i zacisnąłem dłonie na kołdrze starając się uspokoić. - Dlaczego miziałaś się ze Stylesem? 
- Co? Z nikim się nie miziałam - powiedziała ze śmiechem i znowu zaczęła poprawiać swoją pozycję. - On tylko ze mną rozmawiał - dodała cicho i już wiedziałem, ze przypomniała sobie o swoich rąbniętych rodzicach. 
- No lepiej żebyś tylko z nim rozmawiała bo to Natasha codziennie się z nim pieprzy i może być trochę zazdrosna - Ivy uderzyła mnie w brzuch, a ja zacząłem się głośno śmiać z jej miny. 
- Jesteś okropny! - wypiszczała po czym zakryła twarz dłońmi. 
Usiadłem na łóżku przez co głowa Ivy znalazła się zdecydowanie nie tam gdzie powinna, ale postanowiłem to zignorować i skraść jej jeden niewinny pocałunek. 

***Ivy***

Czułam jak Zayn odciąga moje dłonie od twarzy i przyciska swoje usta do moich. Nie wiem dlaczego przytrzymała głowę chłopaka, ale czułam, że jeden pocałunek to za mało. Chciałam i potrzebowałam więcej, a wiedziałam, że Zayn mi nie odmówi. 
Pozwoliłam mu się na chwilę odsunąć, a sama w tym czasie podniosłam się z łóżka i usiadłam na kolanach Zayn'a pchając go na łóżko. Widziałam jak zdziwiony otwiera szeroko oczy, ale szybko załapał o co mi chodzi ponieważ położył swoje dłonie na moich biodrach, a ja powoli pochyliłam się w jego stronę odnajdując jego zaczerwienione usta proszące się o następne pocałunki. 
Uwielbiałam kształt szczęki Zayn'a dlatego zaczęłam powoli zmierzać pocałunkami w jej stronę, a Malik ścisnął mocniej moje biodra gdy zaczęłam ssać jego skórę tuż przy uchu. Nie wiem jakim cudem, ale sprawiało mi to przyjemność. 
Ta chwila dominacji nad tym zbyt pewnym siebie chłopakiem sprawiała, że chciałam posunąć się jeszcze dalej dlatego zaczęłam lekko poruszać biodrami, a Zayn leżący całkowicie bezradnie pode mną jęknął cicho i przeklną. Nie rozumiałam co sprawiło mu przyjemność dlatego ponowiłam swój ruch, ale tym razem bardziej się do niego przyciskając. Niestety nie mogłam poruszyć się jeszcze raz ponieważ ręce chłopaka przytrzymały mnie w jednym miejscu. 
- Ivy nie - powiedział napiętym głosem. Obserwowałam jak z trudem połyka swoją ślinę i jak stara się opanować. - Nie chcesz się dalej ruszać, a ja zdecydowanie muszę się opanować bo inaczej skończymy na tym łóżku pieprząc się, a wcale tego nie chcesz.
- Skąd możesz wiedzieć czego ja chcę? - zapytałam żałośnie i zeszłam z niego czując się lekko urażoną. Zayn miał rację, wcale nie chciałam się z nim kochać, ale wiedziałam, że on tego chce, a wybrzuszenie w jego spodniach tylko mnie w tym przekonywało. 
- A stąd, że cię kocham. Czujesz się teraz zraniona z powodu swoich rodziców i wiesz, że ja naprawdę chcę się z tobą kochać, ale będę czekać aż będziesz gotowa - czułam, że w moich oczach pojawiają się łzy dlatego mocno przyległam do Zayn'a chcąc się uspokoić. - Nie wykorzystuj swojego pięknego ciała do zapomnienia o czymś co cię skrzywdziło. Szanuje cię bardziej niż siebie dlatego proszę, ty też siebie szanuj - Zayn złożył pocałunek na moim czole uświadamiając mi jak bardzo mnie kocha. Zależało mu na mnie bardziej niż sobie to wyobrażałam i właśnie dlatego znowu poczułam cholerne wyrzuty sumienia, że znów nic mu nie mówię o kolejnej kartce z mojego pamiętnika i o czerwonej róży, którą znalazłam dziś rano przy swoim łóżku. 

***Zayn***

Chcemy cię z ojcem powiadomić, że wszystkie twoje rzeczy zostały przewiezione do ośrodka i co dalej się z nimi stanie nie jest naszą sprawą. Powiedzieliśmy ci w święta, że jeśli wyjdziesz z domu z tym chłopakiem masz więcej nie wracać i skoro nie potraktowałaś naszej groźby na poważnie musimy ci to teraz uświadomić. Nie należysz już do naszej rodziny i od tej chwili musisz radzić sobie sama. Zawsze przynosiłaś nam wstyd, ale teraz już z tym koniec. Mamy nadzieję, że nie przysporzysz nam więcej problemów. 
Żegnaj Ivy.    

Zgniotłem białą kartkę w swojej pięści i rzuciłem nią mając ochotę rozwalić wszystko co znalazło się w zasięgu moich rąk. 
- Jak oni do kurwy mogli jej to wysłać? - zapytałem i pociągnąłem się za włosy. Nie mogłem sobie wyobrazić jak musiała się czuć Ivy gdy to przeczytała. 
- Oni nie zasługują na taką córkę - Harry spojrzał na mnie i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że Ivy też jest dla niego ważna. Styles zachowywał się w stosunku do niej jak ja do Natashy. Czuł, że musi ją bronić i gdy ona cierpiała on ponosił porażkę. 
- Wiedziałem, że jej rodzice są pierdolnięci, ale nie sądziłem, że jest z nimi aż tak źle - spojrzałem ukradkiem na Natashę, która drugi raz zaczęła czytać list od rodziców mojej dziewczyny. 
- Musisz przy niej teraz być Zayn. Ona będzie potrzebowała twojego wsparcia - Natasha spojrzała na mnie poważnie i poczułem wtedy, że zjebałem po całości. 
- Nie wiem czy nie będę musiał od niej odejść - powiedziałem cicho i spojrzałem w stronę okna. Znowu padał śnieg i jakimś dziwnym trafem pomyślałem, że jeśli Ivy już się obudziła to właśnie siedzi przy oknie i obserwuje biały puch spadający z nieba, który dla mnie był przekleństwem, a dla niej czymś pięknym. 
- Co? Dlaczego miałbyś to zrobić? - Natasha wstała z łóżka zdenerwowana i spojrzała na Harry'ego, który tylko wzruszył ramionami nie mając pojęcia o czym mówię. 
- Louis dowiedział się o czymś co zrobiłem Ivy. Jeżeli nie przekonam go do milczenia będę musiał odejść żeby jej nic nie powiedział.
- Zayn coś ty znowu do kurwy zrobił - Harry stanął obok swojej narzeczonej i patrzył na mnie wyczekując odpowiedzi. Ale co ja miałem powiedzieć? Miałem się przyznać do tego co zrobiłem? Miałem przyznać się, że jestem mordercą? 
Ivy była aniołem, którego pokochałem i wiedziałem, że gdy opowiem o wszystkim Natashy i Harry'emu rozpętam piekło, w którym to ja byłem diabłem.  
---------------------------------------------------------------
Jestem suką bo znowu się spóźniłam o jeden dzień z rozdziałem, ale mam teraz pracę i kurde nawet w sobotę spracowałam ;_; mam nadzieję, że mi wybaczycie te opóźnienie :* Ufff co by tu pisać... Chyba tylko to, że DZIĘKUJEMY WAM Z CAŁEGO SERCA za to, że zaczynacie komentować i wypowiadać się o rozdziałach bo to naprawdę nam pomaga w pisaniu ♥ 
A teraz pytanie:
CZY CHCECIE ABY POWSTAŁA DRUGA CZĘŚĆ OPOWIADANIA? Jeżeli nie to pewnie napiszemy jeszcze kilkanaście rozdziałów i się pożegnamy, ale możemy z Oliwią pisać również drugą część :) 
To chyba tyle...
Proszę o wasze opinie!
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 58

***Natasha***


     Czułam na sobie wzrok Harry'ego, kiedy zakładałam moje ubrania. Skanował mnie od góry do dołu i czułam jakby wypalał mi dziurę w plecach. Nie przejmując się tym zapięłam mój stanik i przełożyłam ręce przez ramiączka. Podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam z niej czarną, zwykła koszulkę. Przeciągnęłam ją przez głowę, włosy związałam w wysokiego kucyka i odwróciłam się w stronę mężczyzny mojego życia. Był do połowy przykryty kołdrą, wiec bez skrępowania mogłam się gapić na jego nagi tors.
     -Naprawdę musisz już iść? - pyta robiąc minę szczeniaczka i dopadają mnie wyrzuty sumienia, że muszę go zostawić. Pozwolili mi go odwiedzać, kiedy chce, ale nie zostawać na noc.
     -Przepraszam. Ja tez chętnie bym została, ale nie mogę. Odwiedzę jeszcze Ivy i wracam do mieszkania. - odpowiadam podchodząc do niego. 
     Siadam na skraju łóżka i łapie jego dłoń w swoją. Składam pocałunki na jego knykciach, kciukiem jeżdżąc po wewnętrznej stronie. Uśmiecham się pod nosem wiedząc, że to ja jestem tą szczęściarą i to ja mogę to robić. 
     -Kocham cię - słyszę jego szept, więc unoszę wzrok. 
     Z roztrzepanymi włosami, dołeczkami w policzkach i tymi szmaragdowymi tęczówkami wyznaje mi miłość, a ja nie jestem w stanie mu odpowiedzieć, bo wpatruje się w jego piękną twarz. Znam na pamięć każdy jej fragment, każdą niedoskonałość, która dla mnie jest idealna. Bo kiedy człowiek jest zakochany, tą drugą osobę widzi w jak najlepszym świetle. Kocham wszystkie jego zalety i wady. Każdą cechę charakteru, mimo, iż czasem jest zbyt wybuchowy. Ale taki już jest i nie mam zamiaru go zmieniać, ponieważ zakochałam się w nim, takim jaki jest.
     -Wiem, że jestem piękny, ale bez przesady - śmieje się, a ja budzę się z transu. 
     -Głupek - uderzam go lekko w ramię - Też cię kocham - dodaje i skradam mu buziaka. 
     Brunet łapie mnie w tali i przyciąga do siebie wypijając się w moje, spragnione jego wargi. Przez szybkość jego ruchów ląduje na jego torsie. Siadam na nim okrakiem i kontynuuje pocałunek. Z każdą chwilą staje się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Jest bardzo niechlujny, ale nie przeszkadza mi to. Cieszę się chwilą. 
     -Chce cię - mówi między pocałunkami i przyciska moje biodra do jego krocza. Czuję znaczne wybrzuszenie, ale nie mogę mu ulec. Choćbym nie wiem, jak chciała nie mogę. 
     -Miesiąc - odpowiadam odrywając się od niego - Wtedy możemy nawet nie wychodzić z łóżka. 
     -Kusząca propozycja - mruczy - Będę musiał się zaopatrzyć w dużą ilość prezerwatyw - dopowiada, a ja śmieje się z jego słów.
     -Seksoholik - komentuje i wstaje.
     Zakładam na siebie buty, całuje go i wychodzę. Od razu kieruje się do pokoju Ivy. Dobrze pamiętam, jak na początku nie pałałam do niej sympatią. W tamtym okresie czasu mało kogo lubiłam. Były to pojedyncze osoby, które do tej pory są dla mnie ważne, bądź były, jak w przypadku Niall'a. Czasem zastanawiam się gdzie jest i co robi. Mam nadzieje, że dobrze mu się wiedzie. Moja postawa kompletnie się zmieniła. Dawna Natasha zniknęła, a zastąpiła ją ta nowa, lepsza wersja. Myślę, że po prostu udawałam, ale po jakimś czasie mi się to znudziło i postanowiłam być sobą. Prawdziwą sobą. 

~*~

***Harry***

     Staram się nie myśleć o tym, co ma zaraz nastąpić. W głowie przywołuję obraz Natasha'y i wiem, że nigdy mi tego nie wybaczy. Ja sam sobie tego nigdy nie wybaczę, ale nie mam wyboru. Stoję pod ścianą i nic więcej nie mogę zrobić. Czuję się, jak w pokoju pełnym laserów. Jeden zły ruch i włączy się alarm, a tego właśnie nie chcę. Muszę przejść przez niego, omijając czerwone światło i żadnego z nich nie dotknąć. Kiedy już dotrę do końca wiem, że czeka na mnie nagroda, ale też i ryzyko złapania. Tylko, że na tym właśnie polega jego gra, w której ktoś musi ucierpieć.
     Chodzę w tą i z powrotem po całym pokoju. Moje palce utkwione są w brązowych lokach, za które co jakiś czas pociągam chcąc choć trochę ostudzić moje emocje. Najchętniej wylałbym na siebie kubeł lodowatej wody, ale wiem, że nawet to mi nie pomoże. Czuje, jak moja klatka piersiowa unosi się nienaturalnie szybko, a serce bije dwa, a może nawet i trzy razy mocniej niż zazwyczaj. Ręce mi się trzęsą, a z czoła kapie pot. Jestem niesamowicie zdenerwowany, bo jeszcze nie podjąłem decyzji, a muszę to zrobić dzisiejszego wieczora. Pozostało mi niewiele czasu i choć podświadomie wiem, że wybiorę tą drugą opcje nadal się waham.
     Siadam na łóżku i chowam twarz w dłonie. Wypuszczam głośno powietrze, aby później łapczywie go zaczerpnąć. Jest jedyną rzeczą, która utrzymuje mnie przy życiu w tym momencie. Nie koniecznie jedyną - podpowiada moja podświadomość, a ja od razu myślę o mojej ukochanej. Moja miłość do niej jest szczera i bezinteresowna. Dziwię się jednak, że ona czuje to samo do mnie, gdyż na to nie zasługuje. Jestem złym człowiekiem, a tylko ona widzi we mnie dobro. To dzięki niej w ogóle zaczęło kiełkować; gdzieś na dnie mojego, skamieniałego serca. Kiedy ją widzę, aż mam ochotę płakać. Płakać ze szczęścia, bo to absurd, że mimo tego co zrobiłem, los postawił ją na mojej drodze. To dzięki niej mam jeszcze wiarę w ludzkość. Bo ona sprawia, że dotychczasowy, czarno-biały świat widziany przeze mnie zaczyna nabierać kolorów. 
     Wstaje gwałtownie i podchodzę do okna, które otwieram. Zaciągam się zimnym powietrzem, które w szybkim tempie dociera do moich płuc. Uświadamiam sobie, że dawno nie paliłem, a paczka papierosów jest nadal schowana w jednej z szuflad. Odnajduje ją pośród skarpetek i zaglądam do środka. Pozostało w niej pięć sztuk, które mam zamiar puścić z dymem. Biorę jednego i przykładam filtr do ust. Odpalam go ciesząc się smakiem nikotyny w ustach. Wiem, że z każdym wdechem jestem bliżej śmierci, ale teraz potrzebuje się odstresować, a papierosy zawsze mi w tym pomagały. To jeden z najgorszych nałogów świata, ale jak widać mało kto się tym przejmuje. W moim domu zawsze było dla niego miejsce. Już od małego byłem palaczem. Mówi się, że bierny gorzej na tym cierpi, niż czynny, ale nie mam zamiaru się nad tym głębiej zastanawiać, gdyż w mojej dłoni znajduje się już kolejny szlug. Przyglądam mu się przez chwilę obracając go między palcami, aż decyduje się go podpalić. W szybkim tempie niknie, a ja już biorę następnego. Cholera! 
     Po raz kolejny odgarniam włosy do tylu. Wyrzucam peta przez okno i zaczynam krążyć po pokoju nadal zastanawiając się nad decyzją, jaką powinienem podjąć. Jest coraz bliżej godziny, o której się umówiliśmy. Może w ogóle nie pójdę? Prycham na swoje myśli kopiąc nogą w szafę. Od razu żałuje tej decyzji, kiedy czuje ból przeszywający moją stopę. Siadam na podłodze i łapie za bolące miejsce lekko je rozmasowując. Po kilku chwilach następuje ulga, a ja głęboko oddycham i kładę się na plecach spoglądając w sufit. Jest biały, ale przez tyle czasu, od kiedy ostatni raz był malowany zdążył poszarzeć.
     Niechętnie spoglądam na zegarek i z niezadowoleniem stwierdzam, że powinienem już wyjść. Tak też robię i udaje się na miejsce naszego spotkania, a dokładniej do męskiej toalety. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, aby godzić się na akurat to pomieszczenie. Przecież mogłem zaproponować coś innego. Teraz czuje się, jakbym umówił się z nim na szybki numerek. Od razu przechodzą mnie ciarki i robi mi się niedobrze. Jakim cudem w ogóle mogłem pomyśleć o czymś takim? To okropne i zdecydowanie jestem hetero. Nawet gdybym lubił chłopaków to na pewno nie jego. Już wolałbym Zayn'a. Chociaż nie powinienem woleć każdego z nich, ponieważ mam Natashę. 
     Kręcąc głową wchodzę do pomieszczenia i od razu zauważam, że on już na mnie czeka. Stoi oparty o ścianę jednej z kabin i uśmiecha się kpiąco. Ciężko mi patrzeć na jego twarz, ale niestety muszę to robić. Jego niebieskie oczy przeszywają mnie na wskroś, a ja mam wrażenie, że szaleje w nich burza. Z tej odległości wydają się niesamowicie ciemne, granatowe. Czuje, jak po plecach przechodzą mi dreszcze. Nie żebym się go bał, bo gdybyśmy się bili zapewne bym wygrał. Jestem od niego wyższy oraz bardziej umięśniony, a moja technika jest na wysokim poziomie. Niestety on nie chce wyzwać mnie na pojedynek, a raczej wykończyć psychicznie.
     -To jak, Styles? Zdecydowałeś się? - pyta szczerząc się, jak psychopata, ale olewam jego pytanie i nadal mu się przyglądam.
     Ma zmarszczone brwi, zaczesane do góry włosy, mocno zaciśniętą szczękę przez co jego twarz nie jest już wykrzywiona w szyderczym uśmiechu. Za to jego mięśnie napięły się; myślę, że chce mi pokazać, iż nie jest taki słaby, na jakiego wygląda.
     -Czekam na odpowiedź - ponagla mnie odpychając się od ściany.
     -Zgadzam się - odpowiadam bez żadnych uczuć - Przecież nie mam innego wyboru. Grozisz Natasha'y. To chyba oczywiste, jaka będzie moja decyzja - dodaje patrząc wyzywająco w jego oczy.
     On jedynie prycha i podchodzi bliżej mnie. Podejmuje 'walkę' na spojrzenia i tak stoimy przez kilkadziesiąt sekund, po prostu się w siebie wpatrując. Jego wzrok jest na wysokości moich ust, więc musi lekko unieść głowę do góry. Nie sprawia mu to większego problemu, więc kontynuujemy to, co zaczęliśmy. Jest to cholernie głupie, ale żaden z nas nie ma zamiaru odpuścić. Jesteśmy, jak pięcioletnie dzieci, które pokłóciły się o zabawkę. Niestety tylko jeden z nas może ją mieć.
     -Mam nadzieje, że nie będziesz tego żałował i dostosujesz się do moich warunków - mówi chłodno - Inaczej czeka cię kara, a raczej twoją narzeczoną - daje nacisk na ostatnie słowo.
     Od razu łapię za jego koszulkę i przypieram do ściany lekko unosząc. Oddycham szybko próbując uspokoić moje nadwyrężone nerwy. Czuje, jak wszystkie mięśnie napinają mi się w momencie. Jestem zły. Nie, to mało powiedziane. Jestem wściekły na tego skurwiela. Myśli, że głupimi groźbami poróżni mnie z Natash'ą? On chyba na prawdę nie ma mózgu. Jesteśmy w sobie zakochani, a miłość wybaczy wszystko. Poza tym, robię to tylko i wyłącznie dla niej. Nie mam w tym żadnego interesu. Kiedy była jeszcze w poprawczaku miałem jak jej strzec. Teraz niestety mieszka sama, a ten psychol może w każdej chwili ją odwiedzić. Nawciska jej jakiegoś kitu; pierwsze lepsze co przyjdzie mu na myśl. Wiem, że nie jest głupia, ale może mu uwierzyć. Ona już taka jest, po prostu boje się, że mu zaufa, a on kiedy się do niej zbliży, wykorzysta ją. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż ja nie będę mógł nic z tym zrobić.
     -Dotrzymam słowa, a ją masz zostawić w pokoju - warczę w jego stronę.
     -Och - wzdycha teatralnie - Pewnie się cieszy, że ma takiego opiekuńczego chłopaka. Szkoda tylko, że on ją okłamuje i zdradza - śmieje mi się w twarz, a ja przyciskam go mocniej do ściany.
     Odchylam nieco prawą rękę, aby móc wymierzyć mu cios. Moja pięść ląduje idealnie na jego lewym policzku. Syczy z bólu i odwraca głowę w przeciwną stronę. Zaraz potem znów patrzy mi w twarz, a ja uderzam go po raz kolejny. Cios za ciosem, aż tracę nad sobą panowanie. Czasem chłopak zdoła mi oddać, jednak jego siła w porównaniu do mojej, jest jak piętnastolatka do wyćwiczonego boksera. Cieszę się z tego powodu. Do czegoś wreszcie przydały się wszystkie te bójki.
     Rzucam go na podłogę i siadając mu na brzuchu uderzam kolejny raz. Niestety odsuwa głowę w odpowiednim momencie, więc moja pięść ląduje na płytkach. Nie zwracam na to najmniejszej uwagi i wykonuję lewy sierpowy, który idealnie trafia w jego nos. Uśmiecham się pod nosem widząc, jak krwawi. Wreszcie ktoś dał mu nauczkę.
     Chce znów go uderzyć, lecz czuje na barkach czyjeś ręce odciągające mnie od niego. Szybko staje na nogach z pomocą 'wybawcy' mojego przeciwnika. Odwracam się do niego przodem i jakie jest moje zaskoczenie, kiedy widzę przed sobą Zayn'a. W jego oczach dostrzegam złość, które raz patrzą na mnie, a raz na leżącego na podłodze mężczyznę.
     -Co tu się do kurwy dzieje? - krzyczy w naszą stronę.
     -Nic - odpowiadam wyszarpując się z jego mocnego uścisku - A ty - wskazuje na niebieskookiego - Trzymaj się od niej z daleka - grożę - Dotrzymam słowa, jeżeli ty też to zrobisz. Niech tylko spadnie jej włos z głowy, a nie ręczę za siebie - dodaje i odwracając się na pięcie wychodzę z łazienki.
     Tuż za mną podąża Malik wypytując o co poszło. Zbywam go krótkim 'nieważne' i kieruje się do swojego pokoju. Odpalam przedostatniego papierosa i zaciągam się dymem przeczesując moje włosy. Jestem skończony.

______________________________
Witam Was, moi drodzy! Pozdrowienia z Wrocławia, bo właśnie tutaj aktualnie jestem ;) Dziękuję też za LTE, którym obdarzyło mnie to miasto.
Wracając do rozdziału. Myślę, że jest całkiem niezły. Jak myślicie, z kim 'rozmawiał' Harry?
Czekam na komentarze!
Do następnego :D

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 57

***Ivy***

Wyszłam z łazienki i zamknęłam za sobą drzwi ignorując jakieś trzy dziewczyny, które stały naprzeciwko wejścia. Czułam na sobie ich wzrok gdy kierowałam się w stronę swojego pokoju, ale wiedziałam, że nie ma sensu zaczynać kłótni bo faktem oczywistym było to, że nie miałam z nimi szans. Jak z każdym zresztą.
Wyjęłam z kieszeni spodni zarysowany kluczyk, którym chciałam otworzyć drzwi, ale spostrzegłam coś co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, który starałam się zamaskować abyś nie dać mu powodów do naśmiewania się ze mnie. Wiedziałam kto jest w środku i dlatego mój humor poprawił się do tego stopnia, że byłam gotowa zmierzyć się z następnym dniem w tym piekle.
- Co ty... - popchnęłam drzwi i od razu zamilkłam. Rzeczy, które trzymałam w dłoniach spadły na podłogę i słyszałam tylko jak szampon toczy się kawałek dalej aby uderzyć prawdopodobnie w szafę.
Zrobiłam niepewny krok do przodu uważając aby nie nadepnąć na szkło, które znajdowało się praktycznie na całej podłodze. Moje oczy lustrowały pomieszczenie, a oddech uwiązł w gardle gdy powoli dochodził do mnie fakt, że ktoś był w moim pokoju.
Coraz głośniejsze głosy na korytarzu zmusiły mnie do ruszenia się z miejsca i zamknięcia za sobą drzwi. Nie chciałam aby ktoś obcy gapił się jak staram uporządkować bałagan jaki ktoś tutaj narobił.
Oparłam głowę o chłodne drzwi i westchnęłam mając nadzieję, że gdy się odwrócę to ten cały bałagan zniknie i okaże się, że tylko to sobie wymyśliłam. Niestety gdy się odwróciłam wszystkie moje rzeczy nadal leżały porozrzucane na podłodze, a lampa która stała przy łóżku była roztrzaskana. Szkło nadal pokrywało ogromną część pokoju, a szafy nie miały drzwiczek.
Ale to nie było najgorsze. Nad łóżkiem widniał napis wykonany czerwoną farbą, która była wciąż mokra przez co zrobiły się zacieki. I tak wiemy, że się puszczasz. Na poduszce leżała długa czerwona róża z czarną wstążką. Miałam ochotę krzyczeć ile siły w płucach dlatego zakryłam sobie szybko usta dłonią tak, że z mojego rozpaczliwego krzyku wyszedł tylko stłumiony jęk. Czułam, że powoli robi mi się niedobrze, a łzy zagościły w moich oczach.
Nie mogłam płakać. Nie mogłam znowu się poddać. Wzięłam kilka głębokich wdechów i rozejrzałam się po podłodze za czymś czym mogłabym zetrzeć napis ze ściany. Obok szafki leżała koszulka, której dawno nie nosiłam dlatego szybko ją podniosłam zapominając na chwilę o tym, że w wielu rzeczach były pozaczepiane kawałki szkła. Gdy chwyciłam pewnie materiał w dłonie poczułam jak coś ostrego wbija mi się w palce, ale mimo to szybko wskoczyłam na łóżko i energicznymi ruchami zaczęłam ścierać farbę, która zaczęła się rozmazywać na szarej ścianie. Czułam jak po mojej dłoni powoli cieknie krew i dopiero wtedy zaczęłam płakać. Nie dlatego, że czułam ból po przecięciu, tylko dlatego, że czułam się strasznie bezradna.
W połowie ścierania farby zdenerwowana rzuciłam koszulkę na łóżko i zeskoczyłam na podłogę starając się szybko pozbierać porozrzucane rzeczy. Ignorowałam wbijające się odłamki szkła w moje dłonie, chciałam tylko aby to wszystko zniknęło i zostało następnym koszmarnym wspomnieniem.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z tego dziwnego transu i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że Zayn miał po mnie przyjść przed śniadaniem. Podeszłam szybko do drzwi i oparłam dłonie o drewnianą powłokę.
- Kto tam? - zapytałam i starałam się uspokoić oddech w obawie, że osoba po drugiej stronie może usłyszeć to jak niespokojnie oddycham.
- No jak to kto? - zamknęłam oczy słysząc radosny głos Zayna. - Otworzysz mi? - zapytał i już chciałam odpowiedzieć, że otwarte gdy w miarę szybko przypomniałam sobie w jakim stanie jest mój pokój i przede wszystkim w jakim stanie jestem ja.
- Nie - odpowiedziałam i miałam ochotę spoliczkować samą siebie za następne słowa. - Nie chcę cię teraz widzieć - dodałam i zamknęłam oczy od razu czując wielkie wyrzuty sumienia.
- To nie - usłyszałam jego cichy głos, a potem kroki świadczące o tym, że Zayn odszedł. Zrezygnowana opuściłam ręce wzdłuż swojego ciała i przyjrzałam się dokładnie czerwonym odciskom swoich dłoni na drzwiach.

Szłam po pustym korytarzu ściskając książki w owiniętych chusteczkami dłoniach. Byłam już spóźniona dobre pięć minut, ale nie mogłam wcześniej wyjść bo wiedziałam, że Zayn zaraz zacząłby mnie wypytywać, a ja jeszcze nie wymyśliłam żadnej odpowiedniej dla niego historyjki.
Jedną ręką przycisnęłam do piersi książki, a drugą zapukałam do drzwi i dopiero gdy usłyszałam ciche 'proszę' otwarłam drzwi, które od razu za sobą zamknęłam.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam cicho nie spoglądając na nikogo. Od razu skierowałam się do swojej ławki patrząc pod nogi aby przypadkiem się o coś nie potknąć. Nauczyciel literatury postanowił zignorować moje spóźnienie i nadal omawiał jakiś tekst, którego treści nawet nie pamiętałam z poprzedniej lekcji.
Na stoliku, przy którym zawsze siedziałam leżała biała koperta starannie podpisana moim imieniem i nazwiskiem.
Czułam na sobie czyjś uporczywy wzrok i wcale się nie zdziwiłam gdy po odwróceniu się do tyłu zauważyłam wpatrującego się we mnie Zayna. Chłopak wskazał głową na moje dłonie, a ja tylko lekko pokręciłam głową i posłałam mu uśmiech, którego nie odwzajemnił. A czego ty się kretynko spodziewałaś? 
Usiadłam prosto i spoglądając na nauczyciela stojącego przy tablicy wzięłam do ręki kopertę, którą po cichu rozerwałam. W środku znalazłam list oraz trzy płatki czerwonej róży.


Dzisiaj po raz pierwszy Zayn mnie pocałował. Jak się z tym czuje? Sama nie wiem ponieważ zdaje sobie sprawę, że dla niego to nic nie znaczyło, a dla mnie to znaczyło bardzo dużo. Wiem, że jestem naiwna, ale przy tym chłopaku czuję, że dam radę pokonać wszystkie przeciwności losu. Przy nim mam nadzieję, że mogę odbyć swoją karę i potem znowu wieść normalne życie. Zayn daje mi wiarę na lepsze jutro i nieważne jak bardzo naiwnie brzmię; tak jest. Nigdy bym się nie spodziewała, że to właśnie ten chłopak pomoże mi się pozbierać po wszystkich złych przygodach jakie miałam w swoim życiu. 

Z przerażeniem wpatrywałam się w kopię jednej z notek w moim pamiętniku. Kartka w mojej dłoni zaczęła drżeć przez moją trzęsącą się dłoń.
- Ivy? - podskoczyłam na krześle gdy czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia. Instynktownie zwinęłam kartkę papieru w kulkę nie chcąc aby ktoś inny przeczytał to co sama napisałam jakiś czas temu.
- Tak? - zapytałam głupio i spojrzałam na Zayn'a. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a potem zabrał swoją rękę.
- Tak jakby lekcja się skończyła i możemy już iść - rozejrzałam się po klasie i zauważyłam, że zostałam w niej tylko ja i Zayn. Pokręciłam głową i przetarłam czoło po czym w roztargnieniu zaczęłam zbierać swoje książki, z których nawet dzisiaj nie skorzystałam.
- Jakoś szybko czas mi dzisiaj leci - powiedziałam starając się aby mój głos brzmiał lekko i szczęśliwie. Niestety tylko głupi dałby się na to nabrać, a Zayn nie należał do tej grupy.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje? - zapytał i zabrał moje książki, których nie mogłam utrzymać. - Najpierw mnie spławiasz spod swojego pokoju, spóźniasz się na lekcje, a teraz zachowujesz się jakbyś nie wiedziała gdzie jesteś.
- Jak przyszedłeś nie byłam ubrana i po prostu jestem zmęczona okej? Każdemu zdarza się być niewyspanym - odpowiedziałam i wyszłam z klasy czując wyrzuty sumienia, ale także rosnącą we mnie złość. Zayn nie ma prawa mnie kontrolować.
- Nie wyspana? A może znowu coś brałaś co? - zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam do Zayna nie wierząc własnym uszom.
- Słucham? - zapytałam nadal nie dowierzając. Miałam nadzieję, że Zayn od razu mnie przeprosi i powie, że wcale nie miał tego na myśli, ale on tylko twardo wpatrywał się w moje oczy.
- Słyszałaś. To nie byłby pierwszy raz gdy chodzisz naćpana - jego głos był chłodny i przypomniał mi dni gdy Zayn był dla mnie obcy i miałam ochotę go wtedy unikać. Myślałam, że ten etap mamy już za sobą, ale najwyraźniej żyłam w błędzie.
- Ty coś o tym wiesz prawda? - wiedziałam, że przeginam, ale nie mogłam się po prostu powstrzymać. Nie mogłam pozwolić aby Zayn znowu mnie złamał, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dla niego to jakaś dziwna nagroda. Za każdym razem gdy uda mu się kogoś zniszczyć, on odczuwa jakąś dziwną radość z powodu własnej obojętności na krzywdę innych ludzi.
- Naprawdę chcesz się teraz kłócić? - chłopak zrobił krok w moją stronę tak, że nikt inny z mijających nas osób na korytarzu nie słyszał o czym rozmawiamy.
- Ty zacząłeś - powiedziałam i zabrałam książki z jego rąk chcąc się od niego odizolować chociaż na chwilę.
To nie tak, że nie lubiłam spędzać czasu z Zayn'em bo ja po prostu kochałam to robić, ale teraz miałam za dużo do przemyślenia.
Postanowiłam odpuścić sobie następne lekcje i skierowałam się na strych gdzie Zayn często przesiadywał. Na początku bałam się tego miejsca, ale teraz gdy wiedziałam, że nic mi tam nie grozi czułam się tam bezpiecznie pewnie dlatego, że byłam sama.
A przecież samotność jest dobra prawda? Samotni ludzie nie muszą się martwić o to, że urażą kogoś bliskiego złym słowem.
Samotni ludzie nie muszą martwić się o to, że kogoś zranią gdy zapomną o czyiś urodzinach czy jakimś innym święcie.
Samotni ludzie nie muszą się martwić, że nie znajdą dla kogoś czasu. Same plusy co nie?
Ale samotni ludzie nie mają nikogo do kogo mogliby się przytulić, nie mają nikogo kto powiedziałby im 'kocham cię', nie mają nikogo z kim mogliby po prostu porozmawiać.
A więc teraz nasuwa się pytanie: lepiej być samotnym czy żyć w otoczeniu masy ludzi, którzy chcą ci pomóc?
Ja zawsze byłam sama. Nie miałam prawdziwych przyjaciół, nie miałam chłopaka, który darzyłby mnie szczerym uczuciem. Nie miałam rodziców z którymi mogłabym porozmawiać o swoich problemach nawet jeżeli były one całkowicie bezsensowne. Nie miałam nawet dobrych sąsiadów do których jako mała dziewczynka mogłabym chodzić.
A teraz? Teraz mam prawie chłopaka, który kocha mnie taką jaka jestem, mam przyjaciela, który służy mi pomocą gdy tylko jej potrzebuje. Staram się zbudować przyjaźń z dziewczyną, która nienawidziła mnie od pierwszego dnia naszej znajomości.
Nie wiem jak to się stało, że udało mi się tyle zdobyć, ale wiem, że muszę o to wszystko walczyć. Nie mogę pozwolić aby osoba, która postanowiła sobie robić ze mnie żarty to wszystko zniszczyła. Wiedziałam, że nie mogę się poddać tylko bałam się jednej rzeczy. Bałam się, że znów muszę uciekać przed przeszłością, a przecież uciekałam całe swoje życie i gdy wreszcie miałam nadzieję, że to koniec wszystko zaczynało się od nowa.
- I tak wiemy, że się puszczasz - podskoczyłam na fotelu i zerwałam się na równe nogi rozglądając się po przyciemnionym pomieszczeniu. Przy schodach stał jakiś człowiek, całkowicie skryty cieniem. Na głowie tej osoby znajdował się kaptur, co jeszcze bardziej utrudniało mi identyfikację nieznanego.
- Kim jesteś? To ty byłeś u mnie w pokoju? - zapytałam i zrobiłam krok w stronę mojego gościa, ale wtedy mężczyzna wyciągnął rękę z kieszeni, a w dłoni ściskał nóż, którego ostrze lekko połyskiwało mimo słabego oświetlenia.
- Przykro mi Ivy, ale muszę cię zniszczyć - nieznajoma postać zaczęła powoli iść w moim kierunku, a ja nie mogłam skupić się na niczym innym jak tylko na nożu, który cały czas połyskiwał.
- Kim jesteś! - krzyknęłam i cofnęłam się pod ścianę. - Dlaczego chcesz mnie zniszczyć. Co ja ci zrobiłam? - zapytałam i zsunęłam się na podłogę głęboko oddychając.
- Jeszcze mnie poznasz kochanie - zamknęłam oczy i cicho zakwiliłam słysząc słowa mojego oprawcy. Położyłam głowę na przyciśniętych do piersi kolanach. Słyszałam oddalające się kroki, słyszałam jak ktoś inny wchodzi na górę, a potem głośno wzdycha.
- Księżniczko jeśli płaczesz przeze mnie to możesz mnie uderzyć - podniosłam głowę i z ulgą odetchnęłam gdy zobaczyłam, że przede mną kucał Zayn, który wyglądał na zmartwionego.
- Nie płacze - powiedziałam i przełknęłam głośno ślinę delikatnie zerkając za ciało chłopaka. - Ja po prostu... Się modle - dodałam i uśmiechnęłam się z powodu własnej głupoty.
- Modlisz się? - zapytał ze śmiechem i usiadł obok mnie prostując swoje długie nogi. - Jak już tak bardzo wciągnęłaś się w tą modlitwę to możesz prosić o mózg dla mnie.
- Już za późno - powiedziałam cicho i starałam się ukryć uśmiech. Zayn zaśmiał się głośno i objął mnie ramieniem, a ja ochoczo wtuliłam się w jego bezpieczne ciało.
- Przepraszam za to co powiedziałem. Wiem, że wy dziewczyny macie te całe gorsze dni i nie powinienem na ciebie się za to wściekać - podniosłam lekko głowę do góry i pocałowałam go w policzek znów walcząc z wyrzutami sumienia, że niczego mu nie mówię, ale po prostu nie mogłam go zamartwiać gdy dopiero teraz Zayn stawał się prawdziwym sobą.
- Ty też możesz mieć gorsze dni. Nie będę wtedy na ciebie zła - odparłam i jeszcze mocniej się do niego przytuliłam.
- Okej to mam pomysł. Ty mi napiszesz na kartce dni kiedy masz okres i możesz mnie zabić, a ja napiszę tobie kiedy chodzę zły. Co ty na to?
- Zayn! - krzyknęłam i uderzyłam go w ramię śmiejąc się przy tym głośno. - Nic ci nie napiszę - dodałam i odsunęłam się od niego udając oburzoną.
- No weź kochanie ja po prostu dbam o swój interes - powiedział i uśmiechnął się zadowolony.
- Taa żebyś ty jeszcze miał jakiś interes - odpowiedziałam i wstałam z podłogi przesiadając się na fotel, z którego miałam idealny widok na Zayna.
- Wątpisz we mnie? - zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami nic nie mówiąc. - Zaraz ci pokaże ten mój interes - dodał i wstał po czym zaczął odpinać swoje spodnie.
- Dobra, dobra! - wstałam i chwyciłam jego dłonie. - Wierzę ci na słowo - powiedziałam i czułam jak rumieniec powoli wkrada się na moją twarz.
- Widziałaś już mnie nago, czego się wstydzisz - chłopak nachylił się nade mną i delikatnie przygryzł skórę na mojej szyi. - Ja ciebie zresztą też widziałem i muszę ci powiedzieć, że miałem wtedy świetne widoki - Zayn zaśmiał się w moją szyję gdy wydałam z siebie jęk i spróbowałam go od siebie odepchnąć.
- Jesteś okropny. Nie lubię cię - przestałam walczyć z chłopakiem i pozwoliłam mu się objąć. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach.
- Ja cię kocham, a ty jak tam sobie chcesz - moje serce na chwilę stanęło, aby po sekundach wznowić swoją pracę. Miłe ciepełko rozprzestrzeniało się w moim brzuchu, a na ustach pojawił się uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać.
- Ja ciebie też - wyszeptałam i obserwowałam jak Zayn powoli się ode mnie odsuwa, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
- Nie wiem dlaczego mnie kochasz, ale proszę cię nie przestawaj tego robić - powiedział poważnym głosem i pogładził mój policzek.
- Nie przestanę - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. Słyszałam jak biło jego serce i byłam pewna, że bije ono tylko dla mnie. Oboje byliśmy całością i nikt ani nic nie mogło tego zmienić.  
--------------------------------------------------------------------------
Ufff wreszcie się za siebie wzięłam! Powiem wam szczerze, że trudno mi się pisało ten rozdział i pewnie to zauważycie, ale jakoś mi się udało i chyba długość nie jest aż taka zła co nie? Teraz to się zacznie dziać w życiu Ivy i Zayna. Będzie drama za dramą, obiecuje to wam.
Dziękuuuuje za wasze komentarze ponieważ to właśnie one są naszą motywacją do pisania!
 Jak tam się trzymacie po Drag Me Down? Bo ja osobiście jeszcze do siebie nie doszłam i chyba jestem w niebie.
Przepraszam za ewentualne błędy!
Kocham was!
Kamila♥