niedziela, 27 września 2015

Rozdział 64


***Harry***

     Co chwilę wspominałem tamten pocałunek. Jej delikatne usta na moich, nieśmiałe muśnięcia, moja dłoń na jej bladym policzku. Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale nie mogłem się powstrzymać, kiedy na nią patrzyłem. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaka jest piękna i ile dla mnie znaczy. Każdy wiedział, że moją największą miłością jest Natasha, ale nie mogę z nią być. Może nie jesteśmy sobie pisani, a każdy potrzebuje miłości, którą mi mogła dać moja blond włosa przyjaciółka. Oboje cierpieliśmy z powodu tego głupiego uczucia. Czy nie mogliśmy być szczęśliwi? Dlaczego los chciał, abyśmy odczuwali ból.
     Nie chciałem mieszać się miedzy nią a Zayn'a. To samo tak wyszło. Nie kontrolowałem tego, co robię. Moje pragnienia zwyciężyły. Potrzebowałem pocieszenia. Nie tylko kobiety mogą mieć złamane serce. I pomimo, że to ja zjebałem po całości czuje się, jak rzucony piętnastolatek. Moje życie jest bagnem, w które wciągnąłem za dużo osób. Zbyt wiele przeze mnie wycierpiały. Powinienem zginąć. Powinienem zdychać w katuszach. Żałuje wszystkiego, ale nie mogę cofnąć czasu. Może gdybym nigdy nie spotkał Natashy, nie zrobiłbym z jej życia koszmaru. Chciałbym ją przeprosić za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziłem, a następnie wymazać wspomnienia o mnie. Może wreszcie zacznie od początku. A ja nie chce się w to mieszać.
     Zdejmuje z siebie przepoconą koszulkę i kładę się na podłodze. Mam dość ćwiczeń na dziś. Jestem wykończony, ale to mi pomaga. Poza tym, już dawno straciłem moją formę. Opuściłem się i przytyłem. Potrzebuje pożądanego treningu. Sięgając po butelkę wody stojącą nieopodal przecieram czoło ręką. Następnie odkręcam zakrętkę i wypijam całą zawartość jednym duszkiem. Wzdychając przeciągłe wstaje na równe nogi. Niechętnie wyciągam z szafy czyste ciuchy i kieruje się pod prysznic. Na korytarzu roi się od ludzi, a ja jestem zdezorientowany, bo nie wiem o co tyle szumu. Dopiero później zauważam Zayn'a biegnącego z Ivy na rękach. 
     -Co się stało? - krzyczę do niego, ale on nawet nie zwraca na mnie uwagi. 
     Rzucam trzymane w rękach rzeczy z powrotem do mojego pokoju i podążam za nim. Po chwili mój marsz zmienia się w bieg, a zatrzymuje się dopiero przy gabinecie pielęgniarki. Wszystko dzieje się niesamowicie szybko. Zayn tłumaczy mi co z Ivy, pod ośrodek przyjeżdża pogotowie, ratownicy nie chcą nic powiedzieć, a jedynym ogarniętym w tym momencie człowiekiem jest David, który zabiera mnie i Malik'a do szpitala. 
     Moje serce przyspieszyło swojego bicia, ręce zaczęły się trząść, nogi miałem, jak z waty, a całe ciało oblał zimny pot. Byłem zdruzgotany, bo moja nieprzytomna przyjaciółka była własnie wieziona do szpitala. Ktoś krzyczał do mnie coś kompletnie nie zrozumiałego, ale ja jedynie machnąłem na niego ręką. Nie obchodziło mnie, co takiego ważnego miał mi do powiedzenia. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie Ivy i nikt więcej. Miałem wszystko głęboko w poważaniu. Wszystko przestało dla mnie istnieć, bo moja, cóż - Zayn'a księżniczka była w złym stanie. Można nawet powiedzieć, że w opłakanym. Wiedziałem jedno. Musiałem zapierdolić tego skurwysyna, który śmiał ją tknąć.
     Widziałem jeszcze tylko, jak blondynka wieziona jest na noszach. Później było najgorsze, czyli czekanie, które powoli mnie wykańczało. Martwiłem się o nią, jak cholera, a kiedy wreszcie mogliśmy ją zobaczyć, było jeszcze gorzej. Jej blade ciało leżące w śnieżnobiałej pościeli. Wyglądała jak martwa, o tym, że żyje informowały nas jedynie pikające maszyny. Wokół niej pełno było tego ustrojstwa. Głowę owiniętą miała bandażem, a do dłoni przyczepiony wenflon. Wyglądała źle, bardzo źle. Chciałem usiąść na krześle tuż obok jej łóżka, ale Zayn mnie wyprzedził. Złapał za jej rękę i delikatnie gładził. Widziałem w jego oczach łzy. Najprawdziwsze łzy. Zayn Malik własnie płakał, a jego ukochana walczyła o życie. Teraz żałuje, że ją pocałowałem. Mimo wszystko, wiem, że ten dupek ją kocha. 


     Minęły już dwie godziny odkąd jesteśmy w tym jebanym szpitalu. Wszędzie białe ściany i ten cholerny zapach. Nie cierpię tego. Czekania i niepewności. Wszystko mnie denerwuje i chodzę w tą i z powrotem. Staram się opanować, ale nic mi nie pomaga. Ciągle przeczesuje włosy ciągnąc za ich końce, a w buzi mam metaliczny smak krwi, poprzez przygryzanie wargi. Oczy mam napuchnięte i czerwone. Jednym słowem wyglądam okropnie.
     -Idę po kawę - odzywam się zachrypniętym głosem - Ktoś chce? - pytam, ale żaden mi nie odpowiada, wiec po prostu wychodzę. 
     W tym momencie cieszę się, że David też tu jest. Przynajmniej nie chodzę z nagą klatka piersiową, bo oddał mi swoją bluzę. Oprócz tego musimy nosić te śmieszne płaszczyki. Cały czas pląta mi się to pod nogami. Ale to chyba najmniej wkurzająca mnie rzecz. Jak na zawołanie wszystko mi przeszkadza. Dosłownie. 
     Staje tuż przed automatem i wrzucam do środka drobne wybierając rodzaj napoju. Chwile później mając moją upragnioną kawę w ręce wracam pod odpowiednią sale. Przed oczami widzę wbiegających do niej lekarza i pielęgniarki, którzy natychmiast pozbywają się ze środka Zayn'a. Jest roztrzepany i nie wie co się dzieje. Jak najszybciej znajduje się przy nim i próbuje go uspokoić. On jednak nie zwraca na mnie zbyt dużej uwagi zapatrzony na to, co dzieje się z Ivy.
     -Stary, musisz się opanować! - krzyczę do niego łapiąc za ramiona - Obaj ją kochamy, więc zluzuj gacie, bo wiem, co czujesz. Możesz mnie nie lubić, ale teraz liczy się tylko i wyłącznie ona!


~*~

***Natasha***
~Muzyka~

     Zimny prysznic orzeźwił moje ciało, przy okazji oczyszczając mój umysł z ostatnich dni. Nie płakałam, nie użalałam się nad sobą, bo miałam tego wszystkiego dość. Robiłam to, za każdym razem, kiedy mnie skrzywdził, ale zmieniłam się. Kocham go całym sercem, jednak jeżeli on woli zachowywać się, jak dupek to proszę bardzo. Nie mam zamiaru o niego walczyć. Poddaje się, bo zawsze to ja ratowałam nasz związek. Jeżeli jego uczucie do mnie jest prawdziwe, to nie rozumiem, dlaczego mnie unika. Przecież planowaliśmy wspólną przyszłość, a on tak z dnia na dzień o mnie zapomniał?
     Prycham pod nosem na własne myśli. Przecież nie da się zapomnieć o kimś w dwa dni. Musiałabym być głupia, aby w to uwierzyć. Ale nie jestem głupia i nie łatwo mnie oszukać. Wiem, że coś się dzieje. Jednak nie mam ochoty w to ingerować. Myślę, że sam przemyśli swoje zachowanie i będzie mnie błagał o wybaczenie. Jak zwykle padnie do moich stóp, a ja po raz kolejny dam mu następną szansę. Moje serce należy do niego i nie wyobrażam sobie, abym mogła być z kimś innym. Poza tym, jestem jego narzeczoną. To chyba o czymś świadczy. Albo i nie.
     Wycieram mokre włosy ręcznikiem i zakładam na siebie bieliznę. Myję zęby i twarz, a w pokoju ubieram resztę ubrań. Czuje się świeżo i czysto, tak jak powinnam. Niestety wszystko dookoła powoli zaczyna mnie przytłaczać. Od przyszłego miesiąca zaczynam sama płacić za mieszkanie i boje się, że nie starczy mi na wszystko pieniędzy. Staram się oszczędzać, jak tylko mogę, ale przecież muszę za coś żyć. Czasem mam ochotę iść się upić i nie przejmować się niczym, jednak tego nie robię. Wiem, że to nie rozwiąże moich problemów, a tylko pogorszy sprawę. Najwyższy czas stawić im czoło i z dumnie uniesioną głową kroczyć przez życie, które zdążyło mi już tyle razy dopiec.
     Zakładając na nogi puchate kapcie udaje się do kuchni, w której szykuję sobie kolacje. Składa się ona z kanapek z szynką i pomidorem oraz herbaty. Zjadam ze smakiem i myje po sobie naczynia. Mieszkanie wyposażone jest w takie sprzęty, jak zmywarka, ale nie używam jej, bo po prostu tego nie potrzebuje. 
     Ten wieczór postanawiam spędzić na kanapie przed telewizorem. Wybieram pierwszy lepszy film i układam się w wygodnej pozycji. Przykrywam się ciepłym, niebieskim kocem i staram się skupić na fabule, która po jakimś czasie staje się niesamowicie ciekawa i przeżywam wszystko razem z głównymi bohaterami. Czasem zastanawiam się czy moje życie nie jest jakimś filmem bądź książką. Nieraz czuje się, jakbym była głupią marionetką sterowaną przez innych.
     Odrzucam od siebie wszystkie myśli, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Zdziwiona tym, kto może chcieć mnie odwiedzić wstaje z zajmowanego miejsca i podchodzę do drewnianej powłoki. Dla własnego bezpieczeństwa najpierw spoglądam przez wizjer na mojego 'gościa', a dopiero później otwieram. Cały czas zdziwienie nie opuszcza mojego ciała i umysłu. Nigdy nie spodziewałabym się go tu zobaczyć. Nie po tak długim czasie. 
     -Wpuścisz mnie do środka czy będziemy tu tak stać? - pyta, a ja poważnieje. Czy on właśnie zapytał mnie o to, abym pozwoliła mu wejść do mojego mieszkania? 
      -A niby dlaczego miałabym to zrobić? - tym razem to ja pytam zakładając ręce na piersi.
     Chłopak jedynie wzdycha i opiera się dłonią o framugę drzwi. Chcąc nie chcąc skanuje go wzrokiem. Ma na sobie czarną koszulkę, skórzaną kurtkę i jeansowe spodnie. Grzywka, jak zwykle zaczesana do góry, jednak widać jedynie jej kawałek, gdyż ma założoną szarą beanie. Wygląda dobrze. Mogę rzec, że bardzo dobrze. Nie widziałam go bardzo długi czas, ale nie zmienił się ani trochę. 
     -Chce porozmawiać, przeprosić - tłumaczy, ale ja nadal nie mam zamiaru mu ulec - Nie jestem taki, jak byłem kiedyś. Zmądrzałem. Chodzę na terapię, próbuję wyjść na prostą. 
     -Niall - ostrzegam, jednak mi przerywa. 
     -Proszę. Jedna rozmowa. Chce zacząć wszystko od nowa, a dobrze wiesz, że mi na tobie zależy. - błaga, a ja wyobrażam go sobie, jako zbitego szczeniaka i wiem, że będę tego żałować, ale wpuszczam go do środka. 
     -Chcesz coś do picia? - pytam z grzeczności. 
     -Nie, dziękuję - odpowiada i przechodzimy do salonu. 
     Chłopak zajmuje miejsce na kanapie, a ja chcąc utrzymać między nami odpowiedni dystans decyduję się na fotel. Czekam, aż blondyn zacznie mówić, jednak to się nie dzieje, ponieważ bacznie mi się przygląda. Od ostatniego razu obcięłam nieco włosy i zaczęłam się delikatniej malować. Zmieniłam również styl ubierania się. W mojej garderobie nie królują już glany, a trampki i baleriny. 
     -Więc.. - ponaglam go, ponieważ nie chce, aby ta rozmowa zajęła dużo czasu. 
     -Najpierw chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Jestem dupkiem i nie zasługuję na to, co mam - w końcu postanawia się odezwać - Zraniłem cię i jest mi teraz głupio tu być i prosić o wybaczenie. 
     -Co masz na myśli? - pytam nie do końca pewna, co ma zamiar mi powiedzieć. 
     -Chciałbym, abyś dała mi jeszcze jedną szansę. Pragnę zostać twoim przyjacielem. Tym razem godnym twojej uwagi, szacunku i zaufania - mówi, a ja sztywnieje. 
     Nie spodziewałam się, że będzie chciał wrócić do mojego życia. Akurat teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać. Prawie wszystko. Na myśl przychodzi mi Harry, ale szybko się go stamtąd pozbywam. W tym momencie nie chce o nim myśleć. 
     -Ja...ja - jąkam się - Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. To dla mnie trochę przytłaczające. 
     -Wiem, dlatego nie naciskam. Chce abyś to przemyślała i dała mi znać. Chyba masz mój numer, prawda? - patrzy na mnie wyczekująco. 
     -Tak - odpowiadam szybko uświadamiając sobie, że nie wykasowałam jego kontaktu. 
     Nasze spojrzenia się krzyżują. Jego niebieskie tęczówki przeszywają mnie na wskroś. Czuję, jakby wypalał w moim ciele olbrzymią dziurę. Moje serce bije nienaturalnie szybko, a oddech mam płytki. Chociaż wiem, że nic mi nie zrobi czuję odrobinę strachu. Nie jestem przyzwyczajona do takich odwiedzin, a do tego mieszkam sama. W każdym momencie może się coś stać. Nie chce wyjść na panikarę, ale wiem jaki jest. Czasem mężczyzna nie potrafi się opanować. Nie chciałabym być jego królikiem doświadczalnym. 
     -Dobrze - odzywam się wreszcie - Przemyślę to i dam ci znać. Cóż, muszę przyznać, że niesamowicie mnie zaskoczyłeś. Chyba nigdy bym się nie spodziewała. 
     Przerywam swoją wypowiedź słysząc dzwonek telefonu. Wypowiadam ciche 'przepraszam' i podnoszę się z miejsca sięgajac po urządzenie. Wychodzę do innego pokoju i przykładam telefon do ucha. 
     -Halo? - mowię odbierając połączenie.
     -Pani Natasha Roberts? - pyta jakaś kobieta po drugiej stronie. 
     -Tak - odpowiadam lekko zdziwiona. 
     -Pani znajomy pragnął, aby została pani poinformowana, że Ivy Carter miała wypadek. 
     Czuję, jak oblewa mnie zimny pot, kiedy docierają do mnie jej słowa. Opuszczam rękę, w której trzymam aparat i rozłączam połączenie. Nagle uświadamiam sobie, że nie zapytałam co dokładnie jej jest i na ile to poważne. Samo słowo 'wypadek' sprawiło, że przez moje ciało przeszły dreszcze. Mimo, że nie jesteśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami to martwię się o nią. Nie zasłużyła na taki los. Jest zbyt niewinna. Wracam do salonu i trzęsącymi się dłońmi zakładam na siebie kurtkę. Niall dziwnie się na mnie patrzy, ale ignoruje jego spojrzenie. 
     -Muszę wyjść - bąkam pod nosem i zakładając na nogi buty biorę do ręki klucze.
     Nie muszę długo czekać, a chłopak materializuje się tuż obok mnie. Żegnam się z nim i od razu udaje do poprawczaka chcąc uzyskać jakieś informacje na temat stanu Ivy. Na miejscu jestem chwilę później i od razu kieruję się do pokoju David'a. Jak zwykle mam w zwyczaju wchodzę nie pukając. Mężczyzna siedzi za biurkiem spoglądając za okno. Najwyraźniej jest zamyślony, bo nie zwraca na mnie uwagi, kiedy wchodzę. 
     -Co się stało Ivy? - pytam od razu, a on dopiero wtedy postanawia na mnie spojrzeć. 
     -Spadła ze schodów - odpowiada - Jest w szpitalu. W ciężkim stanie. Byłem tam kilka godzin razem z Harry'm i Zayn'em. Musiałem wracać do ośrodka, ale Malik uparł się, że zostaje. - dodaje i odwraca wzrok. 
     -Wyjdzie z tego? - siadam na krześle naprzeciw niego. 
     -Miejmy nadzieje. Lekarze nic nie chcieli nam powiedzieć. - opiera się dłońmi o blat i wzdycha głośno - Idź do domu Natasha. Nic nie możemy w tym momencie zrobić. 
     Robię to co mi każe, ale w głowie mam obraz Ivy leżącej w szpitalnym łóżku.


Koniec części pierwszej.

____________________________

Cóż, Kamila trzymała za mnie kciuki, iż uda mi się napisać tak długi rozdział, jak ona. Poległam. Może kiedyś xD

A więc to koniec części pierwszej. Teraz tylko kilka 'formalności' i będziemy publikować część II!
Mam nadzieje, że rozdział się podoba i nie jesteście tacy źli na Harry'ego. Chłopak żałuje. Wybaczcie mu, ja go tam lubię ;)

8 komentarzy:

  1. OMG... Co tu się wyrabia :o tu jest normalnie gorzej niż w psychiatryku :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię dramatów poważnie.... A może tak w drugiej części o tym jak ich życie się w końcu układa :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie <3
    Już po raz któryś dziękuję za to, że kontynuujesz perspektywę Natashy <3
    Rozdział powala <3
    Jak dla mnie za dużo emocji <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgaduje, że Niall dużo namiesza :'( Proszę niech Natasha i Harry do siebie wrócą :") Czekam z niecierpliwością na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny nie macie pojęcia jak bardzo jestem wdzięczna za ten fanfiction. Zrobiłyście naprawdę kawał dobrej roboty i należą się wam za to wielkie brawa. :D
    A tobie Meredith dodatkowe za to, że podjęłaś się kontynuowania perspektywy Natashy. :D
    Dziękuję również za kolejną część. Z racji tego, że jestem tu praktycznie od początku to dla mnie bardzo miłe, że doczekałam końca i mogłam w tym uczestniczyć. Co prawda nie zawsze komentowałam, ale zawsze byłam z wami. :D
    Wiem również, że druga część będzie równie niesamowita jak ta :D
    I na końcu dziękuję, że to nie jest taki typowe fanfiction, gdzie po kilku rozdziałach ten cały "bad boy" zmienia się w grzecznego chłopca. :D

    Co do rozdziału, jest niesamowity (z resztą jak wszystkie) i pełen emocji :D

    Czekam na drugą część i mam nadzieję, że będziecie miały więcej komentarzy bo na to zasługujecie :D

    Pozdrawiam :* <3 / Magda

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam *_* Jestem podekscytowana na kolejną część :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow już koniec... Ciężko mi uwierzyć, że pierwsza część za nami... Oczywiście cieszę się bardzo na kolejną... Rozdział dobrze się czyta. :)

    OdpowiedzUsuń