poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 6 część II

***Harry***


     Wróciłem do mieszkania i od razu położyłem się spać nie przejmując się prysznicem czy choćby zdjęciem ubrań. Nie zależało mi na tym zbytnio. Właściwie to na niczym mi już nie zależało. Byłem w pewnym sensie wrakiem człowieka, a przy życiu trzymała mnie myśl o Ivy, która - miałem nadzieje - szybko wyzdrowieje. Jest moją najlepszą przyjaciółką i cholernie się o nią martwię. Choć wiem, że Zayn (mimo, iż go nie lubię) dobrze się nią zaopiekuje.
     Kręciłem się z boku na bok, a sen nie chciał przyjść. Byłem niesamowicie zmęczony, powieki same mi opadały, ale nie potrafiłem usnąć. Na dworze już dawno zrobiło się ciemno, a jedyne światło, które oświetlało kule ziemską był blask księżyca. Wydawał się większy niż zawsze, ukazany w całości, dzięki pełni.
     -Do cholery jasnej - przekląłem zrzucając kołdrę ze swojego ciała i wstając na równe nogi.
     Złapałem paczkę papierosów w dłoń i wyszedłem na balkon. Podpaliłem pierwszego skręta i zaciągnąłem się szarym dymem, następnie pozbyłem się go z płuc. Patrzyłem na panoramę miasta spokojnie paląc mojego papierosa, który powoli się kończył. To działało na mnie uspokajająco i sprawiało, że czułem się odprężony.
     Kiedy zaczęło mi się robić chłodno postanowiłem wrócić do środka i ponownie spróbować usnąć. Ułożyłem się na prawym boku i zamknąłem oczy. Przez kilka minut leżałem nieruchomo czekając, aż stracę świadomość.


     Biegłem ile sił w nogach uciekając przed zamaskowanym mordercą. Próbowałem go zgubić wbiegając w wąskie i kręte uliczki, ale on cały czas był za mną. Na ulicach nie było żywej duszy, a prawie żadna latarnia nie działała, przez co było cholernie ciemno. Na całe szczęście miałem dobry wzrok i jeszcze ani razu o nic nie zawadziłem, co tylko przeważało szalę zwycięstwa na moją korzyść.
     Będąc pełen optymizmu skręciłem w następną uliczkę, jednak natrafiłem na ślepy zaułek. Mój oprawca stał tuż za mną celując we mnie bronią. Cofałem się do momentu, aż moje plecy nie spotkały się z zimną ścianą budynku. Miałem przyspieszony oddech i czułem, jak serce obija się o moje żebra. Byłem niemal pewien, że za chwilę wyskoczy z mojej klatki piersiowej, jednak na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
     -Ostatnie życzenie? - usłyszałem głos człowieka stojącego przede mną i wydał mi się on dziwnie znajomy.
     Zmarszczyłem brwi w konsternacji próbując przypomnieć sobie osobę, do której ów głos należał, ale miałem pustkę w głowie. Nikt nie przychodził mi na myśl i przez to czułem się jeszcze gorzej. Zamknięty w pułapce, bez jakiegokolwiek wyjścia. To nie ja rozdawałem karty, a osoba, która próbowała mnie zabić.
     -Co masz zamiar zrobić? - spytałem niepewnie, a mój głos pod koniec zaczął się łamać.
     -Strzelić ci prosto w serce tak, abyś nie miał szans na przeżycie - znów ten sam, dziwnie znajomy głos, którego nie potrafiłem rozszyfrować. 
     Mimo, iż postura osoby mierzącej do mnie bronią nie była zbyt wielka to i tak niesamowicie się bałem. Miałem przed sobą dużo lat życia i nie chciałem, by zostało mi ono odebrane. Szczególnie w taki sposób. Planowałem dożyć długiej starości i umrzeć z powodu swojego wieku.
     -Dlaczego? - spytałem zanim zdążyłem się ugryźć w język.
     -Ponieważ na to zasłużyłeś. Raniłeś mnie każdego dnia coraz bardziej, a ostatniego najbardziej - po raz kolejny po moim ciele przeszły dreszcze, a po chwili uświadomiłem sobie, kto celował we mnie bronią.
     Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy zabójca zdjął okalającą jego twarz kominiarkę. Długie, brązowe włosy opadły kaskadami na plecy i ramiona, a usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu.
     -Natasha? - wyszeptałem zanim nabój przedarł się przez skórę mojego ciała, a następnie trafił w serce.


     Obudziłem się z krzykiem, a moje serce waliło, jak oszalałe. Byłem cały mokry od potu, a moje myśli szalały. Jednego byłem pewien. Muszę ją odzyskać.




~*~

***Natasha***


     Poprawiłam mojego warkocza, który ułożony był na moim lewym ramieniu. Zarzuciłam na ramiona cienki sweterek w kolorze pudrowego różu, który dopełniał cały mój strój. Biała koszula wpuszczona w czarne, obcisłe spodnie i tego samego koloru szpilki. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i łapiąc w dłoń kopertówkę wyszłam z pokoju. Wrzucałam do środka torebki najpotrzebniejsze rzeczy, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i zanim otworzyłam wyjrzałam przez wizjer. Widząc znajomą twarz przekręciłam zamek i uśmiechnęłam się szeroko witając blondyna.
     Chłopak nachylił się nad moją twarzą i delikatnie musnął moje usta. Zawiesiłam mu rękę na szyi i przyciągnęłam bliżej wpijając się w jego wargi. Zamknął drzwi nogą i pogłębiając pocałunek szedł w kierunku mojej sypialni. Zbyt zajęta całowaniem jego ust nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się moim pokoju. Ułożył mnie na łóżku i zawisł nade mną kontynuując pieszczotę. Po chwili przeszedł z pocałunkami na linię mojej szczęki, a później na szyję. Wiłam się pod nim z przyjemności, którą mi serwował. Odkąd się pierwszy raz pocałowaliśmy minęło jakieś dwa tygodnie i przez ten czas staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.
     -Musimy iść - wyszeptałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami - Spóźnimy się - dodałam łapiąc oddech.
     -Zawsze mogę zadzwonić i odwołać rezerwację - odparł mocniej mnie całując
     Poddawałam się jego pieszczocie, kiedy on rozpinał guziki mojej koszuli. Wyznaczał mokrą ścieżkę od linii moich ramion przez piersi, aż do pępka. Przyjemne ciepło rozlewało się w moim podbrzuszu, a on wcale nie miał zamiaru przestać mnie drażnić.
     -Niall - wysapałam - Jeżeli nie masz zamiaru się ze mną przespać po prostu chodźmy na tą cholerną kolacje - warknęłam.
     Spojrzał w moje oczy i mogłam przysiąc, że wyglądał, jak zbity psiak. Przybliżył się do mnie i lekko musnął moje napuchnięte wargi.
     -Ubieraj się - szepnął i podniósł się z łóżka stając tuż przed nim.
     Jęknęłam głośno i rzucając w jego stronę wiele przekleństw próbowałam zapiąć guziki tej cholernej koszuli. Poprawiłam mój wygląd i rozwalonego już warkocza, a następnie złapałam blondyna pod ramię i razem opuściliśmy moje mieszkanie.


*


     W lokalu było czysto, wyrafinowanie i po prostu pięknie. Idealnie nakryte stoliki, wypolerowane na błysk kieliszki czy sztućce. Rozglądałam się po całym wnętrzu zachwycając się jego wykończeniem. Kremowe ściany z brązowymi elementami, czarne obicia krzeseł, białe obrusy, zapach róż. Uśmiechałam się pod nosem idąc tuż u boku Niall'a. Blondyn wyglądał na zadowolonego z mojej reakcji. Wiedział, że mi się tu spodoba.
     Podeszliśmy do mężczyzny w średnim wieku stojącego za kontuarem. Patrzył wprost na nas mając normalny wyraz twarzy. Nie uśmiechał się, nie złościł, po prostu nie wyrażał żadnych emocji.
     -Państwo..? - zapytał, kiedy stanęliśmy tuż przed nim.
     -Horan - odparł mój towarzysz mocniej ściskając moją rękę,
     Od razu do głowy przyszedł mi obraz naszej dwójki stojącej przed ołtarzem. Ja ubrana jestem w białą, szeroką suknię ślubną, a on w czarny, dopasowany garnitur. Patrzyliśmy na swoje twarze w skupieniu uśmiechając się szeroko. Ale po chwili jego obraz zaczął się zmieniać. Przede mną nie stał już niebieskooki blondyn, a brunet o szmaragdowych oczach. Pokręciłam szybko głową wyrywając się z zamyślenia i próbując pozbyć się z myśli Harry'ego.
     -Proszę za mną - ponownie usłyszałam głos mężczyzny, a chwilę później poczułam, jak Niall delikatnie pcha mnie do przodu.
     Ruszyłam przed siebie stawiając niepewne kroki w wysokich szpilkach nadal próbując się otrząsnąć po mojej 'wizji'. Dlaczego nie potrafię wyrzucić go z głowy, a co najważniejsze serca? Już dawno przestał dla mnie istnieć, a co chwile o nim myślę. Cholerny Styles, którego do końca nie potrafię znienawidzić.
     -Dziękujemy - głos blondyna rozniósł się tuż koło mojego ucha.
     Spojrzałam na niego, a on skinieniem głowy pokazał mi, abym podeszła do jednego z krzeseł. Odsunął je dla mnie, za co mu podziękowałam i zajęłam miejsce. Usiadł naprzeciwko mnie i uśmiechnął się delikatnie. Chwilę później koło nas pojawił się kelner, który odebrał od nas zamówienia, a po nim następny, który zapełnił nasze kieliszki winem. Niall uniósł swój i spojrzał na mnie wyczekująco, więc zrobiłam to, co on przed chwilą.
     -Za nas - powiedział.
     -Za nas - powtórzyłam i usłyszałam brzęk szkła.
     Niedługo potem kelner ustawił przed nami talerze wypełnione po brzegi. Jedzenie było pyszne i mogłam przysiąc, że jeszcze nigdy takiego nie jadłam.
     -Pięknie tu - odezwałam się przerywając panującą między nami ciszę.
     -Miałem nadzieje, że ci się spodoba. Taki był mój cel - posłał mi uśmiech, po czym upił łyk wina - Potem możemy iść na spacer, no wiesz, te sprawy.
     -Niall Horan próbujący być romantyczny. Cóż to za święto? - zaśmiałam się.

~*~

***Harry***



     Obserwowałem ich ze stolika w rogu restauracji. Doskonale wiedziałem dokąd idą. To wcale nie było takie trudne, aby się tego dowiedzieć. Horan był dupkiem i cholernym oszustem. Siedział na randce z moją dziewczyną, kiedy to ja powinienem wywoływać uśmiech na jej pięknej twarzy. Śmiała się z jego słów i wyglądała na szczęśliwą, a mi pękało serce. Nie potrafiłem dłużej wytrzymać, jednak nie mogłem się poddać. Pragnąłem z nią porozmawiać, chociaż kilka sekund. Być blisko niej, poczuć jej piękny zapach, spojrzeć głęboko w oczy. Potrzebowałem tego, bo to ona była moim narkotykiem, najgorszym uzależnieniem. Straciłem ją, bo zaufałem temu oszustowi, który wykorzystał sytuacje. Ale wolałem nie wiedzieć, co by zrobił, gdybym się nie zgodził.
      Odgarnąłem z twarzy wpadające mi do oczu kosmyki włosów i wzrok ponownie skupiłem na ich dwójce. Czułem, jak wszystkie moje mięśnie się napinają, kiedy zbliżył się do niej i starł kciukiem krople sosu z kącika jej ust. Miałem ochotę wstać, podejść do niego i pobić do nieprzytomności, a najlepiej na śmierć. Gardziłem nim i chciałem by zgnił w więzieniu lub po prostu umarł. By jego śmierć była bolesna i długa.
     Wstałem z zajmowanego miejsca z zamiarem opuszczenia lokalu, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu widząc, jak Natasha oddala się od ich stolika w kierunku łazienki. Ruszyłem przed siebie zgrabnie omijając innych klientów restauracji. Po chwili znalazłem się pod damską toaletą. Nabrałem głośno powietrza i nacisnąłem delikatnie na klamkę. Pchnąłem drzwi i najciszej, jak potrafiłem wślizgnąłem się do środka. Stała do mnie tyłem patrząc w lusterko. Całe szczęście, że nie było widać tam mojego odbicia. Zaczęła się odwracać, a ja w tym momencie zrobiłem kilka kroków do przodu, dzięki czemu stałem naprzeciw niej. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a jej usta lekko się rozchyliły.
     -Harry? - wyszeptała spoglądając w moje oczy.
     Tak cholernie ją kocham.


______________________
Znowu lekki poślizg, który mam nadzieje mi wybaczycie.


Drastycznie spada nam liczba komentarzy. O co chodzi? Robimy coś nie tak? Śmiało napiszcie, krytyka jest tak samo ważna, jak pochwały ;)

Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz