wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 8 część II


***Natasha***


     -Harry? - wyszeptałam spoglądając wprost w jego szmaragdowe tęczówki.
     Tak cholernie mocno go kocham.
     Szybko uciszyłam moją podświadomość, która mąciła mi w głowie. Zamrugałem kilkakrotnie mając nadzieję, że jego osoba zniknie, jednak tak się nie stało. Stał przede mną swoje spojrzenie utrzymując na mojej twarzy, którą dogłębnie skanował. Przecież nie mogłam się, aż tak bardzo zmienić, prawda? A może jednak. Nie widzieliśmy się przez kilka miesięcy. Już na pierwszy rzut oka zauważyłam kilka zmian w jego wyglądzie. Dłuższe o parę centymetrów włosy, bardziej zmęczona twarz, jednak zdradzało go to samo, co zawsze spojrzenie.
     Odwróciłam wzrok pragnąc, by zniknął, a moje uczucia do niego wyparowały. Moje ciche prośby na nic się nie zdały. Serce szalało, umysł wariował, a ciało odmawiało posłuszeństwa. w tym momencie wyobrażałam sobie, jak wpadam w jego szerokie ramiona, całuję miękkie, malinowe wargi i słucham jego szybszego oddechu. Pragnęłam i potrzebowała go, jak tlenu, bo bez niego nie potrafiłam żyć. I choć wszystko było przeciwko nam i naszej miłości, gdzieś w głębi mnie tliła się mała iskierka nadziei.
     -Tak długo na to czekałem - usłyszałam jego głos z delikatną chrypką, jak gdyby dopiero co się obudził.
     Przeniosłam wzrok na jego pełne usta i dziękuję, że potrafiłam się w tamtym momencie powstrzymać, aby go nie pocałować. Żałowałam jednak, że tego nie zrobiłam. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Lepiej dla nas.
     Nie mogłam dłużej udawać. Łzy zbierały mi się w kącikach oczu, a usta zaczęły delikatnie drżeć. Wzrok wbiłam w podłogę, która chwilę później zaczęła się ruszać. A w gwoli ścisłości to moje nogi zaczęły się od niej odrywać.Krok za krokiem, aż wreszcie znalazłam się za drzwiami pomieszczenia. Szybko popędziłam na główną salę po drodze pozbywając się nagromadzonych łez. Droga do naszego stolika nie zajęła mi dużo czasu. Po chwili ujrzałam blondyna o niebieskich oczach, który uważnie przyglądał się innym gościom w między czasie upijając łyk wody gazowanej ze swojej szklanki.
     -Czy możemy już wyjść? - spytałam bez ogródek stając tuż przed nim - Źle się czuję - wyjaśniłam widząc jego zdezorientowany wzrok.
     -Tak - odparł, a po chwili namysłu dodał - Jeżeli chcesz.
     Wstał ze swojego miejsca i zarzucając na ramiona czarną marynarkę zawołał kelnera. Zapłacił za naszą kolację i razem udaliśmy się do wyjścia. Jeszcze raz ogarnęłam wzrokiem salę i dostrzegając w tłumie brązowe loki, szmaragdowe tęczówki i jego sylwetkę natychmiast odwróciłam głowę. Złapałam Niall'a pod rękę i podziękowałam, kiedy otworzył przede mną drzwi restauracji. 


~*~

     -Jesteś pewna, że to tylko ból brzucha - dopytywał blondyn pomimo, że zapewniłam go o tym już kilka razy.
     Umoczyłam usta w gorącej herbacie, którą dla mnie zrobił, abym poczuła się choć odrobinę lepiej. Było mi głupio, że go oszukałam i w pewnym sensie wykorzystałam, ale z drugiej strony to była prawda. Czułam się źle przez Harry'ego, który jak gdyby nigdy nic znów pojawił się w moim życiu. Ja sama jestem niezdecydowana,  jak on. Raz próbuję o nim zapomnieć, ale kiedy go widzę moje serce przyspiesza swój rytm. Nic nie poradzę, że kocham go najmocniej na świecie i nikt go nie zastąpi. Nawet Niall, do którego zaczęłam żywić uczucie inne niż tylko przyjaźń.
     -Tak, jestem pewna. Nie musisz się mną, aż tak przejmować - odpowiedziałam opierając się plecami o kanapę, na której siedzieliśmy - Jedź do domu, jest już późno - poprosiłam kładąc dłoń na jego ramieniu. 
     Chłopak wahał się chwilę nad odpowiedzią, jednak - niechętnie - pokiwał głową na znak zgody. Posłałam mu ciepły uśmiech jeszcze raz zapewniając, że poradzę sobie sama. Ubrał buty, a potem podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
     -Tylko proszę - pogładził moje włosy - Gdyby coś się działo to dzwoń do mnie. Nawet o drugiej w nocy. Może się palić i walić, ale zrobię wszystko by tu przyjechać - dodał nachylając się nad moją twarzą.
     -Oh, Niall. Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się, a po chwili poczułam jego usta na moim policzku.
     Uśmiechnął się i życząc mi dobrej nocy opuścił moje mieszkanie. Westchnęłam ciężko odkładając kubek z napojem na stolik, a sama opadłam na miękką kanapę. Przymknęłam oczy, a w głowie od razu pojawił mi się obraz Harry'ego z restauracji. A razem z nim wszystkie wspomnienia. Nie mogłam go wyrzucić z mojego życia. Po prostu nie potrafiłam i myślę, że on też nie, choć zaczął mnie ignorować. Nigdy ze mną nie zerwał, więc dlaczego ja uważałam nasz związek za zakończony? Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił, ale musiał mieć powód.
     Odwróciłam się na drugi bok i ułożyłam ręce pod głową. Przykryłam się czerwonym kocem, leżącym na końcu kanapy i nie przejmując się niczym więcej oddałam się w ręce Morfeusza, który zabrał mnie do swojej krainy snów. A śniło mi się szczęścia. Moim szczęściem był Harry. 

~*~
***Harry***

     Widziałem ją. Stałem tuż przed nią wpatrując się w jej postać, jak zahipnotyzowany. Jest piękna. Zawsze była piękna. Kobieta mojego życia, którą zostawiłam oślepiony jej bezpieczeństwem. Mogłem się spodziewać, że ten dupek nie dotrzyma obietnicy. Przecież równie dobrze mogłem o wszystkim jej powiedzieć i zapewnić jej ochronę w inny sposób. Teraz tego żałuję, ale nie mogę cofnąć czasu. Nie mogę zmienić swoich decyzji. Zawsze robię, a potem myślę.
     Nie zwlekając dłużej zebrałem swoje rzeczy i zostawiając kilku funtowy banknot na stoliku wyszedłem z restauracji. Być może powinienem był zawołać kelnera czy kogoś innego, ale nie bardzo mnie to w tym momencie obchodziło. Chciałem, jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, wykąpać się i położyć spać. Zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia i obmyślić plan. Plan odzyskania Natash'y. Musiałem jej wszystko wytłumaczyć i mieć nadzieje, że zrozumie i mi wybaczy. 
     Niedługo potem stałem przed drzwiami mojego mieszkania szukając w kieszeni marynarki kluczy. Kiedy wreszcie je znalazłem szybko przekręciłem zamek i naparłem ręką na klamkę. Pchnąłem drewnianą powłokę i wszedłem do środka od razu ściągając buty. Nie zważając na nic po kolei pozbywałem się moich ubrań, aż wreszcie dotarłem do pokoju, z którego zabrałem czystą bieliznę i udałem się do łazienki. Odkręciłem ciepłą wodę i wszedłem pod prysznic. 
     Strumienie przezroczystej cieczy moczyły moje ciało i włosy, a ja oddawałem się przyjemności. Nie mam pojęcia ile czasu tam stałem nie robiąc nic, ale kiedy opuściłem pomieszczenie czułem się dużo lepiej. Byłem nie tylko orzeźwiony, ale także gotowy, by walczyć o miłość mojego życia, którą straciłem przez własną głupotę.
     Ułożyłem się na łóżku i spojrzałem wprost na okno, za którym widniał księżyc w pełnej swej okazałości. Wpatrywałem się w niego przez długi czas, dopóki nie zasnąłem. Przed moimi oczami pojawił się obraz uśmiechniętej Natash'y. Ja sam się uśmiechnąłem na jej widok. Bo czułem, jak moje serce przyspiesza swojego bicia, a żołądek się kurczy. Byłem, jak zakochany nastolatek, ale przecież w pewnym sensie tak było. Każdego dnia zakochiwałem się w niej coraz bardziej, choć przez tak długi czas jej nie widziałem. Wystarczyło mi samo wspomnienie o niej. Jej pięknych oczach, pełnych wargach czy wiecznie czerwonych policzkach.


_________________
Na początku chce przeprosić, że tak długo nie dodawałam rozdziału i nie oszukujmy się, ale jest krótki. Nie mam na nic czasu, a tym bardziej na pisanie. Mój dzień wygląda, jak szkoła-obiad-nauka-sen i tak codziennie. Ale nie będę się tu o tym rozpisywać. 
Czy ktokolwiek jeszcze czyta perspektywę Natash'y i Harry'ego? Jeżeli nie, to nie widzę sensu, abym dalej pisała rozdziały. 

Do następnego - mam nadzieję.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 7 część II

***Zayn***

W jednej ręce trzymałem jej zdjęcie, a w drugiej prawie pustą butelkę wina, która cholernie mi ciążyła, ale mimo wszystko nie mogłem jej wyrzucić. Jeszcze nie. Czułem, że procenty zaczynają we mnie uderzać przez co moje ciało stawało się coraz bardziej rozluźnione, a mój humor poprawiał się z sekundy na sekundę.
Tego było mi potrzeba. Chwili zapomnienia, uniesienia, a przede wszystkim oderwania się od pieprzonej rzeczywistości, która zdecydowanie mnie przytłaczała. Byłem głupim nastolatkiem, a na moich barkach ciążyła większa odpowiedzialność niż na niektórych dorosłych. 
Z jednej strony napawało mnie to dumną, że potrafię wszystko zorganizować, potrafię znaleźć czas aby spędzić go z tymi, którzy mnie potrzebują.
Ale... No właśnie. Zawsze jest jakieś ale.
Z drugiej strony bałem się tego wszystkie jak chyba jeszcze nigdy niczego. Byłem przerażony, że nie zdołam pomóc Ivy ze wszystkim czego ona ode mnie oczekuje. Bałem się, że któregoś dnia powiem coś co może ją skrzywdzić i wtedy ona znów zacznie mnie nienawidzić, a przecież dopiero co ją odzyskałem. Wcale, że jej nie odzyskałeś. 
Ona nie ma pojęcia, że za każdym moim kochanie, albo skarbie kryje się coś więcej niż tylko chęć bycia miłym. Kryło się za tym piekielnie ogromne uczucie, które rozrywało mnie od środka.
Kochałem ją. Kochałem Ivy Carter całym swoim sercem, ale to niczego nie zmieniało. Ona nie wiedziała kim dla niej jestem, ani jak bardzo mnie kochała.
Zostałem sam z całą miłością, którą przeznaczyć mogłem tylko i wyłącznie dla niej.
- Za miłość - podniosłem butelkę salutując do zdjęcia i wypiłem duszkiem resztę wina. Upuściłem butelkę na podłogę i zacząłem wpatrywać się w uśmiechniętą buzię mojej dziewczyny. Oddałbym cholernie wiele aby znów zobaczyć jak jej usta rozciągają się w szczerym uśmiechu ukazując równe, białe zęby. Znów chciałem ujrzeć jak jej oczy zaczynają błyszczeć gdy powstrzymuje się od śmiechu, a potem nagle zaczyna się histerycznie śmiać, aż tworzą się jej zmarszczki wokół ust i oczu. Brakuje mi tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Podniosłem się z kanapy i ruszyłem wolnym krokiem wzdłuż korytarza do pokoju, gdzie Ivy siedziała z pieprzonym Harrym. Byłem tak cholernie wściekły i zazdrosny z jego powodu, ale wiedziałem, że on sprawia iż na jej pięknych ustach zakwita nikły uśmiech i tylko to powstrzymywało mnie przed wypieprzeniem go z mojego domu.
Bez pukania otwarłem drzwi i wszedłem do środka uśmiechając się najbardziej fałszywie jak tylko potrafiłem. Chciałem aby Styles już sobie poszedł i niszczył życie komuś innemu.
- Zayn? - jako pierwszy odezwał się Harry i wstał z łóżka na którym siedział zdecydowanie zbyt blisko Ivy.
- Nie siedź tak blisko mojej dziewczyny Styles - pogroziłem mu palcem i zacząłem się z siebie śmiać gdy doszło do mnie, że tak właściwie jestem już nieźle wstawiony.
- Okej sądzę, że powinieneś się położyć - Harry zrobił kilka kroków w moją stronę, ale całkowicie go zignorowałem patrząc na Ivy, która siedziała oparta o ramę łóżka. Miała na sobie moją koszulkę, co sprawiało, że moje ego rosło do niewyobrażalnych rozmiarów miażdżąc Harry'ego swoją zajebistością.
- Nie mów mi co mam robić - odparłem i puściłem oczko do dziewczyny, która wreszcie odważyła się na mnie spojrzeć.
- Zayn - jej cichy głos sprawił, że cały zadrżałem. Kurwa, dosłownie cały. - Myślę, że Harry ma rację i powinieneś się położyć - cholera. Cwaniara wiedziała, że ma na mnie tak ogromny wpływ, że zrobię wszystko czego ona będzie chciała.
- Dobra. Mogę się położyć z tobą? - zapytałem i uśmiechnąłem się lekko widząc jak rumieniec wstępuje na jej twarz.
- Odprowadzę cię na górę - Harry dotknął mojego ramienia, ale wyrwałem się mu i wciąż czekałem na odpowiedź. Miałem nadzieje, że nie każe mi iść do siebie. Nie zniósłbym tego.
- Możesz - byłem niemal pewny, że wyczytałem to tylko z ruchu jej warg, ponieważ nie usłyszałem jej głosu. Mówiła tak cichutko i delikatnie jakby bała się, że ktoś może ją winić za głośniejsze rozmowy.
Powoli podszedłem do łóżka i położyłem się na nim tak, że moja głowa spoczywała na udach Ivy. Poczułem jak dziewczyna wzdryga się na chwilę i spina, ale potem gdy położyła swoją dłoń na mojej głowie jej ciało od razu się rozluźniło.
- To może ja już... Sobie pójdę - Harry patrzył na nas ze zmarszczonym czołem, ale potem uśmiechnął się szeroko i po protu sobie wyszedł, a ja nagle poczułem się strasznie zdenerwowany.
- Spróbuj się przespać Zayn - nie mogłem pojąć dlaczego ona mówiła tak cicho, a mimo to jej głos był wyraźny w mojej głowie.
- Nie chcę spać - odpowiedziałem i przytuliłem się do jej nóg. Ivy zaczęła bawić się moimi włosami, a ja mimowolnie zamknąłem oczy ciesząc się chwilową pieszczotą.
- A co chcesz robić - czułem jej wzrok na sobie. Czułem, że rozmyśla nad wszystkim co się w tej chwili dzieje. Właśnie taka Ivy była. Za dużo myślała.
- Chcę z tobą leżeć i zapamiętać każdy najmniejszy detal bo potem gdy stąd wyjdę ty znów zaczniesz się mnie bać i nie będę mógł się do ciebie zbliżyć - powiedziałem szczerze i poczułem ogromną gulę w moim gardle.
- Nie boję się ciebie - tym razem powiedziała to zdecydowanie głośniej i pewniej niż wszystko co wypadło dzisiaj z jej ust.
- To dlaczego mnie unikasz? Rozmawiasz tylko z Harrym, a to cholernie mnie denerwuje - powinienem podnieść głowę i spojrzeć jej w oczy, ale zdecydowanie zbyt dobrze się czułem leżąc na niej.
- Wcale cię nie unikam. A z Harrym właściwie nie rozmawiam. Po prostu sobie razem siedzimy i patrzymy na ściany -  jej palce pociągnęły delikatnie za moje włosy, a z moich ust wyleciał cichy jęk. O żesz kurwa. 
- Brakuje mi ciebie - powiedziałem cicho i to pewnie przez alkohol w mojej krwi zacząłem płakać. Najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem mocząc tym samym jej spodnie dresowe.
- Zayn co się stało? Dlaczego płaczesz? - czułem jak starała się odsunąć moją głowę od swoich nóg aby na mnie spojrzeć, ale byłem nieugięty i nadal leżałem w tej samej pozycji.
- Ja już tak dłużej nie dam rady Ivy - wyszeptałem - Staram się być silny, staram się każdego dnia być dla ciebie pieprzoną tarczą, ale sam tego potrzebuje. Potrzebuje aby ktoś się mną zajął, aby ktoś mi pomógł - dodałem i byłem prawie pewny, że Ivy płacze razem ze mną. Jej ciało dziwnie drżało.
- Boże Zayn - pociągnęła cicho nosem i dotknęła swoimi drobnymi paluszkami mojego policzka. - Możemy sobie nawzajem pomagać. Co ty na to?
- Ty nie możesz mi pomóc. A przynajmniej nie tak jakbym tego chciał.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo mnie nie kochasz. Żaden anioł nie może kochać złego człowieka - dopiero teraz docierało do mnie to co starałem się zrobić.
Już wcześniej, w ośrodku robiłem wszystko aby Ivy przestała czuć do mnie jakiekolwiek pozytywne uczucia. Zdawałem sobie wtedy sprawę z tego, że ją zniszczę. Moja przeszłość wpłynie na nią do tego stopnia, że ta cała dobroć jaką ona w sobie miała po prostu zniknie, a do tego nie mogłem dopuścić. A teraz co robiłem? Kazałem jej aby zaczęła coś do mnie czuć, a przecież wiedziałem jak to się do kurwy nędzy skończy.
- Nie jestem aniołem, a ty nie jesteś złym człowiekiem - Ivy pochyliła się nade mnie i kciukiem potarła moją powiekę jakby w prośbie abym otworzył oczy.
- Jesteś taka piękna i dobra, a ja wszystkich niszczę - jej niebieskie oczy błyszczały od łez, a usta były suche. - Proszę pozwól mi tu jeszcze chwilę zostać, a gdy stąd wyjdę oboje zapomnimy o tej rozmowie - moja dłoń samowolnie powędrowała do jej policzka.
Znów przyjąłem tą samą pozycję co przed chwilą, a Ivy po kilku sekundach oparła się o wezgłowie, ale nadal delikatnie masowała moją głowę. Czułem, że zmęczenie bierze nade mną górę i powoli zaczynałem zasypiać.
- To ty jesteś aniołem. Moim aniołem - byłem prawie pewny, że to tylko moja wyobraźnia się ze mnie nabija i wymyśla słowa, które padły z ust Ivy, ale potem poczułem delikatny pocałunek na moim policzku i zasypiając byłem pewny, że to nie moja wyobraźnia, a moja księżniczka.
--------------------------------------------
Dobra możecie być na mnie źli, że rozdział z tygodniowym opóźnieniem, ale miałam małe kłopoty, które musiałam rozwiązać. Teraz takie pytanie: Nie podoba wam się już to ff? Jeżeli nie chcecie czytać 2 części dajcie znać to szybko to zakończymy i tyle w temacie. Mój ostatni rozdział miał 394 wyświetlenia i tylko 1 komentarz za który dziękuje z całego serca ♥ Naprawdę chcę wiedzieć czy nie macie już ochoty tego czytać bo to my z Oliwią siedzimy tydzień nad rozdziałem aby was zadowolić, a nic właściwie za to nie dostajemy, nawet waszego komentarza z opinią. To wszystko, dziękuje
Przepraszam za ewentualne błędy
Kamila♥  

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 6 część II

***Harry***


     Wróciłem do mieszkania i od razu położyłem się spać nie przejmując się prysznicem czy choćby zdjęciem ubrań. Nie zależało mi na tym zbytnio. Właściwie to na niczym mi już nie zależało. Byłem w pewnym sensie wrakiem człowieka, a przy życiu trzymała mnie myśl o Ivy, która - miałem nadzieje - szybko wyzdrowieje. Jest moją najlepszą przyjaciółką i cholernie się o nią martwię. Choć wiem, że Zayn (mimo, iż go nie lubię) dobrze się nią zaopiekuje.
     Kręciłem się z boku na bok, a sen nie chciał przyjść. Byłem niesamowicie zmęczony, powieki same mi opadały, ale nie potrafiłem usnąć. Na dworze już dawno zrobiło się ciemno, a jedyne światło, które oświetlało kule ziemską był blask księżyca. Wydawał się większy niż zawsze, ukazany w całości, dzięki pełni.
     -Do cholery jasnej - przekląłem zrzucając kołdrę ze swojego ciała i wstając na równe nogi.
     Złapałem paczkę papierosów w dłoń i wyszedłem na balkon. Podpaliłem pierwszego skręta i zaciągnąłem się szarym dymem, następnie pozbyłem się go z płuc. Patrzyłem na panoramę miasta spokojnie paląc mojego papierosa, który powoli się kończył. To działało na mnie uspokajająco i sprawiało, że czułem się odprężony.
     Kiedy zaczęło mi się robić chłodno postanowiłem wrócić do środka i ponownie spróbować usnąć. Ułożyłem się na prawym boku i zamknąłem oczy. Przez kilka minut leżałem nieruchomo czekając, aż stracę świadomość.


     Biegłem ile sił w nogach uciekając przed zamaskowanym mordercą. Próbowałem go zgubić wbiegając w wąskie i kręte uliczki, ale on cały czas był za mną. Na ulicach nie było żywej duszy, a prawie żadna latarnia nie działała, przez co było cholernie ciemno. Na całe szczęście miałem dobry wzrok i jeszcze ani razu o nic nie zawadziłem, co tylko przeważało szalę zwycięstwa na moją korzyść.
     Będąc pełen optymizmu skręciłem w następną uliczkę, jednak natrafiłem na ślepy zaułek. Mój oprawca stał tuż za mną celując we mnie bronią. Cofałem się do momentu, aż moje plecy nie spotkały się z zimną ścianą budynku. Miałem przyspieszony oddech i czułem, jak serce obija się o moje żebra. Byłem niemal pewien, że za chwilę wyskoczy z mojej klatki piersiowej, jednak na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
     -Ostatnie życzenie? - usłyszałem głos człowieka stojącego przede mną i wydał mi się on dziwnie znajomy.
     Zmarszczyłem brwi w konsternacji próbując przypomnieć sobie osobę, do której ów głos należał, ale miałem pustkę w głowie. Nikt nie przychodził mi na myśl i przez to czułem się jeszcze gorzej. Zamknięty w pułapce, bez jakiegokolwiek wyjścia. To nie ja rozdawałem karty, a osoba, która próbowała mnie zabić.
     -Co masz zamiar zrobić? - spytałem niepewnie, a mój głos pod koniec zaczął się łamać.
     -Strzelić ci prosto w serce tak, abyś nie miał szans na przeżycie - znów ten sam, dziwnie znajomy głos, którego nie potrafiłem rozszyfrować. 
     Mimo, iż postura osoby mierzącej do mnie bronią nie była zbyt wielka to i tak niesamowicie się bałem. Miałem przed sobą dużo lat życia i nie chciałem, by zostało mi ono odebrane. Szczególnie w taki sposób. Planowałem dożyć długiej starości i umrzeć z powodu swojego wieku.
     -Dlaczego? - spytałem zanim zdążyłem się ugryźć w język.
     -Ponieważ na to zasłużyłeś. Raniłeś mnie każdego dnia coraz bardziej, a ostatniego najbardziej - po raz kolejny po moim ciele przeszły dreszcze, a po chwili uświadomiłem sobie, kto celował we mnie bronią.
     Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy zabójca zdjął okalającą jego twarz kominiarkę. Długie, brązowe włosy opadły kaskadami na plecy i ramiona, a usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu.
     -Natasha? - wyszeptałem zanim nabój przedarł się przez skórę mojego ciała, a następnie trafił w serce.


     Obudziłem się z krzykiem, a moje serce waliło, jak oszalałe. Byłem cały mokry od potu, a moje myśli szalały. Jednego byłem pewien. Muszę ją odzyskać.




~*~

***Natasha***


     Poprawiłam mojego warkocza, który ułożony był na moim lewym ramieniu. Zarzuciłam na ramiona cienki sweterek w kolorze pudrowego różu, który dopełniał cały mój strój. Biała koszula wpuszczona w czarne, obcisłe spodnie i tego samego koloru szpilki. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i łapiąc w dłoń kopertówkę wyszłam z pokoju. Wrzucałam do środka torebki najpotrzebniejsze rzeczy, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i zanim otworzyłam wyjrzałam przez wizjer. Widząc znajomą twarz przekręciłam zamek i uśmiechnęłam się szeroko witając blondyna.
     Chłopak nachylił się nad moją twarzą i delikatnie musnął moje usta. Zawiesiłam mu rękę na szyi i przyciągnęłam bliżej wpijając się w jego wargi. Zamknął drzwi nogą i pogłębiając pocałunek szedł w kierunku mojej sypialni. Zbyt zajęta całowaniem jego ust nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się moim pokoju. Ułożył mnie na łóżku i zawisł nade mną kontynuując pieszczotę. Po chwili przeszedł z pocałunkami na linię mojej szczęki, a później na szyję. Wiłam się pod nim z przyjemności, którą mi serwował. Odkąd się pierwszy raz pocałowaliśmy minęło jakieś dwa tygodnie i przez ten czas staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.
     -Musimy iść - wyszeptałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami - Spóźnimy się - dodałam łapiąc oddech.
     -Zawsze mogę zadzwonić i odwołać rezerwację - odparł mocniej mnie całując
     Poddawałam się jego pieszczocie, kiedy on rozpinał guziki mojej koszuli. Wyznaczał mokrą ścieżkę od linii moich ramion przez piersi, aż do pępka. Przyjemne ciepło rozlewało się w moim podbrzuszu, a on wcale nie miał zamiaru przestać mnie drażnić.
     -Niall - wysapałam - Jeżeli nie masz zamiaru się ze mną przespać po prostu chodźmy na tą cholerną kolacje - warknęłam.
     Spojrzał w moje oczy i mogłam przysiąc, że wyglądał, jak zbity psiak. Przybliżył się do mnie i lekko musnął moje napuchnięte wargi.
     -Ubieraj się - szepnął i podniósł się z łóżka stając tuż przed nim.
     Jęknęłam głośno i rzucając w jego stronę wiele przekleństw próbowałam zapiąć guziki tej cholernej koszuli. Poprawiłam mój wygląd i rozwalonego już warkocza, a następnie złapałam blondyna pod ramię i razem opuściliśmy moje mieszkanie.


*


     W lokalu było czysto, wyrafinowanie i po prostu pięknie. Idealnie nakryte stoliki, wypolerowane na błysk kieliszki czy sztućce. Rozglądałam się po całym wnętrzu zachwycając się jego wykończeniem. Kremowe ściany z brązowymi elementami, czarne obicia krzeseł, białe obrusy, zapach róż. Uśmiechałam się pod nosem idąc tuż u boku Niall'a. Blondyn wyglądał na zadowolonego z mojej reakcji. Wiedział, że mi się tu spodoba.
     Podeszliśmy do mężczyzny w średnim wieku stojącego za kontuarem. Patrzył wprost na nas mając normalny wyraz twarzy. Nie uśmiechał się, nie złościł, po prostu nie wyrażał żadnych emocji.
     -Państwo..? - zapytał, kiedy stanęliśmy tuż przed nim.
     -Horan - odparł mój towarzysz mocniej ściskając moją rękę,
     Od razu do głowy przyszedł mi obraz naszej dwójki stojącej przed ołtarzem. Ja ubrana jestem w białą, szeroką suknię ślubną, a on w czarny, dopasowany garnitur. Patrzyliśmy na swoje twarze w skupieniu uśmiechając się szeroko. Ale po chwili jego obraz zaczął się zmieniać. Przede mną nie stał już niebieskooki blondyn, a brunet o szmaragdowych oczach. Pokręciłam szybko głową wyrywając się z zamyślenia i próbując pozbyć się z myśli Harry'ego.
     -Proszę za mną - ponownie usłyszałam głos mężczyzny, a chwilę później poczułam, jak Niall delikatnie pcha mnie do przodu.
     Ruszyłam przed siebie stawiając niepewne kroki w wysokich szpilkach nadal próbując się otrząsnąć po mojej 'wizji'. Dlaczego nie potrafię wyrzucić go z głowy, a co najważniejsze serca? Już dawno przestał dla mnie istnieć, a co chwile o nim myślę. Cholerny Styles, którego do końca nie potrafię znienawidzić.
     -Dziękujemy - głos blondyna rozniósł się tuż koło mojego ucha.
     Spojrzałam na niego, a on skinieniem głowy pokazał mi, abym podeszła do jednego z krzeseł. Odsunął je dla mnie, za co mu podziękowałam i zajęłam miejsce. Usiadł naprzeciwko mnie i uśmiechnął się delikatnie. Chwilę później koło nas pojawił się kelner, który odebrał od nas zamówienia, a po nim następny, który zapełnił nasze kieliszki winem. Niall uniósł swój i spojrzał na mnie wyczekująco, więc zrobiłam to, co on przed chwilą.
     -Za nas - powiedział.
     -Za nas - powtórzyłam i usłyszałam brzęk szkła.
     Niedługo potem kelner ustawił przed nami talerze wypełnione po brzegi. Jedzenie było pyszne i mogłam przysiąc, że jeszcze nigdy takiego nie jadłam.
     -Pięknie tu - odezwałam się przerywając panującą między nami ciszę.
     -Miałem nadzieje, że ci się spodoba. Taki był mój cel - posłał mi uśmiech, po czym upił łyk wina - Potem możemy iść na spacer, no wiesz, te sprawy.
     -Niall Horan próbujący być romantyczny. Cóż to za święto? - zaśmiałam się.

~*~

***Harry***



     Obserwowałem ich ze stolika w rogu restauracji. Doskonale wiedziałem dokąd idą. To wcale nie było takie trudne, aby się tego dowiedzieć. Horan był dupkiem i cholernym oszustem. Siedział na randce z moją dziewczyną, kiedy to ja powinienem wywoływać uśmiech na jej pięknej twarzy. Śmiała się z jego słów i wyglądała na szczęśliwą, a mi pękało serce. Nie potrafiłem dłużej wytrzymać, jednak nie mogłem się poddać. Pragnąłem z nią porozmawiać, chociaż kilka sekund. Być blisko niej, poczuć jej piękny zapach, spojrzeć głęboko w oczy. Potrzebowałem tego, bo to ona była moim narkotykiem, najgorszym uzależnieniem. Straciłem ją, bo zaufałem temu oszustowi, który wykorzystał sytuacje. Ale wolałem nie wiedzieć, co by zrobił, gdybym się nie zgodził.
      Odgarnąłem z twarzy wpadające mi do oczu kosmyki włosów i wzrok ponownie skupiłem na ich dwójce. Czułem, jak wszystkie moje mięśnie się napinają, kiedy zbliżył się do niej i starł kciukiem krople sosu z kącika jej ust. Miałem ochotę wstać, podejść do niego i pobić do nieprzytomności, a najlepiej na śmierć. Gardziłem nim i chciałem by zgnił w więzieniu lub po prostu umarł. By jego śmierć była bolesna i długa.
     Wstałem z zajmowanego miejsca z zamiarem opuszczenia lokalu, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu widząc, jak Natasha oddala się od ich stolika w kierunku łazienki. Ruszyłem przed siebie zgrabnie omijając innych klientów restauracji. Po chwili znalazłem się pod damską toaletą. Nabrałem głośno powietrza i nacisnąłem delikatnie na klamkę. Pchnąłem drzwi i najciszej, jak potrafiłem wślizgnąłem się do środka. Stała do mnie tyłem patrząc w lusterko. Całe szczęście, że nie było widać tam mojego odbicia. Zaczęła się odwracać, a ja w tym momencie zrobiłem kilka kroków do przodu, dzięki czemu stałem naprzeciw niej. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a jej usta lekko się rozchyliły.
     -Harry? - wyszeptała spoglądając w moje oczy.
     Tak cholernie ją kocham.


______________________
Znowu lekki poślizg, który mam nadzieje mi wybaczycie.


Drastycznie spada nam liczba komentarzy. O co chodzi? Robimy coś nie tak? Śmiało napiszcie, krytyka jest tak samo ważna, jak pochwały ;)

Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
Do następnego!

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 5 część II

***Zayn***

Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn Zayn...

Tylko to ciągle słyszałem w swojej głowie przez co kurwa nie mogłem spać. Wszyscy czegoś ode mnie chcieli, każdy czegoś potrzebował, a ja nie miałem innego wyjścia i musiałem spełniać ich zachcianki chociaż wcale tego nie chciałem.
Odkąd zrobiłem się tym 'dobrym' gościem wszyscy w około mnie myślą, że będę im pomagał chociaż wcale tego nie chcę, a jednak to robię. Miałem ochotę zamknąć się gdzieś z daleka od wszystkich i znów być egoistycznym dupkiem, który dba tylko i wyłącznie o siebie.
Tylko czy ja jeszcze taki jestem? Czy potrafię odmówić narzeczonej mojego ojca pójścia po zakupy? Czy potrafię spławić swoją siostrę, gdy ta drze się abym przyczepił jej huśtawkę? Boże chciałbym móc to zrobić, ale już nie potrafię.
Przewróciłem się na prawy bok specjalnie omijając wzorkiem zegarek, który pokazywał mi od ilu godzin żałośnie próbuję zasnąć. Czułem się fatalnie i naprawdę jedyne o czym marzyłem w tej chwili to po prostu zasnąć.
Z dość głośnym westchnieniem podniosłem się z łóżka i odrzuciłem na bok ciepłą kołdrę. Zaczynałem mieć ogromną ochotę zejść na dół, chwycić pierwszą lepszą butelkę z barku ojca i zachlać się do nieprzytomności. Brakowało mi tego i to bardzo. Gdy Ivy była w szpitalu nie chwytałem za alkohol ponieważ wiedziałem, że następnego dnia do niej pójdę, a gdyby jakiś lekarz coś wyczuł prawdopodobnie by mnie wyrzucili i zabronili więcej przychodzić, a na to nie mogłem sobie wtedy pozwolić. I tak wystarczająco cierpiałem czekając i modląc się każdego dnia o to, aby ona wreszcie się obudziła.
A teraz proszę bardzo mam Ivy w swoim domu, ale nie mogę pójść do niej do pokoju i położyć się obok niej ponieważ ona nie wie kim jestem, a ja naprawdę nie chcę jej jeszcze bardziej przestraszyć. Harry mógłby to zrobić. Naprawdę wkurwiała mnie relacją jaką Styles nawiązał z moją Ivy. On był po prostu jak wrzód na dupie, a mnie cholera brała gdy widziałem jego słodkie spojrzenia rzucane w jej stronę. No bo do kurwy on ma Natashę prawda? Swoją drogą chciałbym wiedzieć dlaczego oni nie są razem. Harry nie chciał mi nic powiedzieć, a Natasha nie ma czasu się ze mną zobaczyć bo albo jest w pracy, albo ma jakieś ważne spotkanie. Mam tylko nadzieję, że ona nie spotyka się z jakimś facetem bo gdy go dorwę to mu coś zrobię. A potem zrobię coś Harry'emu za to, że tak po prostu sobie odpuścił.  
Po cichu przemierzałem korytarz nie chcąc nikogo obudzić aby nie przechodzić przez fazę pytań czy wszystko jest w porządku i czy czegoś nie potrzebuję. No bo do kurwy chyba widać, że nic nie jest w porządku prawda?  
Z czystej ciekawości gdy zszedłem ze schodów spojrzałem na koniec korytarza i dostrzegłem, że drzwi od pokoju Ivy są otwarte. Mój umysł od razu zaczął tworzyć jakieś chore wizje tego, że ktoś mógł się włamać i zrobić jej krzywdę. Potrząsnąłem głową i ruszyłem w kierunku jej pokoju lekko popychając drzwi aby dostrzec puste łóżko. Zmarszczyłem brwi i poszedłem korytarzem prosto do salonu, aby zobaczyć jak Ivy zmaga się z przesunięciem fotela aby móc przejechać wózkiem.
- Co ty robisz? -  zapytałem głupio i szybko do niej podszedłem przesuwając fotel pod ścianę. - Dlaczego mnie nie zawołałaś? - zadałem jeszcze jedno pytanie i ukucnąłem na przeciwko Ivy aby spojrzeć jej w oczy. Jej twarz była cała czerwona, a oddech nierówny i wyglądała na cholernie zmęczoną.
- Nie chciałam nikogo budzić - odpowiedziała cicho i starała się unormować swój oddech. - Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać - westchnąłem i wstałem aby popchać jej wózek. - Dałem ci telefon abyś mogła po mnie zadzwonić gdy będziesz czegoś potrzebować - dodałem i wjechałem wózkiem do kuchni. Nim wieczorem poszedłem do swojego pokoju dałem jej swój telefon i jasno wytłumaczyłem jak ma do mnie zadzwonić gdyby czegoś potrzebowała.
- Myślałam, że śpisz - powiedziała i poprawiła swoje włosy, które jak na mój gust były za długie, ale kim ja jestem aby o tym decydować?
- To lepiej nie myśl - odparowałem złośliwie, a potem od razu tego pożałowałem gdy zobaczyłem jak Ivy spuszcza wzrok na swoje dłonie splecione na kolanach. - Nie, kurwa nie. Przepraszam kochanie, nie chciałem tego powiedzieć.
- Jest okej - starała się uśmiechnąć, ale wcale jej to nie wychodziło. - Mówisz co myślisz, a to chyba dobrze prawda? - spojrzała na mnie tymi swoimi ogromnymi niebieskimi oczami, a mi znów zrobiło się niewyobrażalnie smutno z jej powodu.
- Jest różnica między mówieniem tego co myślę, a złośliwością - odpowiedziałem jej i poczochrałem jej włosy chcąc aby zaczęła myśleć nad czymś innym.
- Co tutaj robimy? - zapytała i cały czas spoglądała na moją twarz nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak kurewsko niesamowicie wyglądała.
- Cóż znam cię na tyle dobrze, że wiem po co chciałaś się tutaj dostać - odparłem i otwarłem magiczną szafkę swojej siostry. - Oczywiście chciałaś coś słodkiego.
Policzki Ivy przybrały różowy odcień, a ona spuściła wzrok na podłogę jakbym co najmniej odkrył jej wielki sekret.
- Cóż może - powiedziała cicho i zauważyłem jak walczy z uśmiechem, który chciał wkraść się na jej usta.
- Jak byliśmy w ośrodku to często przychodziłaś do mnie w nocy, budziłaś mnie, a ja od razu wiedziałem, że idziemy zapychać się czymś słodkim - wyjąłem z szafki jakieś cukierki, żelki i pinki.
- Zdrowe odżywianie i takie tam? - zapytała i podjechała do stołu po czym chwyciła za pianki, a ja samowolnie się uśmiechnąłem. To było takie oczywiste, że je weźmie jako pierwsze. - Dlaczego się uśmiechasz?
- Wiedziałem, że na pianki rzucisz się najpierw - odparłem i wziąłem się za paczkę cukierków, które mam nadzieję, że smakowały równie dobrze jak wyglądały.
- Skąd? - zapytała i wepchała sobie ich kilka do buzi ciężko żując.
- Bo je uwielbiasz - odpowiedziałem i nagle zrozumiałem, że to było cholernie głupie z mojej strony. - Cóż nie miałam pojęcia co to jest i jak smakuje, ale ładnie wyglądały więc stwierdziłam, że chyba je lubię - Ivy starała się wyglądać normalnie gdy uświadamiała mi, że ona nawet nie wie co je.
- Ja też ładnie wyglądam więc mnie lubisz? - po moich słowach pianka prawie wypadła jej z ust, a ja mimowolnie zacząłem się śmiać z jej miny.
- Nie schlebiaj sobie - powiedziała, ale i tak zaczęła się rumienić, przez co mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Cóż powiem ci w tajemnicy, że ja cię lubię - jej oczy zatrzymały się na moich ustach, a policzki stały się jeszcze bardziej czerwone.
- Czy ja ciebie też lubiłam? - zapytała dość cicho i nagle zrozumiałem, że cała ta radość jaką miała w sobie jeszcze chwilę temu gdzieś wyparowała.
- Tak. Lubiliśmy się nawzajem - uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie jej delikatnych dłoni na moim ciele.
- Dlaczego się uśmiechasz - jej szept docierał do mnie zdecydowanie zbyt głośno gdy byłem skupiony tylko na niej i jej pięknych ustach, które kiedyś całowałem.
- Wspominam sobie coś - pokręciłem głową chcąc pozbyć się z głowy obrazu leżącej pode mnie Ivy. - Co takiego?
- Kiedyś ci powiem - jej mina wyrażała jedynie czystą ciekawość, a ja byłem z siebie szczerze dumny, że znów mogłem ją zirytować.
- Zawieziesz mnie do pokoju? - zapytała i odsunęła od siebie prawie pustą paczkę po piankach. Jej oczy błyszczały, a ja byłem pewny, że od takiej dawki cukru, to ona dzisiaj na pewno nie zaśnie.
- Ależ oczywiście proszę pani - wstałem z krzesła i od razu wyjechałem jej wózkiem z kuchni gasząc za sobą światła.
Gdy podjechałem wózkiem pod jej łóżko nie miałem kurwa pojęcia co mam teraz zrobić. Miałem jej pomóc czy może patrzeć jak sama stara się wejść na łóżko?
- Czy um potrzebujesz pomocy? - zapytałem gdy już drugi raz nie dała rady podnieść się z wózka.
Ivy westchnęła głęboko i lekko skinęła głową jakby wstydząc się tego, że musi prosić o pomoc.
Bez problemu położyłem dłonie na jej talii i uniosłem ją od razu sadzając ją na łóżku i zabierając od niej swoje łapy. Nie chciałem aby poczuła się przeze mnie nieswojo, a to, że marzyłem aby przytrzymać ją chwilę dłużej wcale się nie liczyło.
- Zostań ze mną - zacisnąłem dłonie na rączkach od wózka bo kurwa mać tak, wreszcie usłyszałem to co chciałem usłyszeć. - Znaczy um jeśli chcesz.
- Oczywiście, że chcę - Ivy znów się rumieniła, a ja musiałem przyznać, że to było kurewsko urocze.
Położyłem się ostrożnie po drugiej stornie łóżka nie chcąc naruszyć jej prywatności, a ona podziękowała mi za to delikatnym uśmiechem.
- Mogę ci coś powiedzieć? - zapytała, a ja skinąłem głową cały czas patrząc w jej niebieskie oczy które teraz błyszczały w ciemnym świetle lampki nocnej. - Czasami strasznie boli mnie głowa i mam takie strasznie głupie wrażenie, że coś pamiętam, ale nie wiem co. Pewnie brzmię teraz jak wariatka i to nawet nie ma sensu, ale tak jest.
- To co mówisz nie jest głupie Ivy. Rozmawiałem o tobie z wieloma lekarzami i oni są pewni, że któregoś dnia zaczniesz sobie przypominać, ale to może trochę potrwać. Tak samo jak powrót do chodzenia. Musisz pamiętać kochanie, że ty umiesz chodzić, ale po prostu twoje nogi zapomniały jak to się robi - uśmiechnąłem się do niej i chwyciłem jej dłoń.
- Gdy tak mówisz to mam wrażenie, że we mnie wierzysz - jej palce ścisnęły moją dłoń, a ja odpowiedziałem jej dokładnie tym samym.
- Bo tak jest - przysunąłem się do niej tylko odrobinkę. - Zawsze w ciebie wierzyłem księżniczko.

***Ivy***

Czasami gdy człowiek budzi się rano to ma wrażenie, że śnił o czymś przyjemnym w nocy, ale nie ma pojęcia o czym. Po prostu tego nie pamięta, zapomina i tyle. To właśnie ja się tak czuję, tylko, że to nie chodzi o jakiś tam sen. Tu chodzi o całe moje dotychczasowe życie, które jest dla mnie jedną wielką zagadką. 
Nie wiem tak naprawdę kim jest ten niesamowity chłopak śpiący tuż obok mnie.
Nie wiem kim jest brunet, który był mnie dziś odwiedzić i obiecał, że szybko wróci.
A najważniejsze, nie wiem kim ja jestem. 
Patrzę na siebie w lustrze i widzę tylko jakąś dziewczynę, która wygląda na zmęczoną. I chyba właśnie tak się czuje.
Jestem zmęczona tym, że nic nie pamiętam i mam tylko jakieś głupie przeczucia. No bo kurcze co to w ogóle jest to przeczucie? 
Musze uczyć się wszystkiego od nowa, muszę poznać od nowa nie tylko cały świat, ale również siebie. 
Ale w końcu... Zayn we mnie wierzy prawda? I nie wiem dlaczego, ale czuję, że skoro on sądzi, że mi się uda to tak będzie. Mam wrażenie, że z nim mogę zdziałać wszystko. 
Zawsze w ciebie wierzyłem księżniczko. Te słowa wydają mi się znajome, ale nie wiem skąd. 
Wiem natomiast jedno: skoro Zayn uważa, że dam radę to nie mam innego wyjścia. W końcu muszę mu podziękować za to, że śpiewał mi gdy byłam w szpitalu. 
-------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 4 część II


***Natasha***


     Wróciliśmy do mojego mieszkania śmiejąc się i wygłupiając jednocześnie. Dobry humor nas nie opuszczał, a z każdą chwilą się pogłębiał. Z szerokimi uśmiechami na twarzy opadliśmy na kanapę w salonie i dalej kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Kleiła się, jak nigdy, a ja mogłam szczerze przyznać, iż dobrze postąpiłam dając mu drugą szansę. Chłopak starał się i doskonale mogłam to dostrzec. Był moim przyjacielem, na którego mogłam liczyć w każdej chwili. Stawał się dla mnie coraz ważniejszy. W pewnym sensie zastępował mi Zayn'a.
     Zaśmiałam się słysząc kolejny żart Niall'a. Sypał kawałami, jak z rękawa, a ja nie potrafiłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu. Byłam szczęśliwa, a Harry już dawno wyparował z mojej głowy. Blondyn sprawiał, że nie przejmowałam się tym wszystkim, aż tak bardzo. Odwracał moją uwagę od całego zamieszania, które ostatnio przestawało mieć dla mnie znaczenie. Od teraz starałam się myśleć o sobie i swoich potrzebach. Dlaczego to zawsze ja miałam być tą poszkodowaną? Byłam suką - źle, jestem miła - też źle. Czasem gubiłam się sama w swoim życiu nie wiedząc kim jestem.
     -Hej - zawołał tym samym wyrywając mnie z zamyślenia - Gdzie mi uciekłaś? - spytał uśmiechając się.
     -Nigdzie nie uciekłam - odpowiedziałam - Po prostu się zamyśliłam. Wiesz, jak bardzo pokręcone jest to wszystko. Nie mam już siły udawać. Chce zacząć żyć i niczym się nie przejmować - dodałam spoglądając na jego twarz.
     -To żyj - złapał moją dłoń - Natasha, jesteś piękna, mądra, zaradna. Nie myśl o tym dupku, który zostawił cię bez słowa wyjaśnienia. On już pewnie znalazł sobie nową dziewczynę. - dał nacisk na ostatnie słowo, jakby chciał powiedzieć dziwkę.
     Ale dlaczego ja się dziwie? Przecież to prawda. Dla Harry'ego byłam tylko zabawką, z którą mógł się pieprzyć. Zastanawiam się czy kiedykolwiek prawdziwie mnie kochał. Powtarzał mi te dwa słowa bardzo często, jednak jakie tak naprawdę miały znaczenie? Być może były to słowa rzucone na wiatr.
     -Nie myślę o nim - odparłam - On już dla mnie nie istnieje - dopowiedziałam, chcąc go zapewnić o mojej decyzji.
     Kocham Harry'ego całym sercem, ale nie będę za nim ganiać przez całe życie. Za dużo razy mnie zranił i mam dość. Chce odżyć i cieszyć się każdym dniem; po prostu być szczęśliwa. Czy proszę o tak dużo?
     -Uśmiechnij się - potarł kciukiem moje knykcie - Nie możesz już zawsze być smutna. Nie pozwolę na to - wyszeptał ostatnie zdanie.
     Swoją dłoń, którą trzymał moją rękę, uniósł na wysokość mojej twarzy i dotknął mojego policzka. Patrzył mi prosto w oczy, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko dookoła, jakby wyparowało. W moich myślach był jedynie Niall i to, co własnie miało miejsce. Po chwili poczułam jego miękkie usta na moich, przez co musiałam nabrać głęboko powietrza. Poruszył delikatnie swoimi wargami, chcąc dać mi chwilę na przyzwyczajenie się do zaistniałej sytuacji. Nigdy nie pomyślałam, że tak może skończyć się danie mu kolejnej szansy.
     Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam go bliżej pogłębiając pocałunek. Przecież miałam zacząć żyć i niczego nie żałować, więc właśnie to robię. Oddaje się przyjemności, której od tak dawna potrzebowałam. Blondyn sprawia, że znowu się uśmiecham i czuje przy nim swego rodzaju ciepło. Jest moim przyjacielem, do którego chyba zaczynam czuć coś więcej. Zawsze był bliski mojemu sercu, które widziało tylko Harry'ego. Wiem, że nigdy nie pokocham Niall'a tak samo, jak Styles'a, ale chciałabym mu się choć trochę odwdzięczyć za to, co dla mnie robi.
     Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy odsunął się ode mnie na kilka centymetrów. Uniosłam na niego wzrok i mogłam rzec, że utonęłam w pięknym kolorze jego tęczówek.
     -Cieszę się, że jesteś - powiedziałam przytulając się do jego ciała, a głowę oparłam na jego klatce piersiowej.

*

     Nie mogłam przez długi czas usnąć cały czas myśląc o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Byłam szczęśliwa i nie przejmowałam się niczym. Każdemu należało się coś od życia, a mi mógł dać to Niall. Być może byłam głupia i naiwna wierząc mu we wszystko, ale popełniłam w życiu już tyle błędów, że następne nie będą dla mnie żadnym zaskoczeniem. Moje życie pełne było niepowodzeń, ale wreszcie miałam szansę wyjść na prostą z najlepszym przyjacielem u boku.
     Przekręciłam się na drugi bok mając nadzieje, że zmiana pozycji pozwoli mi usnąć. Zaczęłam nawet liczyć głupie owce, ale nawet to nie pomagało. Mając dość bezczynnego leżenia wstałam z łóżka i skierowałam się do kuchni. Potrzebowałam szklanki zimnej wody. Czułam w środku pewien niepokój. Nie mam pojęcia czym był spowodowany, ponieważ wszystko szło dobrze. Ale wiem z czystego doświadczenia, że kiedy coś się układa za chwilę musi się zepsuć.
     Usiadłam przy stole i opierając się na łokciu upiłam łyk przezroczystej cieczy. Na dworze było już ciemno, a zegarek wskazywał godzinę pierwszą trzydzieści cztery. Czułam okropne zmęczenie, ale sen nie chciał przyjść. Po jakimś czasie postanowiłam wrócić na łóżko. Kręciłam się jeszcze trochę, ale wreszcie udało mi się usnąć.



     Stawiałam niepewne kroki starając się nie wydać żadnego hałasu. Wiatr szumiał mi w uszach i rozwiewał włosy. Słyszałam ciche szepty, które mieszały się ze sobą tworząc jeden, wielki bałagan. Nie potrafiłam nic zrozumieć, więc jedyne co mi pozostało to iść dalej.
     Ciemny las, środek nocy i ja pośród tego wszystkiego. Podskoczyłam w miejscu słysząc hukanie sowy. Złapałam się na klatkę piersiową i próbowałam opanować szybsze bicie serca. Zaczesałam kosmyk włosów za ucho i ruszyłam przed siebie. Szłam, a ścieżka jakby się nie kończyła. Coraz bardziej się niecierpliwiłam, ponieważ ciekawość zżerała mnie od środka. 
     -Halo? - zawołałam poddając się w połowie drogi.
     Nogi bolały mnie niemiłosiernie, a całe ciało trzęsło się z zimna. Byłam ubrana w białą, trochę zniszczoną sukienkę przed kolano i baleriny. Czułam się dziwnie obco, tak jakbym to nie była ja.
     -Jest tu kto? - ponowiłam próbę znalezienia kogoś. 
     Rozglądałam się wokół siebie, ale w panującej ciemności nie potrafiłam nic dostrzec oprócz własnych stóp. Głowa mi pulsowała, a nogi zaczęły robić się, jak z waty. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Po chwili nie mogłam wytrzymać bólu przeszywającego moją czaszkę. Upadłam na kolana chwytając się za głowę i krzyknęłam, kiedy wszystko zaczęło się nasilać. 
     Ból nie ustawał, a ja czułam, jak umieram. Każda cząstka mojego ciała była napięta do granic możliwości przysparzając mi więcej cierpienia. Upadłam na ziemie i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej zwijając się w kłębek. Nadal słyszałam te wszystkie głosy, ale gdzieś między nimi przebijał się ten najmocniejszy. 
     -Głupia.......puszczalska........oszustka - same najgorsze przymiotniki leciały w moim kierunku, a ja nie miałam pojęcia, kto mógłby mnie tak oczerniać. 
     -Kim jesteś - jęknęłam czując uderzenie w plecy.
     -Twoim koszmarem - po raz kolejny odezwał się ten sam głos.
     -Przestań...proszę - wyjąkałam pociągając nosem, a łzy spływały mi po policzkach.
     -Nigdy nie przestanę. Chce być cierpiała, tak jak ja! - ryknął - Zraniłaś mnie, oszukałaś. Jesteś zwykłą suką! - kolejny cios.
     Nie potrafiłam rozpoznać kim jest mój oprawca. Jego głos był zniekształcony, a zamknięte oczy nie pozwalały mi na zobaczenie jego sylwetki. Uniosłam powieki i zamrugałam chcąc pozbyć się słonej cieczy z moich oczu. Stał przede mną i uśmiechał się kpiąco. Wyglądał, jak moje wyobrażenie diabła, którego nigdy nie chciałam poznać.
     -Harry? - wydukałam.



~*~

***Harry***

     Długo wahałem się zanim ostatecznie zapukałem do drzwi domu Zayn'a. Rozejrzałem się dookoła, ale nic szczególnego nie przyciągnęło mojej uwagi. Ogród, jak ogród. Nic specjalnego. Nigdy nie widziałem, jak mieszka chłopak mojej przyjaciółki i wreszcie mam okazje zobaczyć. Prosty dom bez zbędnych ozdób, czyli taki jakie lubiłem. Nie przepadałem za zbytnią przesadą.
     -Tak? - usłyszałem czyjś głos tuż obok siebie, więc odwróciłem głowę w tamtą stronę.
     -Przyszedłem zobaczyć się z Ivy. Harry - przedstawiłem się wyciągając rękę do mężczyzny, który po chwili ją uścisnął i zaprosił mnie do środka.
     -Gdzie ona jest? - spytałem czując się trochę niezręcznie.
     -Idź do końca korytarza, ostatni drzwi po lewej - posłał mi ciepły uśmiech i poklepał do ramieniu, a potem odszedł. Nabrałem głęboko powietrza i ruszyłem we wskazanym kierunku. Rozglądałem się po całym domu, w którym było ładnie i czysto. Wszystko w stonowanych kolorach, nic nie wyróżniającego się.
     Stanąłem naprzeciw drzwi pokoju Ivy i zapukałem kilka razy, a kiedy usłyszałem ciche 'proszę' wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała na wózku zwrócona ku oknu. Wyglądała za nie i wydawała się bardzo zamyślona. W pewnym momencie chciałem wyjść, by jej nie przeszkadzać, ale chciałem z nią porozmawiać. Była w końcu moją przyjaciółką, a to że mnie nie pamiętała w niczym mi nie przeszkadzało. Przecież zawsze możemy zacząć od nowa. Skoro raz zdołałem się z nią zaprzyjaźnić zrobię to i drugi.
     -Cześć - odezwałem się dziwnie zachrypniętym głosem. Odkaszlnąłem - Cześć - powtórzyłem. Odwróciła się do mnie i dopiero wtedy zauważyłem, jak bardzo blada jest. Jedynym, co najbardziej było widoczne był kolor jej pięknych oczu.
     -Cześć - odpowiedziała prawie szeptem i uniosła na mnie wzrok.
     Widziałem, jak skanuje całą moją sylwetkę. Myślę, że próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, jednak nic jej nie świtało. Usiadłem na brzegu łóżka i podtrzymałem jej spojrzenie. Wpatrywaliśmy się w siebie przez jakiś czas. Posłałem jej ciepły uśmiech i nieco się rozluźniłem, kiedy go odwzajemniła. Położyłem się na miękkim materacu i spojrzałem w sufit.
     -Nawet nie próbuj sobie mnie przypomnieć - zaśmiałem się - Zrobiłem wiele głupich rzeczy, o których lepiej nie pamiętać - dodałem przewracając się na bok, by móc na nią patrzeć.
     -Nie wiesz, jak mi trudno, kiedy nie znam ludzi wokół mnie. Ciebie, pana Davida czy chociażby Zayn'a - odwróciła wzrok znów spoglądając za okno - Widzę w jego oczach żal i smutek, ale nic na to nie poradzę, że go nie pamiętam - pociągnęła nosem.
     -On cię kocha. Zrozumie, że...
     -Chce odnaleźć moich rodziców - przerwała mi nawet nie zwracając uwagi na moje słowa - Potrzebuje ich teraz - otarła policzki i spojrzała na mnie - A także czasu, aby wszystko przemyśleć i zacząć od nowa. Wierzę, że mi się uda, Harry. Wiem, że to nie będzie proste, ale chce spróbować.
     -Dasz radę, kochanie - uśmiechnąłem się ciepło - Jesteś wystarczająco silna - dodałem.



______________________
Wiem, że zawaliłam, ale kompletnie nie mam na nic czasu. Do tego rozdział jest krótki i nie sprawdzony. Przepraszam, postaram się poprawić.
Mam nadzieje, że chociaż się podoba i dacie radę dobić do 8 komentarzy, ponieważ pod ostatnimi postami było ich mniej.

Do następnego!

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 3 część II

***Zayn***

Byłem kurwa zestresowany jakbym co najmniej miał zaraz rodzić. Nie mogłem usiedzieć na miejscu dlatego krążyłem po salonie co chwilę przestawiając rzeczy tak aby Ivy mogłam spokojnie się tutaj poruszać. Ponad tydzień temu moja mała wybudziła się z tej pieprzonej śpiączki tylko po to aby znów mnie dobić. Wiedziałem, że robiła to nieświadomie, ale to nie zmieniało faktu, że kurwa bolało. 
Lekarze robili mojej księżniczce pełno badań i każdy stwierdzał to samo, mówiąc, że musimy być cierpliwi. Ale jak ja mam być kurwa cierpliwy podczas gdy moja dziewczyna nie wie kim jestem? Jak mam być cierpliwy gdy widzę, że ona nie potrafi chodzić? Jak mam być do kurwy nędzy cierpliwy gdy widzę jak stara się nas wszystkich rozpoznać co chwilę przyglądając się naszym twarzom. W takich sytuacjach nie idzie być cierpliwym.
Mój ojciec będzie pełnił opiekę nad Ivy dopóki jej rodzice nie zdecydują się nią zająć. Jak dla mnie to świetnie tylko, że ciągłe pytania mojej kruszynki o jej rodzicach doprowadzały mnie do szału ponieważ nie miałem jebanego pojęcia co mam jej powiedzieć.  Cóż skarbie twoi rodzice nie chcą cię znać bo nie spełniłaś ich oczekiwań co do idealnej córki i wywalili cię z domu. Taa to nie brzmi dobrze. 
Zresztą chyba nawet nie chciałem aby Ivy teraz się tym wszystkim zadręczała. Miała ważniejsze sprawy na głowie, a najważniejszą było to aby wreszcie mogła wstać z wózka i zrobić samodzielnie chociażby kilka kroków. 
- Zayn twoja dziewczyna przyjechała - moja młodsza siostra wpadła do salonu z uśmiechem na ustach. Westchnąłem nie wiedząc zbytnio jak mam ugasić jej entuzjazm.
- Caroline prosiłem cię abyś jej tak nie nazywała. Ivy potrzebuje teraz spokoju - powiedziałem do niej to samo co wczoraj i przed wczoraj i jebany tydzień temu.
- Czy mogę z nią rozmawiać? - zapytała i usiadła na kanapie machając nogami w powietrzu. Usiadłem obok niej czując się nagle zmęczonym. To wszystko mnie przerastało, a to dopiero początek. 
- Możesz tylko, musisz pamiętać, że ona nie wie kim jesteś - młoda pokiwała głową głęboko o czymś rozmyślając. Po chwili uśmiechnęła się i zeskoczyła z kanapy gdy usłyszała jak drzwi frontowe się otwierają, a potem zamykają. 
Przetarłem oczy dłonią szykując się na następne pieprzone ściskanie serca. Wiedziałem, że gdy znów ujrzę ją siedzącą na tym głupim wózku poczuje się winny i strasznie zraniony. 
- Synu? Wszystko w porządku? - podniosłem głowę do góry i napotkałem pełne współczucia spojrzenie mojego ojca. 
- Taa wszystko dobrze -  wstałem z kanapy gdy do salonu wjechał wózek pchany przez Caroline na którym siedziała Ivy.
Dziewczyna rozglądała się, pochłaniając wzrokiem całkiem nowe otoczenie. Wyglądała na śpiącą, przytłoczoną i przede wszystkim na zdezorientowaną. 
- Zayn? - jej głos lekko drgał i byłem pewny, że znów zapomniała jak mam na imię i nie chciała się pomylić. Kolejny raz z rzędu zresztą. 
- Cześć - powiedziałem i wymusiłem uśmiech starając się dać jej trochę pewności siebie, której potrzebowała, ale kurwa nawet ja nie byłem w tej chwili niczego pewny. - Zabiorę ją do jej pokoju, a gdyby Harry przyszedł to daj mi znać - poinformowałem ojca i zabrałem Caroline wózek, na którym było całe moje życie. 
- Harry ma przyjść? - Ivy odwróciła głowę w moją stronę i wyglądała jakby miała się zaraz uśmiechnąć na wieść o odwiedzinach Stylesa. 
- Taa mówił, że wpadnie do ciebie - odpowiedziałem najwyraźniej zbyt chłodno i wściekle ponieważ twarz Ivy posmutniała i albo mi się wydawało albo nawet się trochę mnie przestraszyła. - Jesteś głodna? - zapytałem chcąc zmienić temat. A niech cię kurwa pociąg Styles rozjedzie. 
- Nie, dziękuje, że pytasz - powiedziała cicho nawet na mnie nie patrząc. 
Westchnąłem cicho i poleciałem jej aby otwarła drzwi przed którymi się zatrzymałem. 
- Wcześniej miałaś pokój na górze, ale tak będzie ci wygodniej - wyjechałem do środka, a ona tylko pokiwała głową nie patrząc właściwie na nic. 
- Dziękuje - odpowiedziała i zaczęła bawić się swoimi palcami. Usiadłem przed nią na łóżku i złapałem jej drobne dłonie w swoje od razu czując się lepiej. Ivy dawała mi siłę, nawet jeżeli sama jej w sobie nie miała. 
- Przypomniałaś sobie coś? - zapytałem i spojrzałem w jej oczy, w których krył się cały ból jaki w sobie miała. Nie pokazywała tego przy innych, ale ona była przerażona. Też byś srał w gacie. 
- Nie - Ivy odwróciła wzrok gdy zobaczyła zawiedzenie na mojej twarzy. - Naprawdę się staram. Myślę o tobie, o Harrym i próbuje sobie was przypomnieć, ale to nic nie daje. Wiem, że skądś was znam, wiem, że powinnam ws pamiętać, ale nie... Ale po prostu nie pamiętam - to była najdłuższa jej wypowiedź od czasu gdy się ocknęła. Przeważnie odpowiadała tylko jednym słowem starając się unikać kontaktu z innymi ludźmi, ale teraz zaczęło się coś zmieniać. Ivy zaczęła mówić co czuje, a to chyba dobrze prawda? 
- Lekarz mówił, że mienie trochę czasu nim wszystko wróci do normy - starałem się ją jakoś pocieszyć, w czym najwyraźniej byłem do dupy.
- Popatrz na mnie! Jestem kaleką, która niczego nie pamięta! Już nigdy nie będzie lepiej nie rozumiesz tego? - jej krzyk był dla mnie zdziwieniem dlatego wzdrygnąłem się lekko gdy usłyszałem jej podniesiony ton głosu. 
- Ivy nie jesteś kaleką. Musisz sobie po prostu to wszystko przypomnieć i nauczyć się kilku rzeczy od nowa, a ja ci w tym pomogę - starałem się ją uspokoić, ale nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć. Ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego w jakim jest stanie więc żadne moje kłamstwa niczego tutaj nie zmienią. 
- Zayn ja nawet nie potrafię sama jeść. Jestem... Chcę zostać sama - odwróciła głowę w lewą stronę dając mi tym samym jasno do zrozumienia, że mam wyjść i nie wracać dopóki mi na to nie pozwoli. 
- Gdybyś czegoś potrzebowała to daj znać - powiedziałem cicho i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Momentalnie usłyszałem jej szloch, a moje serce znów ścisnęło się łańcuchami. Już nie mogłem więcej tego znosić. 
Ze spuszczoną głową udałem się do swojego pokoju od razu rzucając się na łóżko. Byłem naprawdę zmęczony i dopiero teraz to wszystko odczuwałem. 
Całe dnie i noce spędzone w szpitalu przy łóżku Ivy zmieniły mnie w całkiem innego człowieka. Musiałem żyć nadzieją na lepsze jutro, musiałem modlić się i błagać o to aby Ivy do mnie wróciła i gdy tak się stało to po chwili ogromnego szczęścia i ulgi przyszedł kolejny cios i załamanie. Osoba, którą kocham nad życie nie miała pojęcia kim jestem, nie mogłem jej powiedzieć, że ją kocham bo musiałbym zacząć jej wszystko tłumaczyć, a nie jestem jeszcze na to gotów. Prawdopodobnie  postępuje jak ostatni kutas i egoista nie mówiąc jej wszystkiego, ale muszę tak postąpić. Sam najpierw muszę uporządkować wszystkie sprawy aby móc ze spokojem powiedzieć wszystko Ivy.
- Zayn? - podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na mojego tatę stojącego w przejściu. Spoglądał na mnie z wyraźnym smutkiem i żalem. 
- Ivy mnie wołała? - zapytałem i przeczesałem palcami włosy. Ostatnio robiłem to częściej niż wcześniej. 
- Nie. Harry przyszedł więc puściłem go do niej -  tata wszedł do środka i usiadł na łóżku tuż obok mnie.- Mogę skontaktować się z moim kolegą, który jest lekarzem. Może on znajdzie jakieś wyjście. - Nie tato. Wydaje mi się, że trzeba na razie czekać, nie możemy na nią naciskać - powiedziałem po czym spuściłem wzrok na swoje dłonie. 
- Powiedziałeś do mnie tato - jego głos był jakoś dziwnie drżący i ściśnięty dlatego spojrzałem na niego i zauważyłem lekki uśmiech na jego popękanych ustach. - Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz tak do mnie powiedziałeś - w jego oczach zaczęły się formować łzy, które wywołały u mnie jakieś dziwne uczucia. 
- Cóż wymsknęło mi się - odparłem i wysiliłem się na uśmiech, który spowodował, że i również mi zachciało się ryczeć. 
Silne ramie mojego ojca wylądowało na moich ramionach, a ja pozwoliłem się przyciągnąć do jego ciała. 
- Możesz być słaby Zayn, to nic złego - powiedział i wtedy po prostu coś we mnie pękło. Już nie mogłem tego wszystkiego w sobie dusić. 
- Już nie mam siły tato. Nie mogę na nią patrzeć i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie mogę siedzieć obok niej i starać się zachowywać tak jak wcześniej bo przecież teraz wszystko jest inne. A najgorsze jest to, że nie mam już siły walczyć ani za siebie, ani za nią. 

***

Po tym jak pogadałem z tatą było mi trochę lżej i łatwiej na to wszystko patrzeć. To było dziwne uczucie mieć poczucie, że w każdej chwili mogę do niego pójść, powiedzieć co mi leży na sercu i spróbować zastosować się do jego rady. Jeszcze nigdy nie miałem kogoś takiego. 
Z czystej ciekawości chciałem zajrzeć do pokoju Ivy, aby dowiedzieć się co Harry tak długo u niej robi, ale akurat gdy dochodziłem do drzwi one się otwarły, a na korytarz wyszedł Styles od razu irytując mnie swoją obecnością w moim kurwa domu. 
- Cześć - powiedział brunet i podał mi rękę, którą uścisnąłem.
- Jak ona się czuje? - zapytałem i spojrzałem na zamknięte drzwi tak jakbym mógł przez nie cokolwiek zobaczyć.  
- Jest cholernie smutna, ale to pewnie nic dziwnego - Harry wzruszył ramionami i ścisnął moje ramie gdy moja głowa powędrowała w dół. 
- Ona w ogóle w siebie nie wierzy.
- Wierzy, ale nie przy tobie - zmarszczyłem czoło i spojrzałem na niego całkowicie go nie rozumiejąc. - Powiedziała, że chciałaby odnaleźć swoich rodziców i z nimi zamieszkać. I tutaj nasuwa się pytanie dlaczego ty żeś jej kurwa nie powiedział o jej rodzicach? - zamknąłem oczy czując jak cała ta rozmowa z moim ojcem ucieka gdzieś daleko razem z tą łatwością i ulgą, którą uzyskałem. 
- Ona jeszcze niczego nie wie. A poza tym co ja miałem jej powiedzieć? Że jej rodzice jej nie chcą? Że jej nienawidzą? - Harry otwarł usta aby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyleciało. - Wszyscy jesteście kurwa pierwsi do oceniania mnie, ale nikt nie spędzał z nią całych dni w szpitalu, nikt nie patrzył na nią jak słuchała co lekarz do niej mówił. Nikt oprócz kurwa mnie nie widział jak spada z tych jebanych schodów bo tamten psychol chciał załatwić mnie, a Ivy stanęła w mojej obronie. A więc idealny panie Stylesie nie masz żadnego kurewskiego prawa mnie oceniać, bo ja już sam to zrobiłem i wiem, że to moja wina dlatego staram się to wszystko teraz naprawić i sprawić aby ta głupia idealna dziewczyna pokochała mnie jeszcze jeden raz - nie kontrolowałem tego co mówię, ale gdy wreszcie wszystkie moje myśli znalazły ujście w słowach postanowiłem po prostu się odwrócić i odejść. 
Ivy chciała wrócić do rodziców co równa się z tym, że moja umowa z jej ojcem zostanie zerwana i ten kutas wszystko jej powie. Na pewno tam nie wróci. 
------------------------------------------------------------------------------
Hejka! Mam nadzieję, że ten rozdział was zadowoli lol. Nie rozpisuje się bo normalnie chyba umieram więc jedyne o czym myślę to łóżko. Dziękuje wam za wszystkie komentarze :*
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kamila♥

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 2 część II

***Natasha***


     Żyłam dniem dzisiejszym. Chwilą, momentem. Starałam się nie wspominać i po części mi się to udawało. Czasem widok jego przystojnej twarzy pojawiał się w mojej głowie i za nic nie chciał jej opuścić. Rzucałam w niego największymi obelgami, ale w głębi serca nadal go kochałam. Przychodziłam każdego dnia, dopóki go nie wypuścili. Ani razu mnie nie wpuścił, a ja byłam na tyle żałosna, że mimo to stałam pod jego drzwiami i prosiłam o kilka słów wyjaśnienia. Nie doczekałam się nawet jednego. Później nie wiedziałam, gdzie mogę go znaleźć, ponieważ zabronił David'owi informować kogokolwiek o miejscu, w którym mieszkał. Odciął się od nas. Wiem od Zayn'a, że dwa czy trzy razy odwiedził Ivy w szpitalu, jednak ja nigdy go tam nie spotkałam.
     Kilka razy myślałam nad skończeniem tego cierpienia, ale wtedy pojawiał się on - mój najlepszy przyjaciel. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie mu zaufać, ale zrobiłam to bezgranicznie. Wykazał się i czuję, że naprawdę mu zależy. Gdzieś w głębi wiem, iż pozory mylą i równie dobrze może udawać, jednak za każdym razem odrzucam od siebie takie myśli, ponieważ wybaczyłam mu to, co zrobił. Chciałam zacząć od nowa, a przecież każdemu należy się druga szansa.
     Jeszcze raz poprawiłam moje włosy, które dzisiaj, jak na złość nie chciały się ułożyć. Wszystko było przeciwko mnie, a przecież nic nie zrobiłam! Każda rzecz, której się dotknę - psuje się albo leci mi z rąk. Nigdy nie byłam, aż tak niezdarna jak przez ostatnie kilka dni. Nie wiem czym się tak denerwowałam, ponieważ jak na razie wszystko szło w odpowiednim kierunku. Zaczynałam czuć się w pełni szczęśliwa, mimo złamanego serca. Kochamy się, ale nie potrafimy być razem. Zbyt dumni, by z czegoś zrezygnować. Oboje byliśmy niesamowicie uparci i głupi. Zakochani w sobie bezgranicznie i niepotrafiący być razem.
     -Już idę - powiedziałam, kiedy usłyszałam po raz kolejny dzwonek do drzwi.
     Wstałam z pufy i małym korytarzem udałam się w ich kierunku. Przekręciłam zamek wiedząc, kto czeka za nimi i otworzyłam je na oścież. Przed sobą ujrzałam rozczochraną, blond czuprynę, niebieskie oczy i ten zawadiacki uśmiech, który wręcz uwielbiałam. Chłopak ubrany był zwyczajnie, a jednak elegancko. Nie wymagałam od niego jakiegoś wyszukanego stroju, ponieważ szliśmy tylko do kina, aby się zrelaksować i odpocząć od szarej codzienności. Dwie godziny zatracenia się w czyjąś historie miało poprawić nasze humory i dostarczyć rozrywki, której tak bardzo nam brakowało. Ja zajęta nauką i pracą w piekarni, a on swoimi sprawami, w które nie miałam zamiaru wnikać.
     -Pięknie wyglądasz - rzucił w moją stronę komplement, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
     -Mówisz mi to codziennie - odparłam i zarzuciłam na ramię torebkę.
     Wyszłam z mieszkania, a następnie zamknęłam je na klucz. Ostrożności nigdy za wiele. Łapiąc mężczyznę pod ramię opuściłam wraz z nim budynek i z jego pomocą zajęłam miejsce pasażera. Rozmowa kleiła nam się przez całą drogę i nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się na miejscu. Chłopak, jak na gentlemana przystało - otworzył mi drzwi. Objął moją talię i weszliśmy do środka. Od razu uderzyło we mnie ciepło pomieszczenia i zapach popcornu. Głośne rozmowy ludzi, którzy śpieszyli się na seans. Udaliśmy się do kasy biletowej i tam wybraliśmy film, jaki chcemy obejrzeć. Padło na komedie, ponieważ oboje chcieliśmy się zrelaksować, a taki rodzaj nie wymagał dużego analizowania fabuły. Kilka dobrych żartów, zabawnych scen - to wszystko, co było nam w tym momencie potrzebne. Kupiliśmy jeszcze napoje i przekąski, a chwilę później wchodziliśmy na salę. Zajęliśmy odpowiednie miejsca i czekaliśmy, aż film się zacznie. W między czasie zdążyłam zjeść pół paczki prażonej kukurydzy i skoczyć do łazienki, aby nie wychodzić w trakcie i przeszkadzać innym.


~*~

***Harry***


     Żyłem dniem wczorajszym. Wspomnieniami, pamięcią. Myślałem o niej każdego dnia i o tym, co zrobiłem źle. Zaczynając od każdego razu, gdy ją zraniłem, poprzez wszystkie sprawione jej zawody, kończąc na ostatnim moim 'wybryku'. Nie widziałem jej już tyle czasu, a moje serce każdego dnia umierało po raz kolejny. Bolała mnie każda część ciała, nie potrafiłem jeść, przez co bardzo schudłem, nieprzespane noce dawały o sobie znać w postaci zmęczenia i worów pod oczami. Wszystko układało się nie po mojej myśli. Nie radziłem sobie. Jedyne czego się trzymałem to praca - pomoc przy remontach. Nie był to szczyt moich marzeń, ale cieszyłem się, że mam cokolwiek i starcza mi na jedzenia oraz opłaty.
     Nie odzywałem się do nikogo. Natasha mnie nienawidziła, Zayn nigdy nie lubił, a moja jedyna przyjaciółka leżała nieprzytomna w szpitalu. Czy moje życie mogło być jeszcze bardziej popaprane? Czułem się, jak najgorszy śmieć, ale przecież nim właśnie byłem - śmieciem. Najgorszym dupkiem, który na nic nie zasługuję.
     -Możesz iść do domu - usłyszałem głos mojego szefa i podniosłem na niego wzrok.
     -Jasne - odparłem - Tylko się przebiorę - dodałem i wyszedłem do innego pokoju, w którym miałem ubrania na zmianę.
     Zebrałem wszystkie swoje rzeczy i opuściłem cały budynek. Płacili mi sporo, a praca nie była bardzo ciężka. Oczywiście planowałem ją, jak najszybciej zmienić. Nie miałem pojęcia, kim tak naprawdę chce być. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ponieważ żyłem chwilą i nie przejmowałem się konsekwencjami. Teraz wszystko się zmieniło, a ja nie mam zamiaru żyć na czyimś utrzymaniu. Wolę sam zapracować na swoje życie.
     Pozbyłem się wszystkich natarczywych myśli, kiedy uderzyło we mnie chłodne powietrze. Mimo wiosny wieczorami było jeszcze zimno. Nie przeszkadzało mi to, chociaż preferowałem lato. To zawsze była moja ulubiona pora roku. Kochałem ciepło i oczywiście wolne od szkoły. Niestety do czasu. W ośrodku nie było tak łatwo. Nie mieliśmy wolnych dwóch miesięcy; większość czasu spędzaliśmy pod opieką zakładu.
     Westchnąłem, kiedy znalazłem się pod kamienicą, w której mieszkam. Kolejny wieczór spędzę sam i będę rozmyślać. Byłem taki głupi. Przecież mogłem pójść do Natash'y i wszystko jej wyjaśnić, a następnie błagać o wybaczenie, ale tego nie zrobiłem. Pewnie już dawno zdążyła o mnie zapomnieć. Wiedziałem, że przychodziła każdego dnia, jednak bałem się. Bałem się, że tamten kutas może jej coś zrobić. Był nieobliczalny i niebezpieczny. Nie mogłem ryzykować i choć teraz byłem wolny nie chciałem po raz kolejny mieszać w życiu mojej ukochanej. Najwyraźniej nie dane jest nam być razem. Oboje pozostaniemy nieszczęśliwi, a bynajmniej ja. Natasha jest piękna i każdy facet chciałby z nią być.
     Uwiodła mnie swoją urodą, inteligencją, seksapilem. Wszystko w niej mi się podobało. Była moim osobistym ideałem, za który mógłbym oddać życie. Zerwałem z nią tylko po to, aby była bezpieczna. Nie mam żadnej pewności czy zatwierdzenia, ale mam nadzieje, że Niall nie jest damskim bokserem i nic jej nie zrobi. W końcu mieliśmy umowę.


________________________________
Z góry przepraszam za długość, ale jak wiecie nie miałam komputera (dopiero wczoraj go odzyskałam) i na dodatek, dzięki mojemu genialnemu internetowi nie zapisała mi się polowa rozdziału i musiałam pisać od nowa -,-
Mam nadzieje, że się podoba!

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 1 część II

Rozdział dedykuje mojej upierdliwej siostrze, która podglądała podczas pisania i która zabroniła mi zabijać kogokolwiek, ale kim że ja bym była gdybym się jej posłuchała? 
----------------------------------------------------------------------------
***Zayn***

Każdy mój dzień wyglądał tak samo. Wstawałem, udawałem zainteresowanie podczas śniadania z moją rodziną, a potem wychodziłem prosto do niej. Potrafiłem spędzić kilkanaście godzin nie ruszając się z miejsca i patrząc się tylko w jeden punkt. Czasami coś jej czytałem albo opowiadałem, ale czasami po prostu siedziałem tam i płakałem.
Nikt wtedy nie odważył się wejść do środka bo wszyscy wiedzieli, że to się źle skończy. Potrzebowałem chwili dla siebie i zdecydowanie nie miałem ochoty przebywać z żadnym człowiekiem oprócz niej.
Moja kara zakończyła się cztery miesiące temu, a jednak nadal czuję się jakbym był karany jednym z najokrutniejszych sposobów na świecie. Wszystko było dla mnie obojętne, nie interesowało mnie to, że moja matka toczyła walkę z ojcem, nie obchodziło mnie to, że Rose była w ciąży i miałem mieć jeszcze jedną młodszą siostrę, miałem gdzieś co działo się z moją siostrą, która znikała na całe noce i wracała dopiero popołudniami w kiepskim stanie. Oni wszyscy dla mnie nie istnieli, zresztą ja sam dla siebie nie istniałem. Czułem jakbym umarł wiele miesięcy temu i tylko jedna osoba na tym całym pieprzniętym świecie mogła mnie uratować.
Każdej nocy śniłem o tym jak Ivy spada w dół schodów krzycząc moje imię z nadzieją, że jej pomogę, a ja tylko stałem tam jak skończony idiota i patrzyłem jak jej głowa uderza o każdy stopień, a potem jej ciało zatrzymuje się na podłodze i leży całkiem nieruchoma, a w okół jej głowy tworzy się czerwona plama. Potem nagle znajduje się w jej pustym pokoju leżąc na środku i rycząc jak baba, po chwili przybiega Harry, który stara się mnie uspokoić, ale sam również płacze.
Codziennie śnię wspomnieniami, które są dla mnie najgorsze.
- Już nie daje rady - wyszeptałem i ucałowałem jej bladą dłoń. Ivy schudła i to bardzo wiele przez co zrobiła się jeszcze drobniejsza niż była wcześniej. Wyglądała jakby miała się zgubić w tym wielkim łóżku wśród białej pościeli. - Proszę cię maleńka pomóż mi - w moich oczach znów pojawiły się łzy, które często ostatnio mi towarzyszyły. Nigdy w życiu nie pomyślałem, że jestem zdolny do płaczu. Nie ja wielki Zayn Malik skończony egoista bez uczuć, martwiący się tylko o to aby zaliczyć jakąś panienkę.
- Dzień dobry Zayn - odwróciłem się na krześle i ujrzałem lekarza, który zajmował się moją dziewczyną.
- Są jakieś zmiany? - codziennie zadawałem to samo pytanie z nadzieją, że właśnie w tym momencie usłyszę jakąś dobrą nowinę. Niestety zawsze słyszałem te same słowa, które wywoływały u mnie uczucie ogromnego żalu.
- Wciąż czekamy - odpowiedział i spojrzał na kartę przyczepioną do łóżka Ivy. - Zayn nie chcę być nieczuły, ale musisz zacząć rozważać moją propozycję.
- Nie będę niczego rozważał - odparłem gwałtownie i chwyciłem dłoń mojej księżniczki. Nie chciałem słuchać tego pojeba o tym co powinienem zrobić z racji tego, że Ivy wciąż się nie wybudziła. Nie będę podejmował takiej decyzji, to zbyt duża odpowiedzialność, a poza tym za bardzo ją kocham.
- Zayn ja wiem, że nie chcesz do siebie dopuścić takiej myśli, ale minęły już cztery miesiące. Mózg Ivy nie pracuje tak jak wcześniej - nie wiem dlaczego, ale miałem pierdolone wrażenie, że ten lekarz nie patrzy na nią jak na pacjentkę, którą powinien chcieć wyleczyć, ale za to patrzył na nią jak na zwierze, które było można uśpić gdy lekarzowi nie chciało się już o nie walczyć. Po moim trupie kutasie.
- Ona się obudzi, Ja to wiem - przestałem zwracać uwagę na mężczyznę stojącego z boku i skupiłem się tylko i wyłącznie na niej.    
Nie mogłem nawet dopuścić do siebie tej jebanej myśli, że mógłbym skazać moją ukochaną na śmierć. Przecież... Ona mnie ocaliła prawda? Nie musiała iść z Kevinem, mogła odejść sama i pozwolić aby ten psychol pokroił mnie nożem na kawałki i cieszył się przy tym jak dziecko gdy dostaje nowe zabawki na święta.
Mogła odejść i pogodzić się z moją śmiercią lub po prostu o mnie zapomnieć i żyć dalej, ale jednak tego nie zrobiła.

***Ivy***

Leżałam całkiem sztywno na łóżku nie mogąc znieść czyjegoś dotyku na mojej ręce. Nie wiedziałam kto i z jakiej okazji mnie dotyka, ale czułam się z tym cholernie źle. Nawet kilka razy starałam się strząsnąć czyjąś dłoń z mojej ręki, ale słyszałam wtedy tylko ciche westchnienia pełne żalu i tęsknoty. Kilka razy poczułam nawet jak coś mokrego spada na moją odsłoniętą rękę, a potem delikatne pocałunki, które kojarzyły mi się z... Właściwie nie wiem z czym. 
- Gdybym tylko wiedział jak mam ci pomóc to zrobiłbym to od razu - czyjś głos powodował u mnie narastający ból głowy mimo tego, że ta osoba mówiła strasznie cicho. - Jeśli musiałbym oddać za ciebie życie już dawno leżałbym pod ziemią, a ty byłabyś szczęśliwa - nie wiem dlaczego, ale moje serce dziwnie zakuło, a oczy zaczęły mnie piec mimo tego, że miałam je zamknięte. - Boże spraw żeby ona się już obudziła - głos był coraz cichszy, a ja znów odpływałam gdzieś daleko, gdzieś gdzie byłam całkiem sama i wszystko było takie samo, nic nie miało wyraźnego kształtu, a ja byłam tam całkiem obca i tak samo niewyraźna, ale tym razem było inaczej. Nie spadałam w dół tak jak kilka razy wcześniej tylko zostałam gdzieś gdzie wszystko czułam coraz wyraźniej, każdy głos był dla mnie czymś nowym i niesamowicie pociągającym. Chciałam słyszeć więcej, chciałam wreszcie widzieć.
Znów poruszyłam lewą ręką, a potem prawą. Wciągnęłam do płuc więcej powietrza niż wcześniej i poczułam jak serce przyspiesza swój rytm.
Potem poszło już łatwo. Po prostu podniosłam powieki, ale przez pierwszą chwilę nic nie widziałam oprócz jasnego czegoś co strasznie mnie raziło.
- Ivy? - odwróciłam głowę w bok i dojrzałam jakiegoś chłopaka, który patrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma, w których gromadziły się łzy. Przeniosłam spojrzenie na swoją rękę i wtedy dostrzegłam, że to jego dotyk cały czas na sobie czułam. To on mnie całował, to on do mnie mówił. Tylko dlaczego?
- Dlaczego mnie dotykasz? - nie wiedziałam jak dokładnie brzmi mój głos, ale to co teraz wydostało się z mojego gardła nie brzmiało dobrze.
- Boże kochanie! Ty się obudziłaś - po policzkach chłopaka zaczęły spływać łzy, które były dla mnie całkiem niezrozumiane.
- Kim jesteś? Dlaczego mnie dotykasz? - wyszarpnęłam swoją dłoń z jego uścisku, a potem w czystej panice wyrwałam jakąś rurkę wystającą z mojej ręki. - Gdzie ja jestem? - zapytałam i usiadłam zdenerwowana. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a głowa zaczęła mi pulsować, ale mimo wszystko czułam, że muszę uciekać.
- Ivy, masz na imię Ivy - powiedział chłopak gdy odsunęłam w pośpiechu od siebie jego ręce.

***Zayn***

Patrzyłem w panice jak moja mała księżniczka wyrywa sobie z rąk wenflony, jak odpycha od siebie moje ręce. Obserwowałem jak mamrocze do siebie pod nosem i siada raptownie na łóżku blednąc na twarzy z chwili na chwilę. Chciałem ją złapać za ramiona, pocałować, powiedzieć jak bardzo ją kocham, ale byłem w wielkim szoku spowodowanym jej zachowaniem. Dlaczego ona mnie odpycha do kurwy jasnej? 
Nie zauważyłem momentu kiedy Ivy zrzuciła z siebie kołdrę, ale moment kiedy spada z łóżka zapamiętam do końca życia tak samo jak moment gdy spadała z tych pieprzonych schodów. 
Jej krzyk rozbrzmiewał z mojej głowie cały czas tak samo głośno jak w czasie jej upadku.
Teraz znów klęczałem przy jej nieruchomym ciele tak samo jak kilka miesięcy temu i wzywałem żałośnie pomoc mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy. Znów po chwili radości i przypływu ogromnej nadziei zostałem pozbawiony wszystkiego wraz z moim sercem, które było rozjebane na tysiące kawałków, których już nikt nigdy nie poskleja do kupy i nie stworzy z nich jedności.   
---------------------------------------------------
TO NAJKRÓTSZY ROZDZIAŁ JAKI KIEDYKOLWIEK NAPISAŁAM  ale cóż to dopiero początek więc nie mogłam się rozpisać.
ZA TYDZIEŃ może nie być rozdziału ponieważ Oliwia ma problemy z komputerem mam nadzieję, że jej wybaczycie ;)
A więc zaczynamy drugą część i mam nadzieję, że będziecie pisać swoje opinie dzięki czemu łatwiej jest nam napisać rozdział pełen emocji :) 
Przepraszam za ewentualne błędy.
Kocham was! 
Kamila♥    

niedziela, 4 października 2015

Prologi drugiej części

A więc oficjalnie prezentujemy wam PROLOGI drugiej części (ibfsdignfjht) Prison od Darkness. Mamy również dla was ZWIASTUN  (tutaj jest link na yt, a na dole jest wgrany zwiastun jeśli nie chce ci się przechodzić na inną stronę) i mamy nadzieję, że spodoba się wam to co dla was przyszykowałyśmy. Już za tydzień pojawi się pierwszy rozdział nadal na tej stronie. Życzymy miłego tygodnia i liczymy na wasze komentarze z opiniami kochane nasze słoneczka! 
------------------------------------------------------------


     Patrzył na nią ukradkiem w głowie przywołując związane z nią wspomnienia. Nie potrafił zapomnieć, choć sam o to prosił. Ona próbowała. Próbowała uwolnić się od przeszłości i zacząć nową przyszłość. Wyrzuciła go z serca starając się nie tęsknić i rozpamiętywać. I choć bolało ją wszystko chciała iść dalej. Ruszyć przed siebie z wysoko uniesioną głową. Mając u boku kogoś, kto zdobył jej bezgraniczne zaufanie. I nie bała się zranienia, bo życie zbyt mocno już dało jej w kość. Chociaż przez chwile chciała być szczęśliwa, niczym się nie przejmować. 
     Będąc pewną, że nic nie stanie jej na drodze przeprosiła swego towarzysza i udała się do toalety. Stanęła przed sporych rozmiarów lustrem i wzdychając założyła kosmyk włosów za ucho. Odwróciła się na pięcie z zamiarem wejścia do jednej z kabin, ale powstrzymało ją od tego szybsze bicie serca. Zamrugała kilkakrotnie chcąc upewnić się, że nie wymyśliła sobie jego postaci. Bo jeszcze chwile temu go nie było. 
     -Harry? - wyszeptała. 
     -Prawdziwy i żywy. - odparł podchodząc do niej - Zbyt długo pragnąłem tej chwili - dodał niższym o ton głosem kładąc dłoń na jej ramieniu. 
     -A ja zbyt długo próbowałam zapomnieć - zrzuciła jego rękę i zwróciła się ku wyjściu - Ty też to zrób - dopowiedziała wychodząc z pomieszczenia i wracając do stolika. 
     Sztuczny uśmiech, dobra gra słów, odpowiedni wyraz twarzy. Uwierzył jej, nie pytał o nic i choć wiedziała, że nie lubił, gdy go oszukiwała nie potrafiła powiedzieć mu prawdy. 
     -Wracajmy do domu. Chyba coś mi zaszkodziło. Nie czuję się zbyt dobrze - poprosiła na co przytaknął.




Walczyłem. Przyrzekam kurwa, że walczyłem, ale nawet mi brakło siły. Nie mogłem być spokojny gdy siedziałem w jej pokoju, na jej łóżku patrząc na wszystkie rzeczy, które nie zostały ruszone przez nikogo odkąd jej tutaj nie ma. Nikt nie miał prawa wejść do tego pokoju oprócz mnie. Wiedziałem, że mogłem tutaj przyjść i poczuć jej obecność, ale teraz to się kończyło i czułem się tak bardzo kurewsko źle z myślą, że jestem tutaj ostatni raz. Jutro gdy będę potrzebował pocieszenia nie będę miał gdzie pójść, zamknąć się aby płakać w samotności. 
- Zayn? - podniosłem powoli głowę i zobaczyłem stojącą w wejściu Natashę, a za nią pana Davida, który trzymał się na bezpieczną odległość od mojej przyjaciółki. 
- Coś się stało? - zapytałem i odłożyłem jej koszulkę na poduszkę skąd ją zabrałem. Wciąż nią pachniała. Zresztą cały ten pokój pachniał moją Ivy, jej jedyne zdjęcie stojące na biurku uśmiechało się do mnie uświadamiając mi jak wiele straciłem. 
- Musimy iść. Twój tata już przyjechał - Natasha weszła do środka i usiadła po mojej lewej stronie, a za nią ruszył David i zajął miejsce po mojej prawej. 
- Pojedziemy do niej razem z tobą - pan David również spojrzał na zdjęcie Ivy i westchnął głośno. Najwyraźniej nie tylko ja tęskniłem. 
- Tęsknię za nią - powiedziałem cicho i pierwszy raz płakałem przy kimś innym niż Ivy. Natasha również zaczęła płakać, ale mimo to przytuliła mnie i starała się pocieszyć. David zrobił to samo, a ja po prostu siedziałem tam całkowicie obojętny i płakałem myśląc o pięknym uśmiechu mojej księżniczki i o tym jak wyglądały jej oczy gdy wpatrywała się we mnie z miłością.


ZWIASTUN 

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 64


***Harry***

     Co chwilę wspominałem tamten pocałunek. Jej delikatne usta na moich, nieśmiałe muśnięcia, moja dłoń na jej bladym policzku. Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale nie mogłem się powstrzymać, kiedy na nią patrzyłem. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaka jest piękna i ile dla mnie znaczy. Każdy wiedział, że moją największą miłością jest Natasha, ale nie mogę z nią być. Może nie jesteśmy sobie pisani, a każdy potrzebuje miłości, którą mi mogła dać moja blond włosa przyjaciółka. Oboje cierpieliśmy z powodu tego głupiego uczucia. Czy nie mogliśmy być szczęśliwi? Dlaczego los chciał, abyśmy odczuwali ból.
     Nie chciałem mieszać się miedzy nią a Zayn'a. To samo tak wyszło. Nie kontrolowałem tego, co robię. Moje pragnienia zwyciężyły. Potrzebowałem pocieszenia. Nie tylko kobiety mogą mieć złamane serce. I pomimo, że to ja zjebałem po całości czuje się, jak rzucony piętnastolatek. Moje życie jest bagnem, w które wciągnąłem za dużo osób. Zbyt wiele przeze mnie wycierpiały. Powinienem zginąć. Powinienem zdychać w katuszach. Żałuje wszystkiego, ale nie mogę cofnąć czasu. Może gdybym nigdy nie spotkał Natashy, nie zrobiłbym z jej życia koszmaru. Chciałbym ją przeprosić za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziłem, a następnie wymazać wspomnienia o mnie. Może wreszcie zacznie od początku. A ja nie chce się w to mieszać.
     Zdejmuje z siebie przepoconą koszulkę i kładę się na podłodze. Mam dość ćwiczeń na dziś. Jestem wykończony, ale to mi pomaga. Poza tym, już dawno straciłem moją formę. Opuściłem się i przytyłem. Potrzebuje pożądanego treningu. Sięgając po butelkę wody stojącą nieopodal przecieram czoło ręką. Następnie odkręcam zakrętkę i wypijam całą zawartość jednym duszkiem. Wzdychając przeciągłe wstaje na równe nogi. Niechętnie wyciągam z szafy czyste ciuchy i kieruje się pod prysznic. Na korytarzu roi się od ludzi, a ja jestem zdezorientowany, bo nie wiem o co tyle szumu. Dopiero później zauważam Zayn'a biegnącego z Ivy na rękach. 
     -Co się stało? - krzyczę do niego, ale on nawet nie zwraca na mnie uwagi. 
     Rzucam trzymane w rękach rzeczy z powrotem do mojego pokoju i podążam za nim. Po chwili mój marsz zmienia się w bieg, a zatrzymuje się dopiero przy gabinecie pielęgniarki. Wszystko dzieje się niesamowicie szybko. Zayn tłumaczy mi co z Ivy, pod ośrodek przyjeżdża pogotowie, ratownicy nie chcą nic powiedzieć, a jedynym ogarniętym w tym momencie człowiekiem jest David, który zabiera mnie i Malik'a do szpitala. 
     Moje serce przyspieszyło swojego bicia, ręce zaczęły się trząść, nogi miałem, jak z waty, a całe ciało oblał zimny pot. Byłem zdruzgotany, bo moja nieprzytomna przyjaciółka była własnie wieziona do szpitala. Ktoś krzyczał do mnie coś kompletnie nie zrozumiałego, ale ja jedynie machnąłem na niego ręką. Nie obchodziło mnie, co takiego ważnego miał mi do powiedzenia. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie Ivy i nikt więcej. Miałem wszystko głęboko w poważaniu. Wszystko przestało dla mnie istnieć, bo moja, cóż - Zayn'a księżniczka była w złym stanie. Można nawet powiedzieć, że w opłakanym. Wiedziałem jedno. Musiałem zapierdolić tego skurwysyna, który śmiał ją tknąć.
     Widziałem jeszcze tylko, jak blondynka wieziona jest na noszach. Później było najgorsze, czyli czekanie, które powoli mnie wykańczało. Martwiłem się o nią, jak cholera, a kiedy wreszcie mogliśmy ją zobaczyć, było jeszcze gorzej. Jej blade ciało leżące w śnieżnobiałej pościeli. Wyglądała jak martwa, o tym, że żyje informowały nas jedynie pikające maszyny. Wokół niej pełno było tego ustrojstwa. Głowę owiniętą miała bandażem, a do dłoni przyczepiony wenflon. Wyglądała źle, bardzo źle. Chciałem usiąść na krześle tuż obok jej łóżka, ale Zayn mnie wyprzedził. Złapał za jej rękę i delikatnie gładził. Widziałem w jego oczach łzy. Najprawdziwsze łzy. Zayn Malik własnie płakał, a jego ukochana walczyła o życie. Teraz żałuje, że ją pocałowałem. Mimo wszystko, wiem, że ten dupek ją kocha. 


     Minęły już dwie godziny odkąd jesteśmy w tym jebanym szpitalu. Wszędzie białe ściany i ten cholerny zapach. Nie cierpię tego. Czekania i niepewności. Wszystko mnie denerwuje i chodzę w tą i z powrotem. Staram się opanować, ale nic mi nie pomaga. Ciągle przeczesuje włosy ciągnąc za ich końce, a w buzi mam metaliczny smak krwi, poprzez przygryzanie wargi. Oczy mam napuchnięte i czerwone. Jednym słowem wyglądam okropnie.
     -Idę po kawę - odzywam się zachrypniętym głosem - Ktoś chce? - pytam, ale żaden mi nie odpowiada, wiec po prostu wychodzę. 
     W tym momencie cieszę się, że David też tu jest. Przynajmniej nie chodzę z nagą klatka piersiową, bo oddał mi swoją bluzę. Oprócz tego musimy nosić te śmieszne płaszczyki. Cały czas pląta mi się to pod nogami. Ale to chyba najmniej wkurzająca mnie rzecz. Jak na zawołanie wszystko mi przeszkadza. Dosłownie. 
     Staje tuż przed automatem i wrzucam do środka drobne wybierając rodzaj napoju. Chwile później mając moją upragnioną kawę w ręce wracam pod odpowiednią sale. Przed oczami widzę wbiegających do niej lekarza i pielęgniarki, którzy natychmiast pozbywają się ze środka Zayn'a. Jest roztrzepany i nie wie co się dzieje. Jak najszybciej znajduje się przy nim i próbuje go uspokoić. On jednak nie zwraca na mnie zbyt dużej uwagi zapatrzony na to, co dzieje się z Ivy.
     -Stary, musisz się opanować! - krzyczę do niego łapiąc za ramiona - Obaj ją kochamy, więc zluzuj gacie, bo wiem, co czujesz. Możesz mnie nie lubić, ale teraz liczy się tylko i wyłącznie ona!


~*~

***Natasha***
~Muzyka~

     Zimny prysznic orzeźwił moje ciało, przy okazji oczyszczając mój umysł z ostatnich dni. Nie płakałam, nie użalałam się nad sobą, bo miałam tego wszystkiego dość. Robiłam to, za każdym razem, kiedy mnie skrzywdził, ale zmieniłam się. Kocham go całym sercem, jednak jeżeli on woli zachowywać się, jak dupek to proszę bardzo. Nie mam zamiaru o niego walczyć. Poddaje się, bo zawsze to ja ratowałam nasz związek. Jeżeli jego uczucie do mnie jest prawdziwe, to nie rozumiem, dlaczego mnie unika. Przecież planowaliśmy wspólną przyszłość, a on tak z dnia na dzień o mnie zapomniał?
     Prycham pod nosem na własne myśli. Przecież nie da się zapomnieć o kimś w dwa dni. Musiałabym być głupia, aby w to uwierzyć. Ale nie jestem głupia i nie łatwo mnie oszukać. Wiem, że coś się dzieje. Jednak nie mam ochoty w to ingerować. Myślę, że sam przemyśli swoje zachowanie i będzie mnie błagał o wybaczenie. Jak zwykle padnie do moich stóp, a ja po raz kolejny dam mu następną szansę. Moje serce należy do niego i nie wyobrażam sobie, abym mogła być z kimś innym. Poza tym, jestem jego narzeczoną. To chyba o czymś świadczy. Albo i nie.
     Wycieram mokre włosy ręcznikiem i zakładam na siebie bieliznę. Myję zęby i twarz, a w pokoju ubieram resztę ubrań. Czuje się świeżo i czysto, tak jak powinnam. Niestety wszystko dookoła powoli zaczyna mnie przytłaczać. Od przyszłego miesiąca zaczynam sama płacić za mieszkanie i boje się, że nie starczy mi na wszystko pieniędzy. Staram się oszczędzać, jak tylko mogę, ale przecież muszę za coś żyć. Czasem mam ochotę iść się upić i nie przejmować się niczym, jednak tego nie robię. Wiem, że to nie rozwiąże moich problemów, a tylko pogorszy sprawę. Najwyższy czas stawić im czoło i z dumnie uniesioną głową kroczyć przez życie, które zdążyło mi już tyle razy dopiec.
     Zakładając na nogi puchate kapcie udaje się do kuchni, w której szykuję sobie kolacje. Składa się ona z kanapek z szynką i pomidorem oraz herbaty. Zjadam ze smakiem i myje po sobie naczynia. Mieszkanie wyposażone jest w takie sprzęty, jak zmywarka, ale nie używam jej, bo po prostu tego nie potrzebuje. 
     Ten wieczór postanawiam spędzić na kanapie przed telewizorem. Wybieram pierwszy lepszy film i układam się w wygodnej pozycji. Przykrywam się ciepłym, niebieskim kocem i staram się skupić na fabule, która po jakimś czasie staje się niesamowicie ciekawa i przeżywam wszystko razem z głównymi bohaterami. Czasem zastanawiam się czy moje życie nie jest jakimś filmem bądź książką. Nieraz czuje się, jakbym była głupią marionetką sterowaną przez innych.
     Odrzucam od siebie wszystkie myśli, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Zdziwiona tym, kto może chcieć mnie odwiedzić wstaje z zajmowanego miejsca i podchodzę do drewnianej powłoki. Dla własnego bezpieczeństwa najpierw spoglądam przez wizjer na mojego 'gościa', a dopiero później otwieram. Cały czas zdziwienie nie opuszcza mojego ciała i umysłu. Nigdy nie spodziewałabym się go tu zobaczyć. Nie po tak długim czasie. 
     -Wpuścisz mnie do środka czy będziemy tu tak stać? - pyta, a ja poważnieje. Czy on właśnie zapytał mnie o to, abym pozwoliła mu wejść do mojego mieszkania? 
      -A niby dlaczego miałabym to zrobić? - tym razem to ja pytam zakładając ręce na piersi.
     Chłopak jedynie wzdycha i opiera się dłonią o framugę drzwi. Chcąc nie chcąc skanuje go wzrokiem. Ma na sobie czarną koszulkę, skórzaną kurtkę i jeansowe spodnie. Grzywka, jak zwykle zaczesana do góry, jednak widać jedynie jej kawałek, gdyż ma założoną szarą beanie. Wygląda dobrze. Mogę rzec, że bardzo dobrze. Nie widziałam go bardzo długi czas, ale nie zmienił się ani trochę. 
     -Chce porozmawiać, przeprosić - tłumaczy, ale ja nadal nie mam zamiaru mu ulec - Nie jestem taki, jak byłem kiedyś. Zmądrzałem. Chodzę na terapię, próbuję wyjść na prostą. 
     -Niall - ostrzegam, jednak mi przerywa. 
     -Proszę. Jedna rozmowa. Chce zacząć wszystko od nowa, a dobrze wiesz, że mi na tobie zależy. - błaga, a ja wyobrażam go sobie, jako zbitego szczeniaka i wiem, że będę tego żałować, ale wpuszczam go do środka. 
     -Chcesz coś do picia? - pytam z grzeczności. 
     -Nie, dziękuję - odpowiada i przechodzimy do salonu. 
     Chłopak zajmuje miejsce na kanapie, a ja chcąc utrzymać między nami odpowiedni dystans decyduję się na fotel. Czekam, aż blondyn zacznie mówić, jednak to się nie dzieje, ponieważ bacznie mi się przygląda. Od ostatniego razu obcięłam nieco włosy i zaczęłam się delikatniej malować. Zmieniłam również styl ubierania się. W mojej garderobie nie królują już glany, a trampki i baleriny. 
     -Więc.. - ponaglam go, ponieważ nie chce, aby ta rozmowa zajęła dużo czasu. 
     -Najpierw chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Jestem dupkiem i nie zasługuję na to, co mam - w końcu postanawia się odezwać - Zraniłem cię i jest mi teraz głupio tu być i prosić o wybaczenie. 
     -Co masz na myśli? - pytam nie do końca pewna, co ma zamiar mi powiedzieć. 
     -Chciałbym, abyś dała mi jeszcze jedną szansę. Pragnę zostać twoim przyjacielem. Tym razem godnym twojej uwagi, szacunku i zaufania - mówi, a ja sztywnieje. 
     Nie spodziewałam się, że będzie chciał wrócić do mojego życia. Akurat teraz, kiedy wszystko zaczęło się powoli układać. Prawie wszystko. Na myśl przychodzi mi Harry, ale szybko się go stamtąd pozbywam. W tym momencie nie chce o nim myśleć. 
     -Ja...ja - jąkam się - Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. To dla mnie trochę przytłaczające. 
     -Wiem, dlatego nie naciskam. Chce abyś to przemyślała i dała mi znać. Chyba masz mój numer, prawda? - patrzy na mnie wyczekująco. 
     -Tak - odpowiadam szybko uświadamiając sobie, że nie wykasowałam jego kontaktu. 
     Nasze spojrzenia się krzyżują. Jego niebieskie tęczówki przeszywają mnie na wskroś. Czuję, jakby wypalał w moim ciele olbrzymią dziurę. Moje serce bije nienaturalnie szybko, a oddech mam płytki. Chociaż wiem, że nic mi nie zrobi czuję odrobinę strachu. Nie jestem przyzwyczajona do takich odwiedzin, a do tego mieszkam sama. W każdym momencie może się coś stać. Nie chce wyjść na panikarę, ale wiem jaki jest. Czasem mężczyzna nie potrafi się opanować. Nie chciałabym być jego królikiem doświadczalnym. 
     -Dobrze - odzywam się wreszcie - Przemyślę to i dam ci znać. Cóż, muszę przyznać, że niesamowicie mnie zaskoczyłeś. Chyba nigdy bym się nie spodziewała. 
     Przerywam swoją wypowiedź słysząc dzwonek telefonu. Wypowiadam ciche 'przepraszam' i podnoszę się z miejsca sięgajac po urządzenie. Wychodzę do innego pokoju i przykładam telefon do ucha. 
     -Halo? - mowię odbierając połączenie.
     -Pani Natasha Roberts? - pyta jakaś kobieta po drugiej stronie. 
     -Tak - odpowiadam lekko zdziwiona. 
     -Pani znajomy pragnął, aby została pani poinformowana, że Ivy Carter miała wypadek. 
     Czuję, jak oblewa mnie zimny pot, kiedy docierają do mnie jej słowa. Opuszczam rękę, w której trzymam aparat i rozłączam połączenie. Nagle uświadamiam sobie, że nie zapytałam co dokładnie jej jest i na ile to poważne. Samo słowo 'wypadek' sprawiło, że przez moje ciało przeszły dreszcze. Mimo, że nie jesteśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami to martwię się o nią. Nie zasłużyła na taki los. Jest zbyt niewinna. Wracam do salonu i trzęsącymi się dłońmi zakładam na siebie kurtkę. Niall dziwnie się na mnie patrzy, ale ignoruje jego spojrzenie. 
     -Muszę wyjść - bąkam pod nosem i zakładając na nogi buty biorę do ręki klucze.
     Nie muszę długo czekać, a chłopak materializuje się tuż obok mnie. Żegnam się z nim i od razu udaje do poprawczaka chcąc uzyskać jakieś informacje na temat stanu Ivy. Na miejscu jestem chwilę później i od razu kieruję się do pokoju David'a. Jak zwykle mam w zwyczaju wchodzę nie pukając. Mężczyzna siedzi za biurkiem spoglądając za okno. Najwyraźniej jest zamyślony, bo nie zwraca na mnie uwagi, kiedy wchodzę. 
     -Co się stało Ivy? - pytam od razu, a on dopiero wtedy postanawia na mnie spojrzeć. 
     -Spadła ze schodów - odpowiada - Jest w szpitalu. W ciężkim stanie. Byłem tam kilka godzin razem z Harry'm i Zayn'em. Musiałem wracać do ośrodka, ale Malik uparł się, że zostaje. - dodaje i odwraca wzrok. 
     -Wyjdzie z tego? - siadam na krześle naprzeciw niego. 
     -Miejmy nadzieje. Lekarze nic nie chcieli nam powiedzieć. - opiera się dłońmi o blat i wzdycha głośno - Idź do domu Natasha. Nic nie możemy w tym momencie zrobić. 
     Robię to co mi każe, ale w głowie mam obraz Ivy leżącej w szpitalnym łóżku.


Koniec części pierwszej.

____________________________

Cóż, Kamila trzymała za mnie kciuki, iż uda mi się napisać tak długi rozdział, jak ona. Poległam. Może kiedyś xD

A więc to koniec części pierwszej. Teraz tylko kilka 'formalności' i będziemy publikować część II!
Mam nadzieje, że rozdział się podoba i nie jesteście tacy źli na Harry'ego. Chłopak żałuje. Wybaczcie mu, ja go tam lubię ;)