niedziela, 27 września 2015

Rozdział 64


***Harry***

     Co chwilę wspominałem tamten pocałunek. Jej delikatne usta na moich, nieśmiałe muśnięcia, moja dłoń na jej bladym policzku. Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale nie mogłem się powstrzymać, kiedy na nią patrzyłem. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaka jest piękna i ile dla mnie znaczy. Każdy wiedział, że moją największą miłością jest Natasha, ale nie mogę z nią być. Może nie jesteśmy sobie pisani, a każdy potrzebuje miłości, którą mi mogła dać moja blond włosa przyjaciółka. Oboje cierpieliśmy z powodu tego głupiego uczucia. Czy nie mogliśmy być szczęśliwi? Dlaczego los chciał, abyśmy odczuwali ból.
     Nie chciałem mieszać się miedzy nią a Zayn'a. To samo tak wyszło. Nie kontrolowałem tego, co robię. Moje pragnienia zwyciężyły. Potrzebowałem pocieszenia. Nie tylko kobiety mogą mieć złamane serce. I pomimo, że to ja zjebałem po całości czuje się, jak rzucony piętnastolatek. Moje życie jest bagnem, w które wciągnąłem za dużo osób. Zbyt wiele przeze mnie wycierpiały. Powinienem zginąć. Powinienem zdychać w katuszach. Żałuje wszystkiego, ale nie mogę cofnąć czasu. Może gdybym nigdy nie spotkał Natashy, nie zrobiłbym z jej życia koszmaru. Chciałbym ją przeprosić za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziłem, a następnie wymazać wspomnienia o mnie. Może wreszcie zacznie od początku. A ja nie chce się w to mieszać.
     Zdejmuje z siebie przepoconą koszulkę i kładę się na podłodze. Mam dość ćwiczeń na dziś. Jestem wykończony, ale to mi pomaga. Poza tym, już dawno straciłem moją formę. Opuściłem się i przytyłem. Potrzebuje pożądanego treningu. Sięgając po butelkę wody stojącą nieopodal przecieram czoło ręką. Następnie odkręcam zakrętkę i wypijam całą zawartość jednym duszkiem. Wzdychając przeciągłe wstaje na równe nogi. Niechętnie wyciągam z szafy czyste ciuchy i kieruje się pod prysznic. Na korytarzu roi się od ludzi, a ja jestem zdezorientowany, bo nie wiem o co tyle szumu. Dopiero później zauważam Zayn'a biegnącego z Ivy na rękach. 
     -Co się stało? - krzyczę do niego, ale on nawet nie zwraca na mnie uwagi. 
     Rzucam trzymane w rękach rzeczy z powrotem do mojego pokoju i podążam za nim. Po chwili mój marsz zmienia się w bieg, a zatrzymuje się dopiero przy gabinecie pielęgniarki. Wszystko dzieje się niesamowicie szybko. Zayn tłumaczy mi co z Ivy, pod ośrodek przyjeżdża pogotowie, ratownicy nie chcą nic powiedzieć, a jedynym ogarniętym w tym momencie człowiekiem jest David, który zabiera mnie i Malik'a do szpitala. 
     Moje serce przyspieszyło swojego bicia, ręce zaczęły się trząść, nogi miałem, jak z waty, a całe ciało oblał zimny pot. Byłem zdruzgotany, bo moja nieprzytomna przyjaciółka była własnie wieziona do szpitala. Ktoś krzyczał do mnie coś kompletnie nie zrozumiałego, ale ja jedynie machnąłem na niego ręką. Nie obchodziło mnie, co takiego ważnego miał mi do powiedzenia. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie Ivy i nikt więcej. Miałem wszystko głęboko w poważaniu. Wszystko przestało dla mnie istnieć, bo moja, cóż - Zayn'a księżniczka była w złym stanie. Można nawet powiedzieć, że w opłakanym. Wiedziałem jedno. Musiałem zapierdolić tego skurwysyna, który śmiał ją tknąć.
     Widziałem jeszcze tylko, jak blondynka wieziona jest na noszach. Później było najgorsze, czyli czekanie, które powoli mnie wykańczało. Martwiłem się o nią, jak cholera, a kiedy wreszcie mogliśmy ją zobaczyć, było jeszcze gorzej. Jej blade ciało leżące w śnieżnobiałej pościeli. Wyglądała jak martwa, o tym, że żyje informowały nas jedynie pikające maszyny. Wokół niej pełno było tego ustrojstwa. Głowę owiniętą miała bandażem, a do dłoni przyczepiony wenflon. Wyglądała źle, bardzo źle. Chciałem usiąść na krześle tuż obok jej łóżka, ale Zayn mnie wyprzedził. Złapał za jej rękę i delikatnie gładził. Widziałem w jego oczach łzy. Najprawdziwsze łzy. Zayn Malik własnie płakał, a jego ukochana walczyła o życie. Teraz żałuje, że ją pocałowałem. Mimo wszystko, wiem, że ten dupek ją kocha. 


     Minęły już dwie godziny odkąd jesteśmy w tym jebanym szpitalu. Wszędzie białe ściany i ten cholerny zapach. Nie cierpię tego. Czekania i niepewności. Wszystko mnie denerwuje i chodzę w tą i z powrotem. Staram się opanować, ale nic mi nie pomaga. Ciągle przeczesuje włosy ciągnąc za ich końce, a w buzi mam metaliczny smak krwi, poprzez przygryzanie wargi. Oczy mam napuchnięte i czerwone. Jednym słowem wyglądam okropnie.
     -Idę po kawę - odzywam się zachrypniętym głosem - Ktoś chce? - pytam, ale żaden mi nie odpowiada, wiec po prostu wychodzę. 
     W tym momencie cieszę się, że David też tu jest. Przynajmniej nie chodzę z nagą klatka piersiową, bo oddał mi swoją bluzę. Oprócz tego musimy nosić te śmieszne płaszczyki. Cały czas pląta mi się to pod nogami. Ale to chyba najmniej wkurzająca mnie rzecz. Jak na zawołanie wszystko mi przeszkadza. Dosłownie. 
     Staje tuż przed automatem i wrzucam do środka drobne wybierając rodzaj napoju. Chwile później mając moją upragnioną kawę w ręce wracam pod odpowiednią sale. Przed oczami widzę wbiegających do niej lekarza i pielęgniarki, którzy natychmiast pozbywają się ze środka Zayn'a. Jest roztrzepany i nie wie co się dzieje. Jak najszybciej znajduje się przy nim i próbuje go uspokoić. On jednak nie zwraca na mnie zbyt dużej uwagi zapatrzony na to, co dzieje się z Ivy.
     -Stary, musisz się opanować! - krzyczę do niego łapiąc za ramiona - Obaj ją kochamy, więc zluzuj gacie, bo wiem, co czujesz. Możesz mnie nie lubić, ale teraz liczy się tylko i wyłącznie ona!


~*~

***Natasha***
~Muzyka~

     Zimny prysznic orzeźwił moje ciało, przy okazji oczyszczając mój umysł z ostatnich dni. Nie płakałam, nie użalałam się nad sobą, bo miałam tego wszystkiego dość. Robiłam to, za każdym razem, kiedy mnie skrzywdził, ale zmieniłam się. Kocham go całym sercem, jednak jeżeli on woli zachowywać się, jak dupek to proszę bardzo. Nie mam zamiaru o niego walczyć. Poddaje się, bo zawsze to ja ratowałam nasz związek. Jeżeli jego uczucie do mnie jest prawdziwe, to nie rozumiem, dlaczego mnie unika. Przecież planowaliśmy wspólną przyszłość, a on tak z dnia na dzień o mnie zapomniał?
     Prycham pod nosem na własne myśli. Przecież nie da się zapomnieć o kimś w dwa dni. Musiałabym być głupia, aby w to uwierzyć. Ale nie jestem głupia i nie łatwo mnie oszukać. Wiem, że coś się dzieje. Jednak nie mam ochoty w to ingerować. Myślę, że sam przemyśli swoje zachowanie i będzie mnie błagał o wybaczenie. Jak zwykle padnie do moich stóp, a ja po raz kolejny dam mu następną szansę. Moje serce należy do niego i nie wyobrażam sobie, abym mogła być z kimś innym. Poza tym, jestem jego narzeczoną. To chyba o czymś świadczy. Albo i nie.
     Wycieram mokre włosy ręcznikiem i zakładam na siebie bieliznę. Myję zęby i twarz, a w pokoju ubieram resztę ubrań. Czuje się świeżo i czysto, tak jak powinnam. Niestety wszystko dookoła powoli zaczyna mnie przytłaczać. Od przyszłego miesiąca zaczynam sama płacić za mieszkanie i boje się, że nie starczy mi na wszystko pieniędzy. Staram się oszczędzać, jak tylko mogę, ale przecież muszę za coś żyć. Czasem mam ochotę iść się upić i nie przejmować się niczym, jednak tego nie robię. Wiem, że to nie rozwiąże moich problemów, a tylko pogorszy sprawę. Najwyższy czas stawić im czoło i z dumnie uniesioną głową kroczyć przez życie, które zdążyło mi już tyle razy dopiec.
     Zakładając na nogi puchate kapcie udaje się do kuchni, w której szykuję sobie kolacje. Składa się ona z kanapek z szynką i pomidorem oraz herbaty. Zjadam ze smakiem i myje po sobie naczynia. Mieszkanie wyposażone jest w takie sprzęty, jak zmywarka, ale nie używam jej, bo po prostu tego nie potrzebuje. 
     Ten wieczór postanawiam spędzić na kanapie przed telewizorem. Wybieram pierwszy lepszy film i układam się w wygodnej pozycji. Przykrywam się ciepłym, niebieskim kocem i staram się skupić na fabule, która po jakimś czasie staje się niesamowicie ciekawa i przeżywam wszystko razem z głównymi bohaterami. Czasem zastanawiam się czy moje życie nie jest jakimś filmem bądź książką. Nieraz czuje się, jakbym była głupią marionetką sterowaną przez innych.
     Odrzucam od siebie wszystkie myśli, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Zdziwiona tym, kto może chcieć mnie odwiedzić wstaje z zajmowanego miejsca i podchodzę do drewnianej powłoki. Dla własnego bezpieczeństwa najpierw spoglądam przez wizjer na mojego 'gościa', a dopiero później otwieram. Cały czas zdziwienie nie opuszcza mojego ciała i umysłu. Nigdy nie spodziewałabym się go tu zobaczyć. Nie po tak długim czasie. 
     -Wpuścisz mnie do środka czy będziemy tu tak stać? - pyta, a ja poważnieje. Czy on właśnie zapytał mnie o to, abym pozwoliła mu wejść do mojego mieszkania? 
      -A niby dlaczego miałabym to zrobić? - tym razem to ja pytam zakładając ręce na piersi.
     Chłopak jedynie wzdycha i opiera się dłonią o framugę drzwi. Chcąc nie chcąc skanuje go wzrokiem. Ma na sobie czarną koszulkę, skórzaną kurtkę i jeansowe spodnie. Grzywka, jak zwykle zaczesana do góry, jednak widać jedynie jej kawałek, gdyż ma założoną szarą beanie. Wygląda dobrze. Mogę rzec, że bardzo dobrze. Nie widziałam go bardzo długi czas, ale nie zmienił się ani trochę. 
     -Chce porozmawiać, przeprosić - tłumaczy, ale ja nadal nie mam zamiaru mu ulec - Nie jestem taki, jak byłem kiedyś. Zmądrzałem. Chodzę na terapię, próbuję wyjść na prostą. 
     -Niall - ostrzegam, jednak mi przerywa. 
     -Proszę. Jedna rozmowa. Chce zacząć wszystko od nowa, a dobrze wiesz, że mi na tobie zależy. - błaga, a ja wyobrażam go sobie, jako zbitego szczeniaka i wiem, że będę tego żałować, ale wpuszczam go do środka. 
     -Chcesz coś do picia? - pytam z grzeczności. 
     -Nie, dziękuję - odpowiada i przechodzimy do salonu. 
     Chłopak zajmuje miejsce na kanapie, a ja chcąc utrzymać między nami odpowiedni dystans decyduję się na fotel. Czekam, aż blondyn zacznie mówić, jednak to się nie dzieje, ponieważ bacznie mi się przygląda. Od ostatniego razu obcięłam nieco włosy i zaczęłam się delikatniej malować. Zmieniłam również styl ubierania się. W mojej garderobie nie królują już glany, a trampki i baleriny. 
     -Więc.. - ponaglam go, ponieważ nie chce, aby ta rozmowa zajęła dużo czasu. 
     -Najpierw chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Jestem dupkiem i nie zasługuję na to, co mam - w końcu postanawia się odezwać - Zraniłem cię i jest mi teraz głupio tu być i prosić o wybaczenie. 
     -Co masz na myśli? - pytam nie do końca pewna, co ma zamiar mi powiedzieć. 
     -Chciałbym, abyś dała mi jeszcze jedną szansę. Pragnę zostać twoim przyjacielem. Tym razem godnym twojej uwagi, szacunku i zaufania - mówi, a ja sztywnieje. 
     Nie spodziewałam się, że będzie chciał wrócić do mojego życia. Akurat teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać. Prawie wszystko. Na myśl przychodzi mi Harry, ale szybko się go stamtąd pozbywam. W tym momencie nie chce o nim myśleć. 
     -Ja...ja - jąkam się - Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. To dla mnie trochę przytłaczające. 
     -Wiem, dlatego nie naciskam. Chce abyś to przemyślała i dała mi znać. Chyba masz mój numer, prawda? - patrzy na mnie wyczekująco. 
     -Tak - odpowiadam szybko uświadamiając sobie, że nie wykasowałam jego kontaktu. 
     Nasze spojrzenia się krzyżują. Jego niebieskie tęczówki przeszywają mnie na wskroś. Czuję, jakby wypalał w moim ciele olbrzymią dziurę. Moje serce bije nienaturalnie szybko, a oddech mam płytki. Chociaż wiem, że nic mi nie zrobi czuję odrobinę strachu. Nie jestem przyzwyczajona do takich odwiedzin, a do tego mieszkam sama. W każdym momencie może się coś stać. Nie chce wyjść na panikarę, ale wiem jaki jest. Czasem mężczyzna nie potrafi się opanować. Nie chciałabym być jego królikiem doświadczalnym. 
     -Dobrze - odzywam się wreszcie - Przemyślę to i dam ci znać. Cóż, muszę przyznać, że niesamowicie mnie zaskoczyłeś. Chyba nigdy bym się nie spodziewała. 
     Przerywam swoją wypowiedź słysząc dzwonek telefonu. Wypowiadam ciche 'przepraszam' i podnoszę się z miejsca sięgajac po urządzenie. Wychodzę do innego pokoju i przykładam telefon do ucha. 
     -Halo? - mowię odbierając połączenie.
     -Pani Natasha Roberts? - pyta jakaś kobieta po drugiej stronie. 
     -Tak - odpowiadam lekko zdziwiona. 
     -Pani znajomy pragnął, aby została pani poinformowana, że Ivy Carter miała wypadek. 
     Czuję, jak oblewa mnie zimny pot, kiedy docierają do mnie jej słowa. Opuszczam rękę, w której trzymam aparat i rozłączam połączenie. Nagle uświadamiam sobie, że nie zapytałam co dokładnie jej jest i na ile to poważne. Samo słowo 'wypadek' sprawiło, że przez moje ciało przeszły dreszcze. Mimo, że nie jesteśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami to martwię się o nią. Nie zasłużyła na taki los. Jest zbyt niewinna. Wracam do salonu i trzęsącymi się dłońmi zakładam na siebie kurtkę. Niall dziwnie się na mnie patrzy, ale ignoruje jego spojrzenie. 
     -Muszę wyjść - bąkam pod nosem i zakładając na nogi buty biorę do ręki klucze.
     Nie muszę długo czekać, a chłopak materializuje się tuż obok mnie. Żegnam się z nim i od razu udaje do poprawczaka chcąc uzyskać jakieś informacje na temat stanu Ivy. Na miejscu jestem chwilę później i od razu kieruję się do pokoju David'a. Jak zwykle mam w zwyczaju wchodzę nie pukając. Mężczyzna siedzi za biurkiem spoglądając za okno. Najwyraźniej jest zamyślony, bo nie zwraca na mnie uwagi, kiedy wchodzę. 
     -Co się stało Ivy? - pytam od razu, a on dopiero wtedy postanawia na mnie spojrzeć. 
     -Spadła ze schodów - odpowiada - Jest w szpitalu. W ciężkim stanie. Byłem tam kilka godzin razem z Harry'm i Zayn'em. Musiałem wracać do ośrodka, ale Malik uparł się, że zostaje. - dodaje i odwraca wzrok. 
     -Wyjdzie z tego? - siadam na krześle naprzeciw niego. 
     -Miejmy nadzieje. Lekarze nic nie chcieli nam powiedzieć. - opiera się dłońmi o blat i wzdycha głośno - Idź do domu Natasha. Nic nie możemy w tym momencie zrobić. 
     Robię to co mi każe, ale w głowie mam obraz Ivy leżącej w szpitalnym łóżku.


Koniec części pierwszej.

____________________________

Cóż, Kamila trzymała za mnie kciuki, iż uda mi się napisać tak długi rozdział, jak ona. Poległam. Może kiedyś xD

A więc to koniec części pierwszej. Teraz tylko kilka 'formalności' i będziemy publikować część II!
Mam nadzieje, że rozdział się podoba i nie jesteście tacy źli na Harry'ego. Chłopak żałuje. Wybaczcie mu, ja go tam lubię ;)

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 63

 ***Ivy***

Siedziałam na swoim łóżku i wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie zastanawiając się nad tym wszystkim co miało miejsce chwilę temu. Nad wszystkimi słowami, które powiedziałam nie myśląc o żadnych konsekwencjach.

Czułam jakbym zapadała się sama w sobie i gdzieś wewnątrz siebie krzyczałam, niemal błagałam o pomoc, ale nie było nikogo kto chciałby mi jej udzielić. Jedyna osoba, która była moim osobistym światełkiem w życiu okazała się być również moją czarną dziurą. Osobistym diabłem, który miał na celu zniszczenie wszystkiego na czym mi zależało. 
Tylko, że tym razem nie chodziło tylko o mnie. Chodziło również o moje dziecko. Dziecko, które nie miało szansy się urodzić tylko i wyłącznie z powodu jednej osoby, która nawet nie wiem dlaczego postanowiła zakończyć coś co dopiero się zaczynało. 
Czułam na sobie jego wzrok. Wiedziałam, że wpatrywał się we mnie i starał się wymyślić następną bajeczkę z nadzieją, że znów będę na tyle głupia, że we wszystko uwierzę. Tym razem miało być inaczej. Właśnie dzisiaj to wszystko co zaczęło się kilka miesięcy temu miało się zakończyć i nie płonęła już we mnie żadna iskierka nadziei, że to będzie szczęśliwe zakończenie. 
- Ivy proszę porozmawiajmy na osobności - przez mgłę widziałam jak ręka Zayna zbliża się do mojego ciała. Starałam się szybko odsunąć aby tylko nie czuć jego dotyku. Wpadłam na kogoś stojącego za mną, a wtedy Zayn spiął się do granic możliwości. Nie za bardzo wiedziałam co się wokół mnie dzieje, ale wiem, ze bardzo powoli odwróciłam się i spojrzałam na Jamesa, który przyglądał się mi zbolałym wzrokiem. On również stracił dziecko. Oboje je straciliśmy. 
- Zabierz mnie stąd - powiedziałam cicho i nawet nie myślałam nad tym do kogo to mówię. W tej chwili liczyło się dla mnie tylko to, że muszę wydostać się z pomieszczenia pełnego kłamców. Nie mogłam więcej na nich patrzeć, nie mogłam więcej znosić ich spojrzeń. 
- Ivy nie powinnaś z nim iść - miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem gdy usłyszałam słowa Natashy. 
- Ty jeszcze masz czelność mnie pouczać? - zapytałam ironicznie i spojrzałam jej prosto w oczy. Żal zaczynał zanikać, a w jego miejsce pojawiała się wściekłość i czysta furia.
- Posłuchaj wiem, że oboje z Zayn'em zrobiliśmy źle ukrywając to przed tobą, ale musisz z nami porozmawiać to wszystko zrozumiesz - Natasha zrobiła krok w moją stronę, a wtedy James zastąpił jej drogę.    
- Nie mam ochoty was widzieć, a co dopiero z wami rozmawiać - powiedziałam i pokręciłam głową czując się naprawdę słabo. Czułam, że więcej nie wytrzymam, a nie wiedziałam jakich ciosów z ich strony mam się jeszcze spodziewać. 
- Księżniczko proszę cię...
- Nie nazywaj mnie tak! - wrzasnęłam w stronę Zayna. Chciałam go uderzyć. Pierwszy raz chciałam kogoś szczerze skrzywdzić, chciałam aby cierpiał nie tylko psychicznie, ale również i fizycznie. - Nie masz pierdolonego prawa mnie tak nazywać! - czułam, że muszę krzyczeć. Nie kontrolowałam tego po prostu musiałam to zrobić, a miałam dość ciągłego powstrzymywania się od robienia tego co chcę. Teraz nadszedł czas na to, co zawsze w sobie zatrzymywałam. 
- Ivy proszę - oczy Zayna zaczynały błyszczeć z powodu napływających łez. Zadawałam sobie sprawę, że to tylko jego kolejna sztuczka. 
- Twoja matka miała rację zamykając cię w psychiatryku - nie miałam pojęcia dlaczego właśnie teraz przypomniałam sobie o przeszłości Zayna. Może gdzieś w swoich zaplątanych myślach wiedziałam, że on trafił wtedy w odpowiednie miejsce. - Jesteś nienormalny. Powinieneś tam siedzieć i zdychać w samotności - dodałam i ku własnemu zdziwieniu nic nie poczułam gdy po jego bladych policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Nie było mi smutno z tego powodu. Właściwie było mi obojętne to czy jest mu przykro czy nie. 
- Ivy teraz to przesadziłaś - Natasha stanęła obok Zayna i chwyciła go za rękę. Ten gest również nie wzbudził we mnie żadnych uczuć. 
- On dobrze wie, że mówię prawdę. Zresztą ty też tam pasujesz. Obydwoje jesteś porządnie jebnięci - nawet nie zdążyłam mrugnąć gdy dłoń Natashy wylądowała na moim prawym policzku. 
- Natasha! - Zayn odciągnął dziewczynę do tyłu i lekko popchnął ją na łóżko. - Co ty do kurwy robisz! 
- A co mam stać tak jak ty i słuchać jak nas obraża? - dziewczyna podniosła się z łóżka i znowu ruszyła w moją stronę, ale ręka Zayna na jej nadgarstku skutecznie ją powstrzymała.
- Ona ma rację - spojrzałam na Zayna i poczułam, że to już koniec wszystkiego. - Wszystko co powiedziała to szczera prawda - dodał brunet i puścił swoją przyjaciółkę podchodząc kilka kroków w moją stronę, ale zatrzymał się gdy zobaczył jak cofam się do tyłu. 
- Nienawidzę cię Zayn - powiedziałam nie przestając patrzeć mu prosto w oczy. - Z całego serca cię nienawidzę i mam nadzieję, że zdechniesz razem z tą szmatą - dodałam i odwróciłam się od nich chcąc wyjść z pokoju mojego byłego chłopaka, który okazał się mordercą mojego dziecka. 

Ciągłe wspominanie tamtych minut doprowadzało mnie do szału. Nie mogłam wysiedzieć na miejscu dlatego wstałam i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Nie zbyt wiem kiedy zaczęłam płakać, nie wiem również kiedy zaczęłam dotykać swojego brzucha ze złudną nadzieją, że moje dziecko nadal tam jest, a to wszystko to tylko kolejny koszmar. Nie wiem kiedy zaczęłam wyrzucać wszystkie swoje rzeczy z szafy, a potem po prostu wyciągać szuflady z komody. Nie wiem również dlaczego ucieszyłam się gdy z szuflady wypadła brzytwa, którą kiedyś schowałam. Nie mam pojęcia dlaczego sprawiało mi przyjemność gdy przeciągałam ostrzem po swojej skórze w byle jakich miejscach nie dbając ani o głębokość cięć ani o to, że z moich palców kapała krew brudząc wszystko naokoło. Nie za bardzo wiem kiedy zaczęłam krzyczeć, ale czułam  się wtedy lżej. Nie pamiętam czy ktoś pukał do moich drzwi czy Harry po prostu sobie wszedł i zastał mnie w stanie samo destrukcji.
Za to bardzo dobrze pamiętam moment gdy Harry chwycił mnie w swoje ramiona, a ja po prostu nie miałam siły ustać dlatego osunęłam się na podłogę, a on razem ze mną. Pamiętam jak moje serce krwawiło, moje myśli maltretowały mnie wspomnieniem każdej jednej chwili z Zayn'em. Pamiętam jak płakałam najmocniej i najgłośniej jak umiałam. Pamiętam jak w drzwiach zebrał się tłum, a Zayn stojący na przodzie ze łzami w oczach zamknął drzwi zostawiając mnie samą z Harrym. Pamiętam jak desperacko szukałam czegoś czym mogę zrobić jeszcze kilka nacięć na swoim ciele, ale Harry nie pozwalał mi się ruszyć. Pamiętam jak mimo ogromnego zmęczenia mój szloch wcale nie ustępował. Pamiętam jak Harry zaczął płakać razem ze mną kołysząc mym ciałem. Pamiętam również jak dopadł mnie ogromny ból głowy, a potem po prostu spadałam coraz głębiej w jakąś pustkę, która mimo przerażającej ciemności przyniosła mi ulgę.

***

Jasne promienie słońca raziły moje oczy do tego stopnia, że chciałam zakryć twarz kołdrą, ale wtedy dopadła mnie rzeczywistość. Nie spałam na łóżku tylko na podłodze, a obok mnie leżał Harry. Nasze dłonie były splecione, a nogi okryte kocem. Westchnęłam  i usiadłam prosto delikatnie puszczając dłoń chłopaka. Rozejrzałam się po pokoju i doznałam szoku widząc bałagan jaki zrobiłam wczorajszej nocy. Wszystko leżało na ziemi, szuflady z komody zostały powyrywane, a gdzieniegdzie widniały czerwone plamy. Od razu spojrzałam na swoje ręce, które były obklejone plastrami. Harry musiał to zrobić gdy spałam.
Mój wzrok przykuła koperta leżąca obok głowy Harry'ego. Z lekkim niepokojem i zawahaniem wzięłam ją do ręki i obróciłam chcąc sprawdzić czy jest podpisana, ale nigdzie nie było ani nadawcy ani adresata.
Oderwałam po cichu górną część koperty i zajrzałam do środka. Od razu uderzył mnie zapach świeżej róży, który był spowodowany płatkami kwiatów w środku. Przełknęłam zdenerwowana ślinę i wyciągnęłam kartkę rozprostowując ją.

Każda dziwka wygląda uroczo z jakimś innym chłopakiem, a szczególnie z tym zajętym prawda? 

Ktoś był w moim pokoju. Ktoś musiał tutaj wejść podczas gdy ja spałam razem z Harrym. Przez moje ciało przeszedł dreszcz gdy do głowy wpadł mi pomysł. Przecież tak łatwo można było się domyśleć kto wysyła mi te wszystkie listy i podrzuca kwiaty do pokoju. Tylko jednej osobie w tym ośrodku zależy na tym abym cierpiała do granic możliwości i właśnie tak w tej chwili jest. Byłam głupia, że wcześniej na to nie wpadłam. 
- Co czytasz? - podskoczyłam lekko gdy ręka Harry'ego znalazła się na moich plecach. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja starałam się to odwzajemnić, ale wtedy poczułam, że znów jestem bliska płaczu. 
- To... To nic takiego - powiedziałam cicho i zgniotłam kartkę w ręce odrzucając ją gdzieś na bok. Spojrzałam ukradkiem na chłopaka, który cały czas się mi przypatrywał. - Pewnie myślisz, że jestem nienormalna co nie? - zapytałam i przejechałam palcem po kilku plastrach, które i tak były przesiąknięte krwią. 
- Nienormalni są ci, którzy doprowadzili cię do takiego stanu - odpowiedział i okrył moje ciało kocem siadając tym samym na przeciwko mnie. 
- Twoja dziewczyna należy do tego grona - powiedziałam i spuściłam głowę na dół gdy z moich oczu wyleciały pierwsze łzy. 
- Nie rozumiem - Harry chwycił moją twarz w swoje dłonie zmuszając mnie tym samym do spojrzenia sobie prosto w oczy. 
- Zayn on... - zaczęłam, ale następne słowa utknęły mi w gardle. - On zabił moje dziecko i Natasha o tym wiedziała - dopowiedziałam, a wtedy następne łzy znalazły drogę w dół moich i tak już mokrych policzków. Harry wpatrywał się we mnie uważnie pewnie nie zbyt wiedząc co ma teraz powiedzieć. Ale czemu tu się dziwić? Kto normalny wiedziałby co powiedzieć w takiej sytuacji. 
- Boże Ivy tak mi przykro - jego ręce od razu znalazły się wokół mojego ciała mocno je przytulając. - Ja myślałem, że wy się znowu pokłóciliście, a nie że on... 
- Najgorsze jest to, że on nawet nie miał odwagi mi się do tego przyznać. James mi o wszystkim powiedział - zamknęłam oczy gdy oparłam głowę o ramię Harry'ego. Czułam, że muszę się wypłakać i jeżeli Harry chce tutaj ze mną zostać to właśnie przy nim to zrobię. 
- Zabije go. Przysięgam - poczułam jak mięśnie bruneta raptownie się napinają dlatego odsunęłam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy. 
- Nie rób niczego głupiego Harry. Narobisz sobie tylko kłopotów, a Zayn i tak się niczego nie nauczy - powiedziałam i dotknęłam palcami jego policzka. 
- Mam ochotę cię pocałować - jego słowa wywołały u mnie zdziwienie jakiego jeszcze nigdy nie czułam. 
- C-co? - mój głos drżał, a ręce zrobiły mi się przeraźliwie zimne.
Nie uzyskałam od niego żadnej odpowiedzi tylko poczułam jak Harry delikatnie gładzi mój mokry od łez policzek, a gdy moje oczy się zamknęły poczułam jego wargi tuż przy moich i nie mogłam zrobić nic innego jak tylko mu się poddać i po prostu zapomnieć chociaż na chwilę o wszystkich wczorajszych wydarzeniach. 

***

Wszędzie wokół mnie panowała cisza, której tak bardzo pragnęłam, ale również się jej bałam. W ciszy człowiek za dużo myśli, analizuje, zastanawia się co by było gdyby. Ale w ciszy doceniamy również to jak bardzo ona jest kojąca, to jak bardzo jej potrzebujemy gdy każdego dnia wokół nas panuje hałas i nie możemy spokojnie pomyśleć. Właśnie w takich momentach jak ten; gdy jestem całkiem sama nie tylko w pokoju, ale również na piętrze mogę spokojnie wyjść z pokoju nie martwiąc się, że kogoś spotkam. Mogę wyjść nie starając się trzymać głowy wysoko aby pokazać wszystkim, że jestem silna i sobie radzę, bo przecież wcale tak nie jest. Właśnie w takich momentach mogę być załamana. 
Wyszłam na korytarz i uderzyłam w czyjeś ciało stojące mi na drodze. Podniosłam głowę do góry i napotkałam jego piękne, ale zmęczone oczy pozbawione tego blasku, który zawsze się w nich krył. 
- Boże Ivy - Zayn objął mnie w talii i mocno do siebie przyciągnął zaskakując mnie tym całkowicie. Dopiero po kilku sekundach ocknęłam się na tyle aby zebrać w sobie siłę i odepchnąć jego ciało jak najdalej mogę. 
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam i zrobiłam jeszcze kilka kroków w tył aby utrzymać bezpieczny dystans pomiędzy nami. 
- Twoje ręce... Coś ty wczoraj zrobiła? - jego spanikowany wzrok spoczął na moich rękach. Przez rękawy bluzki odznaczały się tylko zarysy plastrów, które zmieniłam z Harrym. 
- Nie twój interes - odpowiedziałam i odważnie uniosłam głowę do góry. - Idź stąd - dodałam i w głębi duszy modliłam się aby mnie posłuchał i zniknął.
- Proszę musisz ze mną porozmawiać - jego głos przybrał błagalny ton, ale to wcale niczego nie zmieniało. Zayn był mordercą, a ja musiałam trzymać się od niego z daleka. 
- Nie mamy o czym rozmawiać - odparłam i ominęłam go szerokim łukiem chcąc się gdzieś schować. - A i jeszcze jedno. Oddaj mój pamiętnik i przestań wysyłać mi te durne listy.
- Jaki pamiętnik? Jakie listy? O czym ty mówisz - zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową nie wierząc w to, że nawet teraz Zayn nie potrafił powiedzieć prawdy. 
- Nie udawaj głupiego. Mam dość twoich cholernych gierek Zayn - chwyciłam się za głowę gdy poczułam, że ból głowy znów powraca, ale tym razem ze zdwojoną siłą. 
- Tym razem Zayn nie kłamie mała - odwróciłam się i ujrzałam za sobą Kevina. - Coś mnie zaniedbałaś ostatnio kochaniutka, a ja ci kwiatki przynosiłem - zmarszczyłam czoło całkowicie nie rozumiejąc o czym on do mnie mówi.
- Kevin naprawdę to nie jest odpowiedni moment - powiedziałam i chciałam go wyminąć, ale on szybkim ruchem chwycił mój nadgarstek zaciskając swoje palce zdecydowanie zbyt mocno. 
- Nie pozwoliłem ci nigdzie iść - popchnął mnie w stronę Zayna tak, że brunet dał radę uchronić mnie od upadku. - Dlaczego nie pomogłaś mi z moim planem Ivy? Tak uszłabyś z tego bez szwanku - Kevin pokręcił głową uważnie przypatrując się mi i Zayn'owi. 
- O czym ty pierdzielisz? Już całkiem ci na mózg padło? - tym razem to Zayn postanowił podejść do Kevina i dopiero teraz zauważyłam, że między nimi nie ma wcale takiej dużej różnicy. Obydwaj są dobrze zbudowani i wysocy, Kevin po prostu zawsze to ukrywał udając kogoś nieśmiałego i ciapowatego. 
- Ivy miała pomóc mi zniszczyć ciebie, Natashę i oczywiście Harry'ego, ale tamta dwójka sama dobrze prowadzi się do samo destrukcji - Kevin wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie. - Ty kochanie pokrzyżowałaś mi ostatnio plany chociaż to co wczoraj się stało jest dla mnie błogosławieństwem. 
- To ty pisałeś do mnie te listy? - zapytałam i podeszłam kilka kroków do przodu, ale Zayn znów odepchnął mnie do tyłu. 
- Bingo! - Kevin zaklaskał w dłonie i zaśmiał się. - Kurde Ivy szkoda, że nie chciałaś mi pomóc. Teraz ciebie też muszę skrzywdzić, a wcale tego nie chcę - Kevin ruszył w moją stronę, ale wtedy Zayn odepchnął go do tyłu. Chłopak zaśmiał się pod nosem i włożył rękę do kieszeni po czym wyciągnął z niej nóż. Nóż... Gdzieś go już...
- Wtedy na strychu to byłeś ty - powiedziałam, a on tylko wzruszył ramionami. - Proszę cię Kevin odejdź - moje serce zaczynało bić coraz szybciej gdy w mojej głowie zaczynały zradzać się obrazy Zayna leżącego w kałuży własnej krwi.
- Odejdę jeśli pójdziesz gdzieś ze mną - powiedział i wykierował w Zayna nóż kręcąc ostrzegawczo głową. 
- Dobrze Kevin tylko schowaj nóż - może i stawianie swoich warunków było całkowicie głupie, ale nie dbałam teraz o siebie. 
- Nie. Pośpiesz się, albo twój kochaś skończy pochlastany - zrobiłam kilka kroków w jego stronę, a on chwycił mnie za ramię i przyciągnął do swojego ciała. - Muszę ci powiedzieć, że uwielbiam noże, a szczególnie gdy tnie się nimi ludzką skórę - po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz gdy usłyszałam jego słowa. 
- Kevin puść ją. Przecież chcesz mnie - Zayn zrobił krok w naszą stronę, a my zrobiliśmy dwa do tyłu. Nie ruszaj się idioto! 
- Jeśli tak bardzo chcesz abym ją puścił... - Kevin cofnął się jeszcze kawałek, a Zayn zrobił przerażoną minę gdy zobaczył coś za nami. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, ale zaczynałam się bać. - No to leć Ivy - chłopak puścił moje ciało i popchnął mnie do tyłu, a ja straciłam równowagę i poleciałam w dół. Dosłownie w dół.
Czułam jak moja głowa uderza o każdy stopień schodów, czułam jak moje plecy obijają się o krawędzie stopni. Próbowałam oddychać, ale nie mogłam złapać powietrza. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam otworzyć ust. Chciałam spojrzeć czy nadal spadam, ale moje oczy nadal pozostawały zamknięte. Czy ja jeszcze spadam? Czy leżę już na samym dole? Co się dzieje na górze? Czy Zayn jest bezpieczny? Czy Kevin go skrzywdził? 
Czułam, że się duszę. Nie mogłam nic zrobić. Czy w czasie umierania nie powinno się widzieć białego światełka? Jak długo będę tu jeszcze leżeć? Jak długo trwa umieranie...
***Zayn***
Trzymałem jej zimną rękę i nawet nie starałem się przestać ryczeć bo i tak to nie miało sensu. Mogłem tylko patrzeć przez łzy na jej drobną buźkę, która była blada niczym pergamin, mogłem tylko przyglądać się bandażowi na jej głowie. Potrafiłem skupić się na wszystkich jej bliznach na rękach, które powstały przeze mnie. Dopiero teraz mogłem dojrzeć, że tak piękny anioł jakim Ivy była upadł przeze mnie.
- Zayn musimy jechać - David dotknął mojego ramienia, a ja nadal siedziałem niewzruszony czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony mojej ukochanej. Czekałem chociażby na jeden ruch palcem. Boże czekałem na cokolwiek.
- Nigdzie nie jadę - powiedziałem i pocałowałem wierzch dłoni Ivy. - Nie stój tak nade mną. Chcę zostać z nią sam - dodałem i poprawiłem jej włosy na poduszce. 
Usłyszałem tylko westchnienie Davida i jego kroki świadczące o tym, że znów zostałem z moją księżniczką sam. 
- Boże błagam cię - zacząłem cicho i pozwoliłem następnym łzom spłynąć po moich policzkach. - Błagam cię jak nigdy przedtem oddaj mi ją. Proszę niech ona do mnie wróci - przyłożyłem sobie jej chłodną dłoń do policzka chcąc jeszcze raz poczuć jej dotyk. - Ivy skarbie proszę... Wiem, że mnie słyszysz wiem, że chcesz do mnie wrócić. Błagam kochanie, czekam na ciebie - pochyliłem się nad nią i pocałowałem jej nieruchome usta. Nie mogłem się oprzeć pokusie chęci dotykania jej. Musiałem dać jej znać, że jestem przy niej i nigdzie się nie wybieram. 
Zamknąłem na chwilę oczy, a z ust Ivy wydostało się ciche westchnienie, a potem wszystkie maszyny wokół mnie zaczęły pikać i wydawać z siebie jakieś dziwne dźwięki. Dłoń Ivy zaczęła się robić jeszcze bardziej chłodniejsza, a do sali wpadł lekarz i kilka pielęgniarek. 
Zaczynało do mnie docierać co się właśnie stało, a gdy David wyciągnął mnie siłą z sali gdzie lekarz walczył o życie mojej Ivy zacząłem krzyczeć i wyrywać się chcąc do niej wrócić. Moje serce pękało na miliony pierdolonych części gdy Harry kazał mi się uspokoić, a ja mogłem widzieć tylko lekarza, który kręcił głową nad ciałem Ivy.
Nie miałem już siły. Nie mogłem stać, płakać, kurwa nawet mrugać nie mogłem. Właśnie umarłem. Właśnie moje serce przestało bić. Pamiętam, że klęczałem na podłodze przed salą Ivy dobrych kilka minut, ale nie uroniłem wtedy ani jednej łzy. Po prostu tam klęczałem i się modliłem. 
Modliłem się o to aby umrzeć razem z nią.
Właśnie tego pragnąłem.
Koniec części 1
----------------------------------------------------------
Bum bum bum! I właśnie takim rozdziałem kończymy 1 część z perspektywy Ivy i Zayna. Jeeeeeej. A więc teraz macie przed sobą jeszcze rozdział Natashy i nastąpi krótka przerwa w czasie której przeczytacie prolog i zobaczycie zwiastun. Więcej informacji podamy wam w notce za dwa tygodnie.
Życzę miłego poniedziałku! 
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 62

***Harry***

     Tak naprawdę nie wiedziałem, co miałem w głowie, gdy kazałem David'owi nie wpuszczać Natasha'y. Dobrze wiedziałem, że dziewczyna tak łatwo nie odpuści. Za wszelką cenę będzie się chciała dowiedzieć, dlaczego nie chciałem jej widzieć. Dziś, jutro, do końca mojego nędznego życia. Mogę się założyć, że będzie tu przychodzić każdego dnia, aż w końcu zrozumie, że to koniec. Nie chce jej ranić, ale to nie ode mnie zależy. Gdybym tylko mógł stąd wyjść wcześniej.
     Całe szczęście, że David nie pytał o powód. Obiecał spełnić moją prośbę, ale nie miał zamiaru używać rękoczynów, aby ją zatrzymać. Spodziewam się, że uda jej się wejść na piętro chłopaków, a następnie dotrzeć pod moje drzwi. Zapewne będzie w nie walić pięściami i krzyczeć, abym otworzył, kiedy mnie nie będzie w środku. Pewnie skończę naćpany na strychu. Cóż, nie tylko nasze gołąbeczki tam przesiadują. Znam to miejsce od kiedy tu trafiłem. Czasem potrzebuje, aby tam pójść. To naprawdę pomaga i co dziwne - lubię to. Czuje się tam swobodnie, bo nikt nie wie gdzie jestem i mogę sobie wyobrażać, że nie istnieje. Ja, kokaina i mój własny świat. A wtedy zapominałem o Natashy i problemach, które nie chciały mnie opuścić. I może byłam tchórzem, który uciekał zamiast stanąć twarzą w twarz ze swoimi porażkami. Tak, to były porażki. Ja byłem porażką. Jedną, wielką porażką. 
     Zebrałem bluzę i zakładając ją na ramiona wyszedłem na korytarz. Kilka chwil później zatrzymałem się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Jace'a. Chłopak miał wszystko, czego tylko można było pragnąć w tym miejscu. Papierosy, alkohol i narkotyki. Mnie w tym momencie najbardziej interesowało to ostatnie. Potrzebowałem odpłynąć i zapomnieć. Zbliżała się siedemnasta, więc niedługo powinna tu być moja narzeczona. Jestem najgorszym, co mogło ją spotkać. Myślę, że jestem podobny do Zayn'a. Obaj ranimy osoby, na których najbardziej nam zależy. Miałem ochotę skopać mu dupę, kiedy dziś rano miział się z tą lafiryndą w autobusie i to na oczach Ivy. Wiedziałem, że coś planował, ale nie sadziłem, że będzie aż takim chujem. 
     Kręcę głową, aby pozbyć się wszystkich myśli z mojej głowy i pukam trzy razy. Chwile później w drzwiach widzę wysokiego, lecz niższego ode mnie chłopaka. Już wcześniej uprzedziłem go, że wpadnę. Jace wiedział czego chciałem. 
     -Masz u mnie dług - powiedział wystawiając w moim kierunku rękę. 
     Uścisnąłem ją, a on podał mi woreczek z kokainą. Odsunąłem dłoń zgniatając ją w pieść i chowając do kieszeni czarnej bluzy. Posłałem mu krzywy uśmiech i odsunąłem o krok. 
     -Jasne - odparłem odchodząc. 
     Słyszałem jeszcze, jak chłopak zamyka drzwi z trzaskiem. Nie czekając na nic więcej pokierowałem się na strych. Przeskakiwałem co dwa stopnie, aż wreszcie znalazłem się na górze. Drzwi były lekko uchylone, jednak nie spodziewałem się tam nikogo. Pchnąłem delikatnie drewnianą powłokę, a moim oczom ukazał się sporych rozmiarów pokój. Żadnej żywej duszy, co mnie bardzo ucieszyło. Nie chciałem tu spotkać Zayn'a ani Ivy. Nie potrzebowałem kazania na temat tego, co miałem zamiar zrobić. Wystarczyło mi moje własne sumienie, które później nie będzie dawało mi spokoju. Doskonale o tym wiedziałem, bo już teraz żałowałem wszystkich głupich decyzji. Moje serce pękało na myśl o załamanej Natashy. Mam nadzieje, że o mnie zapomni i znajdzie sobie kogoś, kto zasłuży na jej uwagę i miłość. Ja na pewno nie byłem tą osobą. 
     Usiadłem na podłodze plecami opierając się o zimna ścianę. Wyjąłem z kieszeni małe, prostokątne lusterko i kawałek kartki. Wysypałem całą zawartość torebki i papierem ułożyłem długą linie. Zwinąłem go w rulonik i jedną stronę przyłożyłem do nosa. Nachyliłem się lekko i drugą stronę ułożyłem nad białą kreską. Pociągając mocno nosem wciągnąłem cały proszek. Poczułem mocne pieczenie w prawej dziurce, ale po kilku chwilach ustało. Schowałem wszystko i wstałem z podłogi. Usiadłem w fotelu i rozłożyłem się na nim czekając na efekty. Nie minęło kilka minut, a ja już czułem się lepiej. Wszystkie problemy i myśli zniknęły, a ja czułem się wreszcie szczęśliwy. Euforia ogarnęła całe moje ciało, a z gardła wydobył się suchy śmiech. Śmiałem się z siebie. Swojej głupoty i nieudolności, lecz wtedy wszystko było mi obojętne.



     Kiedy patrzyłem za okno wszystko wydawało się być inne. Śnieg, który delikatnie prószył mienił się kolorami tęczy. Słońce zachodziło za horyzont, a na dworze zaczynało się ściemniać. Minęło już jakieś dwie godziny, ale nie byłem tego do końca pewien. Będąc naćpanym wydawało mi się, jakby czas raz się zatrzymywał, raz przyspieszał. Nigdy nie czułem się tak, jak dziś. Wszystko było mocniejsze, niż zwykle. I to mnie niepokoiło, bo nie powinno tak być. Powinienem wyzbyć się jakichkolwiek uczuć, a ja jeszcze bardziej zagłębiałem się w to gówno. Rozmyślałem nad wszystkim i załamywałem się z każdą sekundą.
     Podniosłem się z fotela i podszedłem do drzwi, które otworzyłem. Lekko chwiejnym krokiem zszedłem po schodach na dół. Byłem pewien, że Natashy już dawno nie ma w budynku, więc bezpiecznie mogę przejść do swojego pokoju. Przeczesując włosy stanąłem przed drewnianą powłoką. Wszedłem do środka i od razu sięgnąłem po paczkę papierosów. Wypalając dwa z dziesięciu uśmiechałem się pod nosem, jak głupek. Psychiczny morderca bądź gwałciciel. W ostateczności zacząłem się niekontrolowanie śmiać. Sam nawet byłem lekko przerażony własnym zachowaniem. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, co dał mi Jace. Równie dobrze mógł dosypać tam czegoś jeszcze.
     Rzuciłem się na łóżko, które nie było jakoś bardzo wygodne, ale dało się spać, szczególnie, że mam bardzo mocny sen. Układając się w jak najlepszej pozycji starałem się zasnąć. Nie było to specjalnie trudne, gdyż byłem cholernie zmęczony. Długo nie czekałem, aby oddalić się do krainy Morfeusza.

~*~ 

***Natasha***
~Muzyka~

     Co chwile zerkałam na zegarek nie mogąc się doczekać , aż wybije godzina szesnasta trzydzieści. Poprosiłam Maggie, abym mogła wyjść dzisiaj troche wcześniej. Zgodziła się nawet nie zadając pytań, wiedziała, że chce jak najszybciej zobaczyć się z Harry'm. Moj narzeczony był dla mnie najważniejszy na świecie. Sprawiał, że jestem szczęśliwa. Przy nim czułam się idealnie. 
     Wskazówki zegara poruszały się tak samo wolno, jak dziesięć minut temu, ale ja nadal miałam nadzieje, że przyspieszą. Pragnęłam tego, bo chciałam juz wyjść. Obsługiwałam właśnie jednego z ostatnich klientów, jednak czułam się tak, jakbym dopiero zaczęła dzisiaj prace. 
     -Możesz już iść - usłyszałam za sobą głos Mag - Przecież widzę, jak spoglądasz na zegar. - dodała posyłając mi ciepły uśmiech. 
     -Dziękuje - odpowiedziałam oddając gest - Znów pozwalasz mi wyjść wcześniej. 
     -Już nie gadaj więcej, tylko idź póki nie zmieniłam zdania - zaśmiała się wypychając mnie na zaplecze. 
     Zdjęłam fartuszek i odwiesiłam go na miejsce. Założyłam na siebie kurtkę, owinęłam szyje szalikiem i żegnając się z szefową opuściłam piekarnie. Jak najszybciej się dało pokonałam odległość miedzy budynkiem, a zakładem poprawczym. Śnieg zaczynał padać coraz mocniej, ale cieszyłam się z tego powodu, ponieważ uwielbiam ten biały puch. Od zawsze moją ulubioną porą roku była zima. 
     Weszłam do środka i zdjęłam z siebie wierzchnie ubranie. Tutaj było dużo cieplej, niż na zewnątrz. Poprawiłam mój kremowy sweter i poszłam w kierunku gabinetu David'a. Zapukałam i nie czekając na pozwolenie weszłam do środka. Mężczyzna siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi uniósł na mnie wzrok. Przez chwile skanował moje ciało, a potem się uśmiechnął. 
     -Natasha, miło cię widzieć - odezwał się, jako pierwszy. 
     -Widzimy się codziennie, David. O co chodzi? - spytałam czując, że mężczyzna coś przede mną ukrywa.
     On jedynie westchnął i przeczesał ręką włosy opierając się o oparcie krzesła. Przez długi czas się nie odzywał myśląc zapewne nad odpowiedzią. Zastanawiał się czy mnie okłamać czy raczej powiedzieć prawdę. Założyłam ręce na piersi wpatrując się nieugięcie w jego oczy. W końcu się poddał i po raz kolejny wzdychając, odpowiedział na moje pytanie. 
     -Harry kazał mi zabronić ci odwiedzania go. Nie powiedział dlaczego, a ja się nie domyślam - oznajmił - Naprawdę nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje, Natasho - dodał widząc mój zdezorientowany i po części wściekły wzrok. 
     -Idę do niego - odparłam i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. 
     Słyszałam jeszcze, jak mężczyzna krzyczy moje imię, ale nie zważałam na to. Teraz liczył się tylko i wyłącznie moj chłopak. Jeżeli myślał, że uda mu się mnie tak łatwo spławić, to grubo się mylił. Nie mam pojęcia, co tym razem strzeliło mu do głowy, ale z chęcią mu to z niej wybije. Czasem zastanawiam się, ile tak naprawdę ma lat. Bo mimo, że na zewnątrz wygląda na swój wiek, umysłowo ma dużo mniej. Nieraz wymyśli coś niesamowicie głupiego i dąży do rozwalenia wszystkiego, co pomiędzy nami jest. Być może boi się swoich uczuć, ale za dużo razy przez to przechodziliśmy. Doskonale wie, że może mi powiedzieć o wszystkim, jednak on zawsze próbuje wszystko zrobić sam. Czasem warto przełknąć swoją dumę i poprosić o pomoc. 
     Kiedy jestem na pietrze chłopaków szybkim krokiem udaje się pod drzwi pokoju Harry'ego. Tak, jak zwykle - bez pukania łapie za klamkę, ale są zamknięte. Wale w nie pięścią kilka razy, lecz z marnym skutkiem, bo nikt nie ma zamiaru ich otworzyć. Wyciągam z włosów wsuwkę i rozginam ją. Kucam przy drzwiach wkładając w zamek kawałek metalu. Kręcę nim kilka razy w odpowiednie strony, aż nie słyszę pstryknięcia. Wstaje łapiąc za klamkę i naciskam ją, a drzwi ustępują. Wchodzę do środka i jakie jest moje zdziwienie, kiedy w środku nie widzę bruneta. Jego łóżko jest rozgrzebane, okno otwarte, a kilka ciuchów leży na podłodze. Paczka papierosów znajduje się na parapecie i widzę, że brakuje prawie połowy. Obracam się wokół własnej osi, lecz nic niepokojącego nie przyciąga mojej uwagi. 
     Siadam na materacu zastanawiając się, gdzie może być. Do głowy przychodzą mi jedynie trzy miejsca, czyli łazienka, pokój Ivy lub Zayn'a. Najpierw udaje się do tego pierwszego, lecz tam też go nie ma. Będąc nadal pełną nadziei kieruje się do pokoju mojego przyjaciela. Na korytarzu spotykam, jednak kogoś, kogo z całego serca nienawidzę. To on jest przyczyną większości naszych kłopotów. Jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. Przeważnie są to rzeczy, które nas ranią, a on się z tego śmieje. 
     -James - mówię, a mój głos przepełniony jest jadem i nienawiścią.
     -Natasha - uśmiecha się do mnie, jednak jego uśmiech jest nieszczery; bardziej kpiący - Dawno cię nie widziałem. Co tam u ciebie? - pyta, a ja śmieje się w duchu. Nagle chce byc moim przyjacielem? 
     -Nie powinno cie to obchodzić - sycze - Co tu w ogóle robisz? - pytam kpiąco.
     -Mam ważną wiadomość dla Ivy - odpowiada opierając się o drzwi. 
     -To pokój Zayn'a - prycham - Co masz jej do przekazania? Moze ja to zrobię, i tak miałam ją odwiedzić - dodaje. 
     -Doskonale wiesz, co chce jej powiedzieć - śmieje mi się w twarz - A gdzie masz Harry'ego? Czyżby już cię nie chciał? - mam ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z tej paskudnej twarzy. Nienawidzę go tak bardzo. 
     -Dla twojej wiadomości - nie mam pojęcia, co możesz chcieć od Ivy, ty chory pojebie. A i nie zaprzątaj sobie niepotrzebnie głowy Harry'm. Ma się dobrze. 
     -Chce zniszczyć im zycie. Ciekawe, jak Zayn wybrnie, kiedy jego dziewczyna dowie się o tym, że zabij jej dziecko. Nasze dziecko - mierzy mnie spojrzeniem - A co do Styles'a. Gdyby miał się dobrze, to po co byłyby mu narkotyki? - tym razem to on prycha i wchodzi do pokoju, a ja zaraz za nim.
     -O proszę! Jak dobrze Ivy, że tutaj jesteś - James patrzył wprost na Ivy, a Zayn wstał i dobrze wiedziałam, że był cały spięty. Było widać, że musiał się powstrzymywać, aby nie zrobić krzywdy mężczyźnie, który zgwałcił jego dziewczynę. 
     -Wynoś się - głos Zayn stał się głęboki, na co blondynka lekko się wzdrygnęła i kiwnęła na mnie, że mam coś zrobić, lecz ja tylko pokręciłam przecząco głową.
     -Zayn dlaczego jesteś taki spięty? Czyżby nasza słodka Ivy nie wiedziała co zrobiłeś? - James znów się odezwał, czym wywołał większe zdziwcie u dziewczyny.
     -Powiem jej sam - Zayn zrobił krok w stronę Jamesa, a wtedy ten nie wytrzymał i z całej siły uderzył bruneta w twarz z głośnym rykiem. Ivy krzyknęła lekko przerażona, a ja odsunęłam się na krok.
     -Jak mogłeś sukinsynie! - James znów chciał się rzucić na Zayna, ale wtedy dziewczyna Malik'a zdążyła stanąć między nimi. - Jeszcze go bronisz?! On jest mordercą! - uniósł głos.
     -James, błagam cię, nie... - James zaśmiał się głośno przerywając tym samym brunetowi. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że chłopak wyjawi prawdę, tym samym pogrążając Zayn'a.
     -Zayn zabił nasze dziecko, Ivy. To przez niego poroniłaś! A wiesz co jest najlepsze? Ona też o tym wiedziała! - James wskazał na mnie, a ja poczułam się cholerne źle. Jednak Zayn to mój przyjaciel i musiałam obiecać mu, że nie powiem, ani słowa. Chciał sam to zrobic. Miał do tego prawo, a ja nie planowałam mieszać się w ich sprawy.

______________________________
Chciałam jeszcze raz podziękować za te wszystkie komentarze, bo one niesamowicie motywują!

Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części. Ale nie martwcie się! Będzie druga :D
Mam nadzieje, że rozdział się podoba. Przepraszam za ewentualne błędy.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 61

***Zayn***

Nie mogłem oderwać wzroku od jej spokojnej twarzy i niemal idealnych ust. Nie mogłem przestać nastawiać uszu aby usłyszeć jej miarowy i spokojny oddech. Nie mogłem przestać myśleć o jej delikatnych dłoniach i strasznie długich jak i szczupłych nogach. Nie mogłem wyrzucić ze swojej głowy widoku nagiej Ivy stojącej naprzeciwko mnie pod prysznicem. Nikt nie ma pojęcia ile samokontroli potrzebowałem aby nie dotknąć jej tam gdzie ona tego nie chciała, nikt nie wie jak bardzo musiałem z sobą walczyć aby patrzeć jej tylko w oczy. To było kurewsko ciężkie, ale wiedziałem, że nie mogę zachować się inaczej. Wtedy potrafiłem podjąć właściwą decyzję, wiedziałem jak muszę się zachować i dałem sobie radę, ale teraz gdy stawka jest o wiele większa niż spoliczkowanie za patrzenie na cycki nie mam kurwa zielonego pojęcia co zrobić.
Cały czas rozmyślałem nad tym jak powinienem postąpić. Z jednej strony byłem pewny, że beze mnie jej życie będzie łatwiejsze nawet jeżeli teraz mnie kocha, ale z drugiej strony nie potrafiłem wyobrazić sobie nawet pierdolonej godziny bez niej przy moim boku, a co dopiero być bez niej przez całe życie. Tak, byłem egoistycznym kutasem, ale moje życie również było coś warte prawda? Zawsze myślałem, że jestem bezużyteczny i nikomu nie potrzebny, ale teraz zaczynam widzieć, że są osoby, którym na mnie zależy. A najważniejsza z nich leży teraz przede mną i jest w swoim własnym sennym świecie, w którym nic jej nie zagraża.
Zastanawiałem się kiedyś czy Ivy śni o jakimś idealnym chłopaku, który będzie jej księciem z bajki. Bo przecież marzy jej się taki ktoś prawda? Wszystkie dziewczyny marzą o takiej osobie, to ona pewnie też. Zastanawia mnie jaki on musi być? Jaki jest idealny mężczyzna według Ivy, który powinien spędzić z nią resztę życia? Jak powinien się zachowywać? Jaki mieć charakter? Powinien dbać tylko o nią czy o wszystkich ludzi? Głupi jesteś. Przecież to oczywiste, że musiałby dbać o wszystkich, tak samo jak Ivy.
Moja mała Ivy... Pędzi do każdego z pomocą, ale zapomina po drodze o najważniejszej osobie, której powinna pomóc. Zapomina o sobie samej.
Ivy wszystkim pomaga, a ja niszczę ludzi... Odpowiedź na moje pytanie czy powinienem jednak odejść nasuwa się sama; ja zniszczę wszystkich, a Ivy im wszystkim nie pomoże.
- Kocham cię księżniczko - dotknąłem delikatnie jej policzka i wtedy stało się coś o co nie podejrzewałem siebie samego. Z moich oczu potoczyły się ciężkie łzy, które wyrażały wszystko co chciałem, ale nie mogłem powiedzieć. - Kocham cię bardziej niż siebie samego, dlatego przepraszam za to co zrobiłem - nachyliłem się i pocałowałem jej rozgrzany policzek zaciągając się przy tym jej zapachem.
Z bolącym sercem wstałem z krzesła, które po cichu odstawiłem pod ścianę. Z zapadniętym skamieniałym sercem wychodziłem z jej pokoju chcąc zapomnieć o wszystkich pozytywnych uczuciach jakie w sobie miałem. Z załzawionymi oczami uświadomiłem sobie, że właśnie wszystko przekreślam i mogę winić za to tylko siebie.  

***Ivy***

Stałam zdenerwowana i przemarznięta na placu w otoczeniu kilku uczniów, którzy planowali jak uciec nauczycielowi aby nie musieć pracować. Dzisiaj w ramach prac społecznych mieliśmy pojechać do jakiegoś domu starców i pomóc pracownikom może nie tyle w opiece nad tymi ludźmi, a w porządkach. Podobał mi się ten pomysł, ale jednak byłam zdenerwowana ponieważ nie wiedziałam z kim będę musiała tam pracować, a zważywszy na fakt, że dogaduje się tylko z dwoma osobami z klasy byłam pewna, że będę w grupie z kimś, kto mnie nienawidzi. 
- Ivy chodź do środka - Harry dotknął mojej ręki i uśmiechnął się lekko. Na dworze było strasznie zimno, ale w autobusie którym mieliśmy jechać też wcale nie było ciepło. 
- Muszę zaczekać na Zayna. On pewnie zaraz przyjdzie - już od kilkunastu minut ciągle to powtarzałam, a chłopaka jak nie było tak nie ma. Zaczynałam się martwić ponieważ Zayn nie pojawił się dzisiaj na śniadaniu, a ja nawet nie miałam jak dostać się do jego pokoju ponieważ nauczyciele uważnie nas dzisiaj pilnowali aby każdy pojechał na prace społeczne. 
- Usiądziesz przy oknie i zobaczysz jak będzie szedł - Harry chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę autobusu. - No dalej Ivy, albo powiem ci co mi się przez ciebie skurczyło - zaśmiałam się cicho i pozwoliłam mu aby zaprowadził mnie do o wiele cieplejszego pojazdu. 
- Martwię się o niego Harry - powiedziałam gdy usiedliśmy. Spojrzałam w stronę drzwi budynku, które nadal pozostawały zamknięte. 
- Zayn to duży chłopiec i jestem pewny, że poradzi sobie z tym co go zatrzymało - Harry zaczął pocierać swoje dłonie przez co znów zauważyłam jego obtarte kostki. Doskonale wiedziałam, że z kimś się pobił tylko, że on wcale nie zamierzał mi o tym powiedzieć co trochę mnie bolało ponieważ myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie o wszystkim prawda? 
- Nie chodzi mi o to, że jeszcze go tutaj nie ma. Znaczy no o to też, ale... - zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko chcąc ułożyć sobie w głowie wszystkie słowa poklei. - Zayn ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. Raz jest super czuły i powtarza, że mnie kocha, a potem... 
- A potem jest kutasem i masz ochotę mu przyłożyć? - dokończył za mnie, a ja tylko pokiwałam delikatnie głową. - Nie pomogę ci w sprawach sercowych bo sam jestem w tym cholernie kiepski - położyłam głowę na ramieniu Harry'ego chcąc poczuć się chociaż trochę lepiej.  
- Natasha cię kocha Harry. A przecież to jest najważniejsze no nie?
- Zayn też cię kocha - głos Harry'ego zadrżał gdy wypowiadał te słowa, a ręka, którą mnie obejmował mocniej zacisnęła się na moim ciele. Spojrzałam na niego i dopiero wtedy zauważyłam, że przez autobus kroczył Zayn obejmując dziewczynę, która była z nami w klasie od niedawna. Za nim dumnie szedł James i gdy mnie zauważył uśmiechnął się i powiedział coś cicho do Zayn'a. Wtedy on też na mnie spojrzał i ku mojemu zaskoczeniu powiedział coś do swojej towarzyszki, która zachichotała i pocałowała go w policzek. 
Cała trójka przeszła obok mnie i Harry'ego całkiem obojętnie, a ja poczułam jak coś we mnie zaciska się przez co nie mogłam złapać pełnego oddechu. Moje myśli zaczęły szaleć, a oczy wpatrywały się w puste miejsce gdzie przed chwilą stał chłopak, którego kocham bardziej niż samą siebie. 
- Chyba jednak nie kocha - wyszeptałam i odsunęłam się od Harry'ego. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy gdy doszedł do mnie śmiech tej dziewczyny i Zayna. 

***
Wycierałam kurz z mebli w pokoju jakiejś staruszki, która była niewidoma. Na początku nie wiedziałam jak mam się zachować, ale gdy potem doszło do mnie to, że ona mnie nie widzi przestałam wymuszać u siebie uśmiech i pozwoliłam sobie na uronienie kilku łez, które miały przynieść mi ulgę, a tak naprawdę sprawiły, że czułam się jeszcze gorzej. 
- Kochanie mogłabyś mi podać szklankę z wodą? - odwróciłam się i spojrzałam na kobietę, która siedziała w ogromnym brązowym fotelu i trzymała na kolanach książkę. Wydawało mi się, że ona patrzy wprost na mnie i znów starałam się uśmiechnąć, ale gdy dojrzałam biel jej oczu przypomniałam sobie, że to niemożliwe. 
- Oczywiście - odpowiedziałam i odłożyłam ściereczkę podchodząc do łóżka, przy którym stał stolik.
Nie wiedziałam zbytnio jak mam jej podać szklankę ponieważ wystawiła ona rękę w całkiem innym kierunku dlatego delikatnie uchwyciłam jej dłoń i przytrzymałam szklankę dopóki sama pewnie nie uchwyciła szkła w swoich słabych palcach.  
- Dlaczego jesteś smutna? - zapytała gdy upiła mały łyk wody. Otwarłam usta chcąc coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziałam co. - Może i jestem ślepa, ale nie głucha. Co chwilę wzdychasz i nawet chwilę płakałaś - dodała, a ja znów westchnęłam czując się lekko przytłoczona tą całą sytuacją. 
- Ktoś na kim mi zależało chciał się tylko mną zabawić i jest mi teraz trochę przykro - powiedziałam i dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak żałośnie i słabo brzmię. 
- Kochasz tego chłopaka i wcale nie jest ci tylko trochę przykro. Jesteś zraniona i bardzo cierpisz - moje serce zacisnęło się na jej słowa ponieważ, cholera ona miała rację. 
- My nawet nie byliśmy razem. Uroiłam sobie coś i teraz muszę za to zapłacić.
- Miłości nie można sobie uroić skarbie. Też byłam kiedyś młoda i też byłam zakochana. To wspaniałe uczucie, które daje ci siłę do życia, ale również cię niszczy, a szczególnie gdy ta druga osoba zawiedzie - powiedziała i uśmiechnęła się lekko szukając mojej dłoni. 
- A co jeżeli on ciągle zawodzi? - zapytałam i zamknęłam oczy starając się uspokoić. Nie chciałam płakać, naprawdę nie chciałam, ale to wszystko było za bardzo pogmatwane, a Zayn mieszał nie tylko w mojej głowie, ale również i w sercu. 
- To znaczy, że musisz pokazać mu tą właściwą drogę. To ty musisz pokazać mu jak ma żyć, a wtedy on sam dowie się jak wielka jest jego miłość do ciebie - kobieta ścisnęła moją dłoń i znów się uśmiechnęła. - A jeżeli on czasem pełni jakiś błąd i będzie w stosunku do ciebie kutasem to musisz mu mocno przywalić żeby przypomniał sobie jak ma żyć - zaśmiałam się z jej słów przypominając sobie Harry'ego, który powiedział mi dokładnie to samo.

***

Cicho zapukałam do drzwi i bez pozwolenia weszłam do środka czując lekkie zdenerwowanie, ale również i ekscytację. Czułam, że wszystko się zmieni i jeżeli zrobię jeszcze kilka kroków w przód nie będzie już odwrotu i właściwie właśnie tego pragnęłam. Chciałam brnąć dalej w to wszystko i nie żałować niczego, a tym bardziej wspólnie spędzonych chwil. 
- Ivy? Co ty tutaj... - podeszłam szybko do Zayna i zakryłam mu usta dłonią. Nie chciałam aby cokolwiek mówił ponieważ jego słowa zawsze na mnie wpływały, a tym razem nie chciałam się go słuchać. Chciałam aby chociaż raz było po mojemu. 
- Chcę tylko żebyś wiedział, że jesteś wyjątkowy. A mówię to wyłącznie dlatego, bo nie wiem czy usłyszałeś to kiedykolwiek od kogokolwiek - powiedziałam i zabrałam swoją dłoń. Zayn wpatrywał się we mnie całkowicie oszołomiony. - Skrzywdziłeś mnie dzisiaj po raz kolejny Zayn. Nie wiem czy potrafię ci tym razem odpuścić i nie wiem czy sprawia ci radość patrzenie jak znów mnie niszczysz, ale wiem za to, że musisz podjąć decyzję - stałam pewnie przed nim i cały czas patrzyłam w jego piękne oczy. 
- Jaką decyzję - jego głos był cichy, a zarazem tak strasznie głośny w mojej głowie. Byłam cholernie zdenerwowana, ale nie mogłam mu tego pokazać. 
- Jeżeli to był ostatni raz kiedy mnie skrzywdziłeś, obiecuję ci, że zamieszkamy razem, będziemy cholernie szczęśliwi, ale jeśli chociaż raz wystawisz moje uczucia na jakąś rąbniętą ruletkę to przyrzekam, że odejdę na zawsze.
- Grozisz mi? - zapytał i chwycił moją dłoń lekko ściskając moje palce. Wyrwałam się z jego uścisku i pewniej stanęłam tuż przed nim demonstrując całą siłę jaką jeszcze w sobie miałam. 
- Ostrzegam. Decyzja należy do ciebie - odpowiedziałam i odwróciłam się zadowolona z siebie chcąc wyjść z pokoju aby Zayn wszystko sobie przemyślał. 
- Ivy - zatrzymałam się gdy powiedział moje imię, ale nie odwróciłam się. Musiałam postawić na swoje, a Zayn musi wreszcie zaakceptować, że ja również mogę mieć jakieś zdanie. - Zostań ze mną - dodał, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. 
Zrobiłam kilka kroków do przodu, ale tylko po to aby zamknąć drzwi. Tak naprawdę nie chciałam go zostawiać, chciałam aby mocno mnie przytulił i pocałował, ale wciąż miałam w głowie obraz jego i tej dziewczyny. 
- Masz mnie nie dotykać - powiedziałam pewnie i usiadłam na łóżku wpatrując się w niego. - Co się tak gapisz. Nie będziesz mnie dotykał dopóki nie zmyjesz z siebie tamtej laski, którą swoją drogą też dotykałeś - dodałam i założyłam ręce na piersi. Nie wiem co takiego śmiesznego powiedziałam, że chłopak zaczął się głośno i szczerze śmiać. 
- Och księżniczko - Zayn pokręcił głową po czym usiadł obok mnie i położył swoją dłoń na moim kolanie. - Przepraszam za to co zrobiłem. Nie powinienem tak postępować - spojrzałam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam.
- W porządku przecież wy nie um... No wiesz nic nie robiliście prawda? - zapytałam cicho i spuściłam wzrok. Z jednej strony głupio było mi o to pytać, ale z drugiej Zayn to mój chłopak i mam prawo wiedzieć. 
- Nie Ivy, nie pieprzyłem się z nią - wypuściłam powietrze gdy poczułam jak kamień spada mi z serca. Chociaż jakiś plus tej sytuacji. Zayn był mi wierny. - Muszę ci coś powiedzieć zanim zrobi to ktoś inny.
- Takie słowa nigdy nie przynoszą dobrych wieści - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, ale Zayn był całkowicie poważny. 
Wtedy zdałam sobie sprawę, że to jest naprawdę poważna sytuacja. A skąd to wiedziałam? A stąd, że w oczach Zayn zabłyszczały łzy. Prawdziwe łzy pełne bólu, smutku i żalu. Chciałam zapytać co się stało, dlaczego on płacze, ale wtedy drzwi od pokoju otwarły się z hukiem, a do środka wszedł, a raczej wpadł James, a za nim wściekła. 
- O proszę! Jak dobrze Ivy, że tutaj jesteś - James spojrzał na mnie całkiem zadowolony z obrotu sytuacji, a Zayn wstał spięty i dobrze wiedziałam, że w tej chwili musi się powstrzymywać aby nie zrobić krzywdy Jamesowi. 
- Wynoś się - głos Zayn stał się głęboki, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz. Spojrzałam na Natashę pokazując jej, że ma coś zrobić, ale ona tylko pokręcił głową. 
- Zayn dlaczego jesteś taki spięty? Czyżby nasza słodka Ivy nie wiedziała co zrobiłeś? - nie wiedziałam dlaczego, ale słowa Jamesa sprawiły, że nagle poczułam jakby całe moje zaufanie do Zayna po prostu wyparowało.
- Powiem jej sam - Zayn zrobił krok w stronę Jamesa, a wtedy ten nie wytrzymał i z całej siły uderzył bruneta w twarz z głośnym rykiem. Krzyknęłam przerażona i od razu zrobiłam kilka kroków w tył. 
- Jak mogłeś sukinsynie! - James znów chciał się rzucić na Zayna, ale wtedy ja zdążyłam stanąć między nimi. - Jeszcze go bronisz?! On jest mordercą! - słowa Jamesa odbiły się echem w mojej głowie. Natasha zaczęła coś szeptać sama do siebie, a ja tylko mogłam stać i nic nie robić. 
Pamiętam jak kiedyś w nocy Zayn przepraszał mnie za coś co zrobił i powiedział, że jest mordercą, ale wtedy tak naprawdę się tym nie przejęłam ponieważ dopiero poznawałam Zayna, a on jeszcze mi wszystkiego o sobie nie powiedział. Oczywiście chciałam go o to zapytać, ale nie mogłam na niego naciskać. A teraz... Miałam właśnie poznać prawdę, której tak bardzo pragnęłam, a jednocześnie się jej bałam. 
- James błagam cię nie... - James zaśmiał się głośno przerywając tym samym Zayn'owi. Natasha i Zayn wiedzieli, że zaraz się wszystkiego dowiem i byli tym faktem przerażeni. 
- Zayn zabił nasze dziecko Ivy. To przez niego poroniłaś! - moje serce właśnie w tym momencie przestało bić. Mój umysł przestał pracować, a ciało opadło z sił. - A wiesz co jest najlepsze? Ona też o tym wiedziała! - James wskazał na Natashę, a wtedy moje serce gdzieś się zapadło i po prostu się roztrzaskało. Znowu mnie okłamali. 
Odwróciłam się aby spojrzeć na Zayna. Chłopak wpatrywał się we mnie uważnie, a w mojej głowie brzmiało tylko jedno słowo, które go określało. Morderca. 
Ciąg dalszy nastąpi         
-----------------------------------------------------------
Miał być wczoraj, jest dzisiaj.... Wiem, ze ostatnio was zawodzę, ale jest trochę poważna sytuacja z moim zdrowiem, ponieważ prawdopodobnie będę miała operację więc wiecie zdrowie jest na pierwszym miejscu. A jeszcze teraz doszła szkoła... Ugh! Jak żyć panie prezydencie? 
Dobra dość o mnie. Słuchajcie zostały jeszcze dwa rozdziały z perspektywy Ivy i kończymy pierwszą część! Jeeeej :D Mam nadzieję, że was jeszcze zaskoczę następnym rozdziałem ponieważ dowiecie się kto dawał czerwone różyczki :) 
Przepraszam za ewentualne błędy! 
Powodzenia w szkole :)
Kamila♥

wtorek, 1 września 2015

ROZDZIAŁ

Rozdział pojawi się w sobotę ze względu na tą pierdoloną (czyt. kochaną) szkołę. Myślałam, że się wyrobie ale od piątku latam i załatwiam wszystko związane ze szkołą, testami i innym gównem. A jeszcze prawo jazdy zaczynam to wgl jestem w dupie. Przepraszam za opóźnienia, ale musicie mnie zrozumieć tym bardziej, że już w czwartek mam pierwszy egzamin.
Módlcie się za mnie, proszę was.



''Chcę tylko żebyś wiedział, że jesteś wyjątkowy. A mówię do wyłącznie dlatego, bo nie wiem, czy usłyszałeś to kiedykolwiek od kogokolwiek.''

''Miałam właśnie poznać prawdę, której tak bardzo pragnęłam, a jednocześnie się jej bałam.''
 
''- Kocham cię bardziej niż siebie samego, dlatego przepraszam za to co zrobiłem.''

 ''Z zapadniętym skamieniałym sercem wychodziłem z jej pokoju chcąc zapomnieć o wszystkich pozytywnych uczuciach jakie w sobie miałem. Z załzawionymi oczami uświadomiłem sobie, że właśnie wszystko przekreślam i mogę winić za to tylko siebie.''  


Kamila♥