***Ivy***
W mojej głowie cały czas miałam słowa obcego dla mnie chłopaka, który rozmawiał z Harrym. Nie rozumiałam skąd on mnie zna, skąd wie o tym wszystkim co się stało, ale byłam pewna, że ma on bardzo dobre stosunku z Jamesem co nie wróżyło niczego dobrego. Zresztą jakiekolwiek stosunki z byle kim w tym ośrodku nie wróżyły nic dobrego, i przekonałam się o tym na własnej skórze. Ale w końcu uczymy się na własnych błędach prawda? Uświadamiamy sobie, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki co chociaż, trochę ratuje nas przed kolejnymi błędami i zatraceniem się w tej ciemnej stronie naszej duszy.
Oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać. Każdy może bronić samego siebie mówiąc, że on nie ma tej drugiej, złej strony. Tylko czy aby na pewno tak jest? Według mnie w każdym człowieku jest mała cząstka, która zawsze chce tego złego. To od nas samych zależy czy damy się jej rozwinąć czy nie.
Ja chyba jej pozwoliłam. Tak samo jak on, i tysiące innych osób zatracałam się coraz bardziej w pustce, która była moim własnym bunkrem, ale również moim cierpieniem. Niszczyła mnie, a ja nawet nie próbowałam się bronić bo nie widziałam w tym sensu.
Dla kogo miałabym to zrobić? Dla moich rodziców? Dla Harry'ego? Natashy? Zayn'a? Nie. Na pewno nie. Oni nie mieli dla mnie nawet najmniejszego znaczenia tak samo jak ja nic nie znaczyłam dla nich. Byliśmy po prostu grupką osób, które żyły obok siebie, ale nigdy nie poczuły wzajemnego zrozumienia czy ciepła.
Nawet dla moich rodziców byłam całkowicie obcą osobą. Oni mnie nie znali, nie wiedzieli czego potrzebuję, pragnę. Wiedzieli tylko to, że ich nienawidzę. Każdy kto poznał nas choć trochę wiedział, że nie jesteśmy taką idealną rodziną jaką wydawało się, że byliśmy. To nawet w pewnym sensie jest śmieszne. Potrafiliśmy nabrać wszystkich w około, do tego stopnia, że nawet my sami w pewnych momentach zaczynaliśmy w to wierzyć. To było dawno i już nigdy nie wróci, ale w końcu wszystko przemija. My też przemijamy.
Gdy zmarli moi dziadkowie moja niania tłumaczyła mi, że ludzie to świeczki. Palimy się niewidocznym ogniem i po prostu gdy któraś świeczka gaśnie, człowiek umiera, ale nadal zostaje przy nas jako niewidzialny dym, który zakorzenia się w naszych sercach.
Czy naprawdę tak jest? Może w niektórych przypadkach. Moich dziadków zapamiętam do końca życia i zawsze będę miała do nich szacunek, to jet pewne. Ale czy gdy moi rodzice odejdą z tego świata pozostawią po sobie ten niewidzialny dym? Wątpię aby ich strata była dla mnie jakąś wielką traumą. Pewnie będzie mi smutno przez kilka dni, ale nie odczuję żadnego żalu czy złości, że nie byłam blisko nich. Ja tego chciałam. Starałam się do nich zbliżyć, ale oni tego nie chcieli. Nie potrzebowali mojego uśmiechu, czy widoku szczęśliwej dziewczynki. Potrzebowali tylko i wyłącznie maski idealizmu, którego nie zawsze im dostarczałam. Tak właśnie było i nikt ani nic tego nie zmieni.
Po sali rozniósł się dzwonek informujący wszystkich, że na dziś skończyliśmy wszystko co było dla nas zaplanowane. Wstałam z niewygodnego krzesła i chwyciłam z ławki swoje książki i zeszyt po czym niezauważalnie wyszłam z klasy chcąc uniknąć spotkania z Zayn'em. Starałam się go unikać ignorować jego wzrok na sobie albo nie słuchać jego głosu gdy któryś z nauczycieli o coś go zapytał. To było trudne. Cholernie trudne, a on mi tego wcale nie ułatwiał, a wręcz przeciwnie wszystko utrudniał i komplikował.
Nie rozumiałam tylko dlaczego on to robił. Może i go sprowokowałam do kłótni, ale to on dał mi do zrozumienia, że jestem nic nie znaczącą szmatą, którą chciał tylko przelecieć. Dlatego powinien mi pomóc. Jego obowiązkiem było nauczenie mnie jak mam żyć bez niego i jak mam go ignorować.
Tuż obok mnie przeszła Natasha, która najwyraźniej starała się uciec przed Harrym. Obydwie uciekałyśmy przed kimś kto był dla nas ważny.
Nie rozumiałam swojego postępowania i tego dlaczego zamiast pójść do siebie do pokoju poszłam właśnie do Natashy. Nienawidziła mnie za to, że rozmawiałam z tą całą Victorią, a ja dla swojego własnego spokoju musiałam jej to wszystko wytłumaczyć.
Nie zapukałam do drzwi ponieważ byłam pewna, że ona i tak mi nie otworzy dlatego po prostu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka zaskakując dziewczynę swoją wizytą. Spokojnie weszłam wgłąb pokoju i usiadłam na łóżku, które kiedyś zajmowałam. Obok siebie odłożyłam swoje książki po czym utkwiłam wzrok w zdziwionej a zarazem wściekłej dziewczynie.
- Nie mam jej tutaj - powiedziałam cicho i spuściłam wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Nie byłam przestraszona tym, że jestem z Natashą w jednym pokoju, byłam tylko onieśmielona tym, że tak długo zwlekałam żeby jej o tym powiedzieć.
- Po co mi to mówisz? - zapytała i usiadła na drugim łóżku opierając się plecami o ścianę i krzyżując nogi w kostkach.
- Bo ta cała Victoria to suka i kazałam dyrektorowi ją wypieprzyć - odpowiedziałam i nabrałam większej pewności siebie gdy zobaczyłam, że na ustach Natashy błąka się mały uśmieszek.
- Ty co zrobiłaś? - zapytała z niedowierzaniem cały czas się we mnie wpatrując.
- Ona nie miała prawa tutaj być. Nic nie zrobiła, a to nie jest hotel. Postraszyłam dyrektora, że powiem o tym mojemu tacie i to wystarczyło - wzruszyłam lekko ramionami i posunęłam się na łóżku również opierając się plecami o chłodną ścianę.
- To, że tutaj jej nie ma wcale nie oznacza, że zniknęła na dobre - stwierdziła dziewczyna i westchnęła ciężko.
- Jak na razie zniknęła z życia Harry'ego - powiedziałam i ze spokojem obserwowałam jak zmienia się wyraz twarzy Natashy.
- Z życia, nie oznacza że z serca - odparła smutnym głosem i wysiliła się na uśmiech.
Westchnęłam i oparła głowę o ścianę po czym zamknęłam oczy marząc aby znaleźć się w jakimś innym, spokojnym miejscu z dala od wszystkich kłopotów.
- Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? - zapytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi.
- Masz na myśli kochanie? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie. Otwarłam oczy i spojrzałam na nią skoncentrowana.
- Nie wiem jak to jest kogoś pokochać - odpowiedziałam spokojnie i zmarszczyłam lekko czoło gdy Natasha wywróciła oczami.
- Oboje jesteście tacy kurwa upierdliwi i głupi.
- Że co? - zapytałam całkowicie zbita z tropy. Nie rozumiałam o czym ona do mnie mówi.
- Że to. Moglibyście już wszystko sobie wyjaśnić i być szczęśliwi bo męczy mnie to jak udajecie, że nic do siebie nie czujecie - przetworzyłam sobie w głowie jeszcze raz jej słowa i wszystko zrozumiałam.
Ona mówiła o mnie i o Zayn'ie. O nas jako kimś więcej niż tylko dwójką obcych dla siebie ludzi, którzy za wszelką cenę starają się o sobie zapomnieć.
- On coś ci mówił? - zapytałam cicho i spuściłam wzrok na swoje nogi. Czułam jak wewnątrz mnie odradza się nadzieja. Jak ten malutki promyczek znów się rozpala.
- Powiedział mi o waszej kłótni i o tym, że Harry go uderzył - wytłumaczyła mi, a ja poczułam rozczarowanie. Nie wiem czego się spodziewałam. Myślałam, że Zayn powiedział jej, że coś do mnie czuje? Naiwna. On nigdy nie będzie wstanie poczuć do mnie czegoś więcej oprócz nienawiści, która będzie rozrywała naszą dwójkę od środka aż wreszcie wybuchniemy kolejny raz z rzędu niszcząc swoje serca.
- Pójdę już - powiedziałam i wstałam z łóżka.
- Kochasz go? - słowa Natashy zatrzymały mnie przy drzwiach. Spuściłam głowę na dół i westchnęłam cicho mierząc się z wielkością mojego kolejnego kłamstwa.
- Nie - odpowiedziałam i wyszłam z jej pokoju starając się zapanować nad łzami kłującymi moje oczy.
Tak było lepiej. Nikt przecież nie musiał znać prawdy. Nawet ja nie musiałam jej poznawać. On skrywał swoje tajemnice, ja skrywałam swoje. O to w tym chodziło prawda? Żeby każdy miał swoje tajemnice, które będą nas poróżniać za każdym naszym spotkaniem.
Szłam prawie bezgłośnie po pustym korytarzu kierując się do swojego pokoju gdy jakiś szybki ruch na schodach przykuł moją uwagę. O tej porze prawie każdy był na stołówce albo w salonie ciesząc się chwilową wolnością dlatego byłam strasznie zdziwiona tym, że ktoś biega po schodach.
Zaciekawiona i wiodąca jakąś dziwną ciekawością ruszyłam w stronę schodów czując jak moje dłonie zaczynają się trząść bez powodu.
Zeszłam po cichu ze schodów i wyjrzałam zza ściany na korytarz. Moja dłoń momentalnie zasłoniła usta, z których chciał wydostać się krzyk.
Do ściany był przyciskany chłopak, który rozmawiał dzisiaj o mnie z Harrym. Zayn natomiast mocno napierał swoim ciałem na jego naciskając swoim przedramieniem na jego szyję utrudniając mu tym samym oddychanie.
- Masz się kurwa zamknąć rozumiesz? - do moich uszu dotarł wściekły głos Zayn'a. Przez moje ciało przeszedł dreszcz nawet jeżeli Zayn nie mówił do mnie i ta wściekłość nie była skierowana na moją osobę.
- Bo co? - głos drugiego chłopaka był o wiele cichszy i słabszy. - Ona i tak... - przez mocne kopnięcie Zayn'a w brzuch chłopaka połowa jego wypowiedzi została wypowiedziana słabym szeptem, który nie dotarł do moich uszu.
Najwyraźniej słowa bruneta musiały rozwścieczyć Zayn'a ponieważ odsuną się od chłopaka, ale tylko po to aby zacząć go bić. Jego pięści zaczęły lądować na twarzy chłopaka, który nie miał ani najmniejszej szansy żeby się obronić.
Nie wiem skąd znalazłam odwagę, ale szybko wyszłam zza ściany i podbiegłam do dwójki chłopaków mocnym ruchem odciągając Zayn'a i stając pomiędzy nim a poszkodowanym.
Zamknęłam mocno oczy gdy zauważyłam jak Zayn bierze zamach do kolejnego uderzenia. Byłam na to przygotowana. Byłam gotowa na silne uderzenie w policzek albo nos, ale nic takiego nie nadeszło. Czułam tylko szybki oddech chłopaka stojącego za mną, którego ochraniałam własnym ciałem.
Gdy doszło do mnie to, że nikt mnie nie uderzy powoli otwarłam oczy i napotkałam wściekłe i zdziwione spojrzenie Zayn'a. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą i niezauważalnie oparłam się plecami o bruneta będącego za mną.
- Co ty odpierdalasz - wstrzymałam oddech gdy do moich uszu dotarł nienawistny ton głosu Zayn'a. Jeszcze nigdy tak do mnie nie mówił i w sumie miałam nadzieję, że nigdy nie usłyszę tej nienawiści oraz żalu.
- O to samo mogę zapytać ciebie - odparłam i przełknęłam ślinę. W ustach mi zaschło, a dłonie trzęsły się jak nigdy dotąd.
- Odsuń się od niego - Malik był pewny, że jego przyciszony głos zmusi mnie do odsunięcia się od chłopaka, którego uratowałam, ale ja wcale nie zamierzałam tego zrobić.
Odwróciłam się tyłem do bruneta i chwyciłam pod ramię ocalałego chłopaka chcąc zaprowadzić go gdzieś gdzie nie będę pod czujnym spojrzeniem Zayn'a.
- Dasz radę iść? - zapytałam gdy zobaczyłam jak chłopak skrzywił się gdy zrobił jeden krok w przód.
- Tak. Dam radę - odparł mi i byłam pewna, że już kiedyś miałam przyjemność go poznać.
- Który to twój pokój? - zapytałam gdy byliśmy na piętrze chłopaków. Chłopak podniósł rękę i wskazał na drzwi do pokoju, który mieścił się tuż obok pokoju Zayn'a.
Z wielkim trudem udało mi się dojść z chłopakiem na koniec korytarza, a potem otworzyć drzwi od jego pokoju i posadzić go na łóżku.
- Zawołam pielęgniarkę - powiedziałam i chciałam się wycofać z pokoju, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Nie trzeba Ivy - odwróciłam się i spojrzałam na niego zdziwiona. - Możesz już iść. Dziękuję za pomoc.
Wyczułam, że nieznajomy woli zostać sam dlatego pokiwałam delikatnie głową i wyszłam z jego pokoju zostawiając go samego sobie. Jeżeli będzie czegoś potrzebował poprosi o pomoc któregoś ze swoich kolegów.
***
Leżałam w całkowitej ciemności starając się zasnąć, ale moja błoga ucieczka od rzeczywistości wcale nie nadchodziła i miałam wrażenie, że to po prostu będzie kolejna bezsenna noc. I wtedy gdy miałam zamiar wstać usłyszałam jak ktoś majstruje przy drzwiach od mojego pokoju, które po chwili otwarły się z cichym skrzypnięciem. Nie bałam się. Wiedziałam kto to.
***Zayn***
Otwarłem cicho drzwi i szybko wślizgnąłem się do środka chcąc pozostać niezauważonym. Oparłem się plecami o drzwi i spojrzałem na nią. Leżała zaplątana w kołdrę z rozrzuconymi włosami. Jej twarz wyrażała sam spokój, a ja byłem pewny, że śni teraz o czymś dobrym.
Przysunąłem sobie krzesło do jej łóżka i uśmiechnąłem się lekko gdy przekręciła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz.
- Moja słodka - powiedziałem cicho i odgarnąłem delikatnym ruchem jej włosy na bok tak abym mógł w spokoju podziwiać jej piękną twarz. - Wyglądałaś dzisiaj ślicznie. Byłaś taka niewinna i delikatna we wszystkim co robiłaś, a potem stanęłaś pomiędzy mną, a Louisem i wyglądałaś jak wściekła bogini. Moja bogini - miałem wrażenie, że ona mnie słucha. Nawet jeżeli śpi, to przyswaja wszystkie moja słowa, które jutrzejszego poranka będą dla niej wspomnieniem ze snu.
Chciałem zabrać rękę z jej twarzy, ale wtedy jej mała dłoń chwyciła moje palce przytulając się do mojej ręki.
- Zostanę z tobą księżniczko - wyszeptałem i nachyliłem się całując delikatnie jej usta i wtedy wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Ivy oddała pocałunek uświadamiając mi, że tak naprawdę ona wcale nie śpi.
- Zostań ze mną - poprosiła cicho nie otwierając oczu, tylko całując lekko moje palce.
Moje serce zabiło szybciej i miałem ochotę tam zostać, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi coś innego.
Dlatego wstałem z krzesła i wyrywając dłoń z jej uścisku - wyszedłem.
----------------------------------------------
A więc mamy kolejny! Łiiiiii. Nie mogę uwierzyć, że to już 45 O.O Kiedy to zleciało? Nie rozpisuję się dużo bo nie ma o czym. Znaczy DZIĘKUJĘ wam za komentarze. To chyba nie było takie trudne co nie? Mam nadzieję, że nadal będzie komentować bo to naprawdę nam POMAGA ♥
A więc miłego tygodnia słoneczka! :*
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥