niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 55

 ***Ivy***

Czy ktoś z was zastanawiał się kiedykolwiek nad tym co by było gdybyśmy kogoś pokochali, ale potem nagle ta osoba od nas odchodzi? Czy ktoś doświadczył tego uczucia odrzucenia? Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Można to czymś zagłuszyć? Czy mogę pozbyć się tego duszącego moje serce uczucia? 
Stałam całkiem sama pod zimnym strumieniem wody i starałam się zrozumieć co tak właściwie się stało. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu, w którym Zayn się ode mnie odsunął i powiedział coś co momentalnie wyryło się w mojej pamięci już na zawsze. Chyba cię kocham. 
Oparłam jedną rękę na ściance prysznica aby utrzymać jakoś równowagę gdy powoli docierały do mnie jego słowa. On mnie kocha. Zayn mnie kocha. Na moich ustach powoli uformował się uśmiech, a serce zaczęło bić szybciej, ale po kilku sekundowej ekstazie z powodu jego słów dotarła do mnie rzeczywistość. 
Zostawił mnie. Po prostu sobie poszedł zostawiając mnie szczęśliwą i zdruzgotaną zarazem. 

***Zayn***

Nie obchodził mnie mroźny wiatr wiejący prosto na mnie. Miałem gdzieś śnieg wpadający za kołnierz mojej rozpiętej kurtki. Interesowała mnie jedynie butelka, którą trzymałem zmarzniętą dłonią i papieros w moich ustach. Powoli się odprężałem, mijał ten cały stres wywołany moim nagłym wyznaniem. Wszystko powoli mijało i zostawałem tylko ja.
 Przestawał istnieć świat, w którym każdy wymagał ode mnie abym był dobry, miły, uczynny. 
Zanikała Ivy, która cały czas próbowała mnie naprawić, znaleźć we mnie choć trochę dobra, którego wcale w sobie nie miałem. 
Znikało te dziwne uczucie, które kazało mi wrócić do domu, chwycić Ivy i pocałować. Zaczynałem zapominać o tym co do niej czułem. 
Nie czułem się winny, że teraz prawdopodobnie wszyscy w moim domu zastanawiają się gdzie jestem. Nie czułem się winny, że psuję im kolację bo przecież nikt nie każe im na mnie czekać. 
Podniosłem butelkę do swoich ust chcąc się napić, ale nic z niej nie wyleciało. Spojrzałem na nią zdziwiony i zacmokałem po czym ze śmiechem rzuciłem butelką przed siebie. Nie wiem dlaczego mnie to śmieszyło, ale chciałem się śmiać. Chociaż raz chciałem pośmiać się z czegoś bezsensownego. Przecież mogę prawda? Ja też jestem człowiekiem mimo tego co zrobiłem Ivy prawda? Jesteś zabójcą, nie człowiekiem.
Pokręciłem głową na swoje głupie myśli i wstałem powoli z ławki pocierając przy tym swoje zmarznięte dłonie. Chcąc nie chcąc musiałem wrócić do domu. Przecież jest Wigilia, a ja nie mam co pić. 

***Ivy***

Siedziałam na kanapie przebrana w dres i cały czas spoglądałam albo na drzwi albo na zegar. Minęło już pięć godzin odkąd Zayn wyszedł i mimo zapewnień ojca chłopaka, że brunet dobrze zna okolice i na pewno nic mu nie jest, nie mogłam się pozbyć dziwnego uczucia niepokoju. 
Gdzieś w oddali słyszałam jak pani Rose sprząta po kolacji, którą zjedliśmy bez Zayna, słyszałam jak siostry chłopaka przekomarzają się, która z nich dostała lepsze prezenty, czas leciał dalej, ale ja czułam się jakbym stanęła w miejscu. 
- Ivy sądzę, że powinnaś pójść się położyć. Już późno, a Zayn pewnie nie wróci na noc - spojrzałam nieobecnym wzrokiem na tatę Zayna i dopiero teraz zauważyłam jak bardzo jest on do niego podobny. A szczególnie jego oczy. Były niemal identyczne jak u Zayna. 
- Nie, nie. Zaczekam na niego - starałam się uśmiechnąć, ale gdy poczułam jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu zrezygnowałam z tego.
Raptownie podniosłam się z kanapy gdy w korytarzu trzasnęły drzwi. Wydawało mi się, że pan Malik starał się chwycić mnie za rękę, ale byłam szybsza i rześkim krokiem ruszyłam w stronę korytarza, ale nie zdążyłam nawet tam dotrzeć, a Zayn chwiejnym krokiem wszedł do salonu.
- O proszę jeszcze nie śpicie - jego głos był zdecydowanie zbyt głęboki, oczy błyszczały i przez powiększone źrenice wydawały się całkiem czarne. Zayn był pijany i na dodatek naćpany. 
- Synu chodź, zaprowadzę cię do pokoju - pan Malik wyminął mnie i chwycił za ramie Zayna, ale ten wyszarpnął mu się i spojrzał prosto przed siebie. Prosto na mnie. 
- A ty jeszcze tutaj? Myślałem, że znowu uciekałaś z płaczem - na jego ustach błąkał się uśmiech, którego zdecydowanie nie chciałam więcej widzieć. 
- Dlaczego miałabym uciekać? - zapytałam i wyprostowałam się kładąc rękę na oparciu fotela gdy poczułam uporczywe pulsowanie w prawej kostce. 
- Bo cię zostawiłem. Nie tak to zawsze wyglądało? - Zayn ruszył w moją stronę, ale zamiast stanąć przede mną po prostu mnie ominął aby dostać się do barku pełnego alkoholu. - Ja robiłem coś co cię raniło, a ty spierdalałaś żebym tylko poczuł się winny - dodał po czym odkręcił nakrętkę i rzucił nią we mnie śmiejąc się przy tym jak małe dziecko. 
- Zostaw to - powiedziałam i wskazałam rękę na butelkę. Malik prychnął pod nosem i napił się bursztynowego płynu, którego sam widok powodował u mnie mdłości. 
- Dlaczego miałbym to zrobić? - wiedziałam, że on w coś ze mną pogrywa. Starał się sprowadzić naszą rozmowę na te rejony, w których była cienka granica pomiędzy zwykłą rozmową, a kłótnią On chciał się ze mną pokłócić. 
- Bo ja tak mówię - starając się nie utykać podeszłam do niego i delikatnie zabrałam butelkę z jego ręki całkiem przypadkowo dotykając jego chłodnych palców. 
- Będziesz teraz mną rządzić? - jedna z rąk Zayn'a znalazła się na moich plecach, a druga na moim policzku. Pewnie gdyby nie sytuacja, w której się znajdowaliśmy byłabym z tego zadowolona, ale w tej chwili zaczynałam się denerwować. 
- Puść mnie - powiedziałam i starałam się odsunąć do tyłu na co ku mojemu zdziwieniu Zayn mi pozwolił. 
- Jezu jakaś marudna jesteś. Gdybyś dała się przelecieć pod prysznicem byłabyś bardziej opanowana - otwarłam szeroko oczy nie bardzo wiedząc co mam mu teraz odpowiedzieć. 
Zayn zaśmiał się z mojej miny i poklepał mnie po ramieniu i znów mnie wyminął. 
- Gdybyś mnie tam nie zostawił samej na pewno skończyłoby się to inaczej - odezwałam się i odwróciłam aby spojrzeć na chłopaka. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie jesteśmy z brunetem sami, ale skoro podjęłam walkę muszę doprowadzić ją do końca. - Zachowałeś się jak ostatni tchórz zostawiając mnie tam samą - dodałam i uniosłam dumnie głowę. 
- To twoja wina, że wyszedłem - odpowiedział i usiadł wygodnie na kanapie. 
- Moja? Przecież to ty powiedziałeś...
- Nie waż się tego mówić! - jego krzyk zaskoczył mnie na tyle, że cofnęłam się o krok. - Kłamałem rozumiesz? Nigdy nie byłbym w stanie poczuć cokolwiek do kogoś takiego jak ty - był pewny w swoich słowach na tyle, że znowu poczułam jak moje serce się zaciska zranione przez kogoś na kim tak strasznie mi zależało. 
- Zayn sądzę, że... 
- Zamknij się! - Zayn chwycił szklaną popielniczkę i rzucił nią w stronę swojego ojca, który próbował zainterweniować i powstrzymać swojego syna przed następnymi słowami, które miały na celu jeszcze bardziej mnie zranić. 
- Uspokój się! - krzyknęłam i z ulgą stwierdziłam, że nikomu nic się nie stało. - Wyżywaj się na mnie ty cholerny egoisto, ale zostaw swoją rodzinę w spokoju! 
- Co próbujesz sobie ułaskawić moją bo twoja ma cię w dupie? - wiedziałam, że wystarczy jeszcze tylko kilka słów chłopaka i nie będę w stanie powstrzymać łez. - Nie moja wina, że jesteś na tyle beznadziejna, że nawet twoi zjebani rodzice mają cię dość.
- Odezwał się ideał - kilka razy podczas moich kłótni z brunetem powstrzymywałam się od powiedzenia czegokolwiek ponieważ sądziłam, że to nie ma sensu, ale teraz nie poddam się bez walki. Muszę odzyskać swojego Zayna. - Może i moi rodzice są pojebani, ale to ty cały czas mnie ranisz. Zbliżasz się do mnie, sprawiasz, że czuję się szczęśliwa i bezpieczna i gdy robi się poważnie to od razu włącza ci się tryb kutasa Zayna.
- Zamk...
- Nie! To ty się zamknij, teraz ja mówię - czułam jak serce wali mi dwa razy szybciej, krew szumiała mi w uszach, ale wcale nie zamierzałam przestać. - Cały czas bawisz się ze mną w kotka i myszkę, a ja mam już tego po prostu dość. Raz jesteś super słodki i mam ochotę spędzić z tobą cały dzień, ale potem stajesz się wredny i oschły w stosunku do mnie i jedyne na co mam wtedy ochotę to uciec i gdzieś się schować żeby tylko nie musieć słuchać jak bardzo mnie nienawidzisz. I wiesz co? Możesz sobie gadać, że niczego do mnie nie czujesz, ale ja i tak wiem swoje. Wiem, że ci na mnie zależy tylko nie rozumiem dlaczego nie pozwolisz sobie być szczęśliwym. - moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, ale jakimś dziwnym sposobem poczułam się lżej. Wreszcie powiedziałam mu wszystko co leżało mi na sercu.
- Tylko ci się wydaje, że coś do ciebie czuje - jego głos nie był już taki pewny jak na początku naszej sprzeczki. On sam zmienił się w przygnębionego i załamanego nastolatka, który jest zmęczony swoim życiem.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz, a ja w to wierzę - powiedziałam pewnie i obserwowałam jak Zayn ciężko opada na kanapę. Wiedziałam, że to już koniec jego walki ze mną. Zayn skapitulował, a ja musiałam to wykorzystać jeśli chciałam być wreszcie szczęśliwa. 
Westchnęłam i potarłam swoje czoło czując pulsowanie w głowie. Spojrzałam na rodzinę Zayn'a, która starała się cicho wyjść z salonu zostawiając nas wreszcie samych. Siostry chłopaka wyglądały na przerażone, ale za to Rose jak i tata bruneta wydawali się zadowoleni. 
- Jesteś głupia jeśli mi uwierzyłaś - jego głos był strasznie cichy. Znałam Zayna na tyle dobrze iż wiedziałam, że stara się on teraz wyjść z twarzą z naszej kłótni. 
- Możliwe - odpowiedziałam i usiadłam obok niego na kanapie. - A może po prostu mam nadzieję, że jednak na ciebie zasługuję? 
Zayn uniósł głowę i spojrzał na mnie. Wyglądał na zmęczonego, a jego oczy były pełne łez, które powstrzymywał jakby wstydził się tego, że on również ma uczucia. Dotknęłam delikatnie policzka bruneta i wtedy z jego pięknych oczu wyleciały pierwsze łzy. Zayn chciał odwrócić głowę, ale przytrzymałam go i uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Nie wstydź się tego, że płaczesz - wyszeptałam i starłam kciukiem mokre kropelki. - Jeśli płaczesz to znaczy, że masz uczucia, a to dobrze. 
- Dlaczego jeszcze ode mnie nie odeszłaś? Dlaczego zawsze mi wybaczasz i do mnie wracasz? - znałam odpowiedź na jego pytania.
Prawdopodobnie wszyscy, którzy poznali mnie i Zayn wiedzieli jaka jest odpowiedź. Ale on nie wiedział. To świadczyło tylko o tym jak bardzo Zayn nie wierzył w samego siebie.
Cała ta jego pewność siebie to po prostu maska, którą on ubiera aby chronić się przed wszystkimi złymi ludźmi tego świata. 
- Nie mogę od ciebie odejść bo... Bo chyba cię kocham. 
--------------------------------------------------------------
Okeeeej. Kilka spraw na początek. 
1. Rozdział skopałam jak robotnicy rowy, ale po prostu nie wiedziałam jak mam to wszystko napisać soo musicie jakoś przeżyć ten badziew. 
2. Rozmawiałam z dziewczyną piszącą perspektywę Natashy i ogłaszam wam, że zrezygnowała ona z prowadzenia ze mną bloga. Musę się zastanowić czy szukać następnej dziewczyny, czy sobie to odpuścić. 
3. Dziękuje za wasze komentarze i liczę na więcej pod tym gniotem! 
NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA DWA TYGODNIE
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥

5 komentarzy:

  1. Ivy idealnie poradziła sobie z Zaynem :d dupek z niego ale i tak go lubię :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za krótki! I tylko przez jego długość to badziew! Za szybko się skończył, abym mogła się w pełni nim nacieszyć.
    Zayn to dupek, który nie potrafi przyznać się przed samym sobą co czuje. Ale myślę, że już niedługo to zrobi, a Ty dasz nam się nacieszyć choć przez chwile szczęściem Zivy (?) :D

    A co do perspektywy Natasha'y. Myśle, że zdecydujesz słusznie czy ją kontynuować czy raczej sobie odpuścić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle genialny <3 ale to prawda że za krótki ;* a co do perspektywy Natashy mam nadzieję że kogoś znajdziesz albo sama będziesz pisać, ponieważ dla mnie są tak samo ważni jak Zayn i Ivy <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity *_* mam nadzieje że będzie perspektywa Natashy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogę doczekać się nexta

    OdpowiedzUsuń